Jaką książkę najlepiej wybrać na pierwszy ogień? Ulubioną, dobrze znaną, nową, symboliczną (o, łapka w górę, tę opcję wybrałam!)? Postanowiłam zacząć od podzielenia się przemyśleniami na temat książki o książkach. Że niby taka sprytna symbolika, nieco dramatyczna - bo w „451° Fahrenheita” mamy przecież do czynienia z paleniem książek! Wybrałam książkę symboliczną, ale zarazem dla mnie nową - opowieść Raya Bradbury'ego znałam dotychczas jedynie z jej filmowej adaptacji, która zresztą podobała mi się tak bardzo, że zapragnęłam przeczytać pierwowzór scenariusza. Nie spodziewałam się, że książka pozostawi mnie z uczuciem niedosytu z posmakiem niesmaku (przy czym ten ostatni akurat nie jest winą autora) - jakkolwiek dziwnie to może brzmieć, jednego możecie być pewni: będzie symbolicznie, ale bez patosu :)
„Z błogim dreszczem chłonąłem z tych ksiąg chłodny i rześki wiew życia, które nigdy nie istniało naprawdę, a mimo to było prawdziwe i chciało teraz wypełnić moje wzburzone serce przypływem swych fal i rozgrywać w nim swoje losy.” (Hermann Hesse)
niedziela, 22 grudnia 2013
niedziela, 15 grudnia 2013
Patrz punkt pierwszy
Werble, konfetti i strzelające korki od ... termosów z przepyszną herbatą! Oto mój pierwszy wpis (właściwie, to drugie podejście do jego publikowania...), a w nim parę słów o „prehistorii”, czyli gdzie pisałam w czasach przedblogowych i dlaczego pewne notesy są NIEODŻAŁOWANE. A także o tym, co mnie skłoniło do założenia bloga oraz dlaczego Amatorka K. to amatorka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)