niedziela, 30 marca 2014

Podsumowanie trylogii „Igrzyska śmierci”

Przekrwione oczy, światłowstręt godny Draculi, spowolnione ruchy i to okropne uczucie zażenowania powiązane z niejasną myślą, że ostatniej nocy chyba zrobiło się coś, na wspomnienie czego rumieniec powinien bezlitośnie zaatakować policzki... Nie da się tego ukryć, pisarka Suzanne Collins zafundowała mi, za sprawą swoich trzech powieści składających się na trylogię „Igrzyska śmierci”, trzy upiorne poranki z „czytelniczym kacem”. Pamiętacie znaczenie łacińskiego słowa „amator”? W znaczeniu b) - lubieżnik (jeśli nie, to zerknijcie do postscriptum wpisu „Patrz punkt pierwszy”). Właśnie takim czytelnikiem-lubieżnikiem poczułam się, czytając po nocach kolejne tomy przygód Katniss Everdeen. Miło było :) Chociaż zupełnie bez sensu, bo przecież mogłam się nimi delektować za dnia, smakować powoli i przeżuwać każde słowo dziesięć razy... Przy trzeciej części prawie zapanowałam nad tym kompulsywnym odruchem czytania. Prawie ;) Jakie jeszcze wspomnienia pozostały mi po lekturze książek pani Collins?

środa, 26 marca 2014

Suzanne Collins „Kosogłos”

Atmosfera się zagęszcza, konflikt eskaluje, a Katniss Everdeen nie wie, czy może komukolwiek ufać - czyli czas na zakończenie trylogii „Igrzyska śmierci”. Co czeka na czytelnika? Główna bohaterka zgrabnie podsumowuje sytuację, w której się znalazła: „Jeszcze jedna siła, z którą trzeba się zmagać. Jeszcze jeden potężny gracz, który postanowił wykorzystać mnie jako pionek we własnej rozgrywce, chociaż przecież nic nigdy nie idzie zgodnie z planem. Najpierw organizatorzy igrzysk zrobili ze mnie gwiazdę, a potem pośpiesznie usiłowali dojść do siebie po numerze z trującymi jagodami. Prezydent Snow próbował wykorzystać mnie do stłumienia zarzewia rebelii i w rezultacie każdy mój ruch przyczynia się do wybuchu pożaru. Rebelianci uwięzili mnie w metalowych szczypcach i wyciągnęli z areny, abym została ich Kosogłosem, lecz przeżyli szok, kiedy się okazało, że mogę nie zechcieć skrzydeł. Teraz Coin, ze swoją garścią cennych bomb atomowych i świetnie funkcjonującą państwową machiną, przekonała się, że ma więcej trudności z oswojeniem Kosogłosa niż z jego złapaniem. Ale to właśnie ona najszybciej się zorientowała, że mam własne plany i dlatego nie wolno mi ufać. Pierwsza publicznie napiętnowała mnie jako zagrożenie.” (s. 62).

czwartek, 20 marca 2014

M.C. Beaton „Agatha Raisin i koszmarni turyści”

Ach, piękne wakacje na malowniczym Cyprze! Słoneczna pogoda, błękit nieba, plaże, a dla bardziej aktywnych - zabytki do zwiedzania. Byłoby jak w raju, gdyby tylko nie ci turyści: hałaśliwi, pretensjonalni, budzący nawet u spokojnych ludzi mordercze instynkty... Agatha, w myśl zasady: gdzie się ruszy - tam trup, ponownie trafia w sam środek kryminalnych wydarzeń. Teoretycznie ma u swego boku dzielnego mężczyznę do pomocy (ba! nawet dwóch - teoretycznie...), w praktyce: sama musi mierzyć się nie tylko z mordercą (czyhającym także na jej życie), męczącymi turystami, obezwładniającą, upalną pogodą, ale i przeraźliwą samotnością. Czy wyjdzie z tego cało?

sobota, 8 marca 2014

Suzanne Collins „W pierścieniu ognia”

Między pojawieniem się iskry, a rozpaleniem ognia jest zazwyczaj moment oczekiwania i niepewności. Pojawiają się wtedy wątpliwości: czy iskra wystarczy, by języki ognia strzeliły ku niebu, czy sam ogień okaże się pomocny, a może wymknie się spod kontroli i zamieni się w zagrożenie dla życia? Czy jesteśmy gotowi na to, co nam przyniesie i czy bardziej go pragniemy, niż się boimy? Powieść „W pierścieniu ognia” kojarzy mi się właśnie z tym momentem między pojawieniem się iskry, a rozpaleniem ognia. Jednak w moim odczuciu, Suzanne Collins przetrzymuje nas w niepewności odrobinę za długo. Z drugiej strony, jest w tej książce pewien hipnotyczny blask, który sprawił, że znowu (tak, jak przy pierwszym tomie) zaczytałam się do późna w noc. Czym dokładnie uwiodła mnie autorka w drugiej części trylogii „Igrzyska śmierci”, a czym (nieco) rozczarowała?