niedziela, 9 lutego 2014

M.C. Beaton „Agatha Raisin i zakopana ogrodniczka”

Po raz trzeci, wraz z Agathą, mamy możliwość poznawania zalet sielskiej, angielskiej wsi. Plus morderstwo, więc z tą sielskością nie ma co przesadzać. Raisin odkrywa w sobie pasję do ogrodnictwa (a raczej: próbuje sobie ją wmówić ;)), ale to nie kojąca zieleń przyrody będzie motywowała ją do działania, ale duch rywalizacji i zazdrość - zzieleniała z zazdrości Agatha postanawia bowiem zamienić zaniedbany ogród w oazę. Czujnym okiem śledzi przy tym poczynania, lubującej się w zielonych ubraniach, Mary Fortune, nowej mieszkanki Carsely. Dużo tej zieleni w tej książce. Zielona jest też jej okładka. Także autorka sprawia wrażenie zupełnie zielonej, jeżeli chodzi o pisanie powieści...

◊◊◊

1. Przód zielonej okładki zaprojektowanej
przez RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego.
Nie ma tego co ukrywać: książka jest słaba. Gorsza od dwóch poprzednich tomów i wydaje mi się, że jest jedną ze słabszych w całej serii. Przy okazji jest też jedną z najkrótszych w całej serii (dotychczas ukazały się 24 tomy) i jest to oczywiście duża zaleta „Agathy Raisin i zakopanej ogrodniczki”. Powieść sprawia wrażenie, jakby autorka napisała ją, bo musiała (zobowiązania i terminy ją zmusiły?), a nie dlatego, że miała pomysł i cieszyło ją samo pisanie. Sposób narracji i opisana historia przywodzą na myśl niemrawe, letnie popołudnie, kiedy człowiekowi nic się nie chce robić, kiedy nawet leniuchowanie jest męczące i tylko wodzi się wzrokiem za sennie latającymi owadami. Dotychczas nie miałam problemu z pomysłem na wpis, opisanie przeczytanej książki. Zawsze w trakcie czytania po prostu pojawiała mi się myśl, jak chciałabym rozpocząć, na co zwrócić uwagę - książki inspirowały mnie do pisania. Ta w ogóle mnie nie inspiruje, co w moim odczuciu jest nad wyraz wymownym stwierdzeniem.

2. Przykładowa strona
„zielonej” książki.
Samo wykorzystanie tematu ogrodów jako motywu przewijającego się przez całą powieść, wydaje mi się dobrym i ciekawym pomysłem. Zaletą mieszkania na wsi jest niewątpliwie możliwość cieszenia się bliskością przyrody i samodzielnego dbanie o przydomowe rośliny. Niestety, autorka praktycznie sprowadza motyw ogrodnictwa do tego, że Agatha znowu oszukuje w konkursie (!). Tym razem, Raisin postanawia wziąć udział w wystawie kwiatów i Wielkim Dniu, w którym to członkowie towarzystwa ogrodniczego udostępniają swoje ogrody do zwiedzania. I tak, korzysta przy tym z kupionych, już wyrośniętych, kwiatów i innych roślin (skąd my to znamy? Ano stąd: „Agatha Raisin i ciasto śmierci”). To, że Agatha ponownie idzie drogą na skróty aż tak mnie nie dziwi, ponieważ rozumiem, że trudno pozbyć się pewnych nawyków, więc można to zaliczyć jako „realistycznie stworzona postać”. Dziwi mnie natomiast, że M.C. Beaton w trzecim tomie przygód „Rodzynki” plagiatuje swój własny pomysł z tomu pierwszego! Trudno to nawet rozpatrywać w kategoriach nawyku... I niby pojawia się w książce intrygujący wątek, bo nagle w Carsely dochodzi do serii aktów wandalizmu - ktoś niszczy ogródki mieszkańców biorących udział w konkursie, ale nawet ten wątek nie ożywia fabuły na długo. A przecież można było „podkręcić” rywalizację między pasjonatami ogrodnictwa, scharakteryzować ich poprzez ich ogrody (uważam, że fajne byłyby dowcipne opisy osobowości ludzi, stworzone za pomocą ich roślinnych upodobań), albo chociaż spróbować oddać piękno angielskiej przyrody! Autorka nie rozwinęła skrzydeł wyobraźni, powieść napisała poprawnie, ale zupełnie bez polotu. Ta książka wydaje mi się świetnym dowodem na to, że jeśli chodzi o pisanie, to bliżej jej do rzemieślnika niż artysty.

3. Tył zielonej okładki zaprojektowanej
przez RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego.
Postacie mają w sobie tyle energii, co niemrawo latające owady, podczas sennego, letniego popołudnia. Ich zachowanie nie wzbudza większych emocji. Gdzieś uleciało to, co zabawne było w relacji Agathy i Jamesa. Niby nadal ona go to zachęca, to płoszy, ale niewiele zmienia nawet zapowiedź, że Raisin „Miała na tyle zdrowego rozsądku, by zaakceptować to, że [James] nie jest nią zainteresowany, lecz sama wzmianka o nowo przybyłej [Mary Fortune] obudziła w niej bojowego ducha.” (s. 12). Zaskakująco irytujący jest nawet Bill, bo z jednej strony oczywiście znowu ciągle poucza parę naszych domorosłych detektywów, żeby się nie wtrącali, ale z drugiej rozmawia z nimi na temat szczegółów sprawy - chyba powinien zauważyć, że to ich tylko zachęci do węszenia! Najciekawszą postacią wydaje mi się Mary Fortune. Kobieta pozornie idealna; John Fletcher, właściciel gospody Pod Czerwonym Lwem, nie szczędził jej pochwał: „Jest miła i hojna. Wszystkim stawia drinki. Szturmem podbiła wszystkie serca. Piecze najlepsze rogaliki i ciastka, najlepiej uprawia ogród. Zna się na robotach hydraulicznych i wie wszystko o silnikach samochodowych.” (s. 19). Jednak Mary miała pewną (owieczkę! ;P) wadę: bywała bardzo złośliwa i niby w żartach obrażała ludzi. Jakby zza perfekcyjnie naciągniętej twarzy nagle wyzierało jej prawdziwe oblicze osoby niesympatycznej i wewnętrznie zwichrowanej. Szkoda, że autorka lepiej nie rozgrywa tej postaci i nie pozwala nam też jej zrozumieć, tego skąd się wzięły te niespójności charakteru pani Fortune. Czasami brak informacji to nie niedomówienie, tylko po prostu brak informacji.

Jest jeszcze wątek kryminalny, o którym dotąd nie wspomniałam, bo niby jest, a jakoby go nie było... No przynajmniej: długo go nie ma, ponieważ pojawia się mniej więcej w połowie książki. Trochę późno. Po serii zniszczeń w ogrodach mieszkańców Carsely, dochodzi do zbrodni. Pewna ogrodniczka zostaje zakopana (właściwie otruta i „zasadzona” w donicy, głową na dół), a jej ciało znajdują Agatha i James. Śledztwo nie jest zbyt rozwinięte i mało wciągające, a finał jest po prostu przedziwny. Nasz duet przypadkiem trafia na mordercę, który ot tak opowiada im o zbrodni i swoich motywach (zabieg, którego bardzo nie lubię w kryminałach). Do tego, czekając na policję, nasi „detektywi” nie pilnują podejrzanego zbyt uważnie, co ma swoje nieprzyjemne konsekwencje. W zasadzie, to Agatha z Jamesem bardziej szkodzą, niż pomagają... „Agatha Raisin i zakopana ogrodniczka” to krótka powieść - to naprawdę zaleta. Treść oceniłam aż na 2/5, bo postać Mary i pewne detale (akty wandalizmu, zachowanie Agathy, temat ogrodów) jednak ratują ją przed najniższą notą. Książki nie polecam tym, którzy chcieliby sprawdzić „a co to w ogóle ta Raisin?”. W zasadzie warto ją przeczytać tylko jako część całej serii - jeżeli ktoś nie ma ambicji, żeby poznać wszystkie tomy, to może ją sobie spokojnie darować. Postanowiłam jeszcze sprawdzić komentarz, jaki napisałam w czytelniczym pamiętniku, po pierwszym przeczytaniu tej książki. Moje uwagi z 26 sierpnia 2012 roku są podobne do dzisiejszych, jedynie ocena różni się wręcz drastycznie. Za pierwszym razem oceniłam treść na 4/5 („Pomimo zastrzeżeń do książki, dobrze się bawiłam czytając ją - a to chyba jest w końcu najważniejsze? Stąd ta wysoka ocena.” - czasami zaskakuję samą siebie ;)). Hm, najwyraźniej są lepsze i gorsze pory roku na czytanie tej powieści. Wydanie oceniłam na 3/5. Okładka ma ładną kolorystykę, ale grafika na niej nie zapada w pamięci.


autor: M.C. Beaton
tytuł: Agatha Raisin i zakopana ogrodniczka
tytuł oryginalny: Agatha Raisin and potted gardener
tłumaczenie: Monika Łesyszak
seria: Seria kryminałów (tom 3)
wydawca: Wydawnictwo Edipresse Polska SA
projekt okładki: RJ PROJEKT Robert Jasiński
oprawa: miękka
wymiary: 17,8 × 11 × 1,6 cm
liczba stron: 224
waga: 166 g
cena: 13,99 zł
moja ocena treści: 2/5
moja ocena wydania: 3/5

PS Któż to leży pochowany na tym tajemniczym cmentarzu: „James dołączył do niej. Ujrzał kwadratowy skrawek gołej, dobrze spulchnionej ziemi, w którą powtykano małe, drewniane krzyże. Na każdym wyrzeźbiono imię: Jimmy, Willy, Harry, George, Fred, Alice, Emma, Olive. I tak dalej.” (s. 202)? I dlaczego Agatha zareagowała na odkrycie tego cmentarza w następujący sposób: „ - Ale moim zdaniem on je pochował. Istnieje tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. - Pochyliła się i zaczęła rozgrzebywać palcami ziemię.” (s. 203)? Odpowiedzi na te pytania poznają dzielni czytelnicy, którzy mimo wszystko postanowią zmierzyć się z „Agathą Raisin i zakopaną ogrodniczką”. Kto wie, może jednak warto? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz