niedziela, 15 grudnia 2013

Patrz punkt pierwszy



Werble, konfetti i strzelające korki od ... termosów z przepyszną herbatą! Oto mój pierwszy wpis (właściwie, to drugie podejście do jego publikowania...), a w nim parę słów o „prehistorii”, czyli gdzie pisałam w czasach przedblogowych i dlaczego pewne notesy są NIEODŻAŁOWANE. A także o tym, co mnie skłoniło do założenia bloga oraz dlaczego Amatorka K. to amatorka.


◊◊◊

Pierwsze komentarze na temat przeczytanych książek zaczęłam spisywać w podstawówce. W notesie o formacie A6, w granatowej okładce z delikatnym wzorkiem, w kratkę. Każda strona poświęcona była jednej książce, a obok informacji o autorze, tytule, dacie przeczytania, mojej ocenie (w pięciostopniowej skali, którą stosuję do dzisiaj), umieszczałam nie tylko krótki komentarz, ale bardzo często także prosty rysunek nawiązujący do tematyki książki. Niestety nie pamiętam, jaki był pierwszy wpis w notesie - a na własną pamięć jestem zdana w tej sprawie, bo obydwa notesy (tak, pamiętam, że zaczęłam drugi notes - tym razem w okładce z rysunkiem ... zawodnika motocrossowego wykonującego jakieś skomplikowane manewry na motorze :)) w międzyczasie zdążyłam wyrzucić, niszcząc je przy tym bardzo skrupulatnie. Nie wiem dlaczego postanowiłam się ich pozbyć, co mną wtedy (obstawiam, że było to w liceum) kierowało. Czy wstydziłam się tych dziecinnych zapisków, czy doszłam do wniosku, że ich nie potrzebuję? Nie wiem, no ale kto zrozumie małolatę? ;) Przyznam, że teraz trochę żałuję niszczycielskiej skrupulatności, bo fajnie byłoby w pierwszym wpisie na blogu umieścić zdjęcie pierwszego wpisu z tamtego notesu, sprzed kilkunastu lat.

Po notesach, co pewien czas, pojawiały się różne zeszyty (w wygodniejszym formacie A5), w których zaczynałam zapisywać opinie o przeczytanych książkach - po czym szybko z tego rezygnowałam. Skrupulatność niszczenia tych zapisków wciąż utrzymywała się na wysokim poziomie, ale to akurat nie budzi we mnie aż takiego żalu, jak w przypadku notesów (NIEODŻAŁOWANYCH notesów! ;)). Z jednej strony była we mnie chęć prowadzenia czytelniczego pamiętnika, z drugiej chyba nie umiałam do końca nadać tej chęci formy, ustalić jak chciałabym formułować komentarze. I nie byłam jeszcze na tyle pewna siebie, żeby zaakceptować prosty fakt, że popełniam błędy i żeby ze zrozumieniem oraz sympatią spojrzeć na własną grafomanię. Wbrew pozorom, do lubienia własnej grafomanii trzeba dojrzeć.

Stary i nowy czytelniczy pamiętnik (obydwa mają taką samą okładkę)
oraz pieski - jeden jest trochę nieśmiały ;)

Ostatnio zaczęłam prowadzić nowy zeszyt - po tym, jak poprzedni skrupulatnie ... cały zapisałam komentarzami ;) Pierwszy zeszyt (czyli ten cały zapisany) wiernie mi służył przez sześć lat, od 25 października 2007 roku. Mam w nim 250 wpisów i podejrzewam, że będę się do nich odnosić w przypadku tworzenia komentarza na temat czytanej ponownie książki (ha, a może nawet - o bezwstydna! - będę cytowała samą siebie!). Lubię czasem wracać do przeczytanych już książek, zwłaszcza po dłuższym czasie, obserwować jak, o ile, zmienia się mój ich odbiór, odkrywać szczegóły, które kiedyś przegapiłam (Ślepokura Teodozja - jak mawia mój szanowny tata), odczytywać książki na nowo, przez pryzmat najbardziej aktualnej wersji mnie. Przy zakładaniu drugiego zeszytu (obecnego czytelniczego pamiętnika) powróciła do mnie myśl, żeby zacząć pisać blog poświęcony przeczytanym książkom. Pomyślałam sobie, że blog mógłby być „rozwinięciem poszerzenia” - i ta myśl wydała mi się niezwykle kusząca! Pisać o książkach lubię tak samo jak je czytać. Pisanie traktuję jako poszerzenie mojego hobby, którym jest czytanie. Prawdę mówiąc, nie wyobrażam już sobie czytania bez pisania (przez sześć lat skrupulatności mogą się wyżłobić głębokie koleiny przyzwyczajenia). Wraz z nowym zeszytem pojawiła się refleksja, że nie tylko chcę pisać o tym, co przeczytałam, ale chcę robić to coraz lepiej, rozwijać to „poszerzenie”. Doszłam do wniosku, że prowadzenie bloga będzie świetnym ćwiczeniem rozwojowym, głównie dlatego, że inaczej pisze się we własnym pamiętniku, a inaczej dla czytelnika (wiem, że tam jesteś drogi Czytelniku - słyszę jak oddychasz, dlatego nie krępuj się - skomentuj :)). Czynników, które wpłynęły na decyzję o założeniu bloga pewnie mogłabym wymienić jeszcze kilka, ale ograniczę się do dwóch (i tak, jak na mnie, jestem podejrzanie wylewna ;)). Przed kupnem książki lubię poszukać o niej informacji, które mają pomóc mi odpowiedzieć na pytanie: czy na pewno chcę ją kupić i przeczytać? Nie zawsze udaje mi się znaleźć to, czego szukam. Pomyślałam, że zamiast marudzić i się irytować, mogę sama spróbować napisać coś, co będzie zawierało poszukiwane przeze mnie informacje - a nóż okaże się to dla kogoś przydatne? Poza tym, mam też nadzieję, że blogowanie będzie bawiło mnie tak samo, jak pisanie czytelniczego pamiętnika (nie zamierzam z niego rezygnować, będę go prowadziła równolegle z blogiem).

Mój najstarszy zachowany czytelniczy komentarz.
Litera D pod datą oznacza, że książka jest z domowego księgozbioru.



PS Zanim Czytelniku, widząc na blogu słowa „amatorka” i „amatorsko”, oskarżysz mnie o nadmiar pokory i skromności - patrz punkt pierwszy, poniżej :)
amator m IV, DB. -a, Ms. ~orze; lm M. ~orzy, DB. -ów 1. «ten, kto zajmuje się czymś z upodobania, lubiący coś; miłośnik, zwolennik»: Amator książek, polowania, gry w karty. żart. Amator blondynek. fraz. Amator kwaśnych jabłek «osoba o dziwnych upodobaniach» 
2. «osoba uprawiająca coś niezawodowo, niefachowo, bez gruntownej znajomości rzeczy; dyletant»: Stolarz amator. Grać, śpiewać jak amator. 
3. «osoba reflektująca na coś»: Znaleźć amatora na mieszkanie. 
4. «osoba uprawiająca sport bezinteresownie, bez czerpania z tego korzyści materialnych; niezawodowiec» (łc.)” (Słownik języka polskiego PWN, Warszawa 1978, tom I, s. 40)
A skoro słowo jest łacińskiego pochodzenia to dorzucę jeszcze mały cytat:
ămātŏr, ōrĭs m miłośnik; a) przyjaciel; b) kochanek, zalotnik, lubieżnik.” (Słownik łacińsko-polski PWN, Warszawa 1974, s. 32)

2 komentarze:

  1. Ja taką skrupulatnością wykazałam się niszcząc lata temu 5 zeszytów (96 kartkowych - każdy) pamiętnika. A szkoda, bo ciekawie byłoby teraz się pośmiać z mojej młodszej wersji ;)

    A propos książek - pierwsze notatki książkowe były tylko przepisywaniem cytatów, które mnie urzekły, dotknęły, były warte zapamiętania. A na końcu zeszytu był spis przeczytanych lektur. Tych zeszytów też już nie mam, czego również żałuję.

    I prawdę powiedziawszy moim powodem dla pisania bloga o książkach było też m.in. nie tylko chęć dyskusji o nich, ale powrót do lekkości w pisaniu, które lata temu w szkole tak bardzo pomagało mi pisać obszerne wypracowania (te zeszyty z cytatami też były wtedy pomocne ;)

    Miłego czytania i pisania o czytaniu :) I jeszcze wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś pociesza mnie myśl, że nie tylko ja dokonałam dzieła zniszczenia ;D
      5 tomów pamiętnika brzmi imponująco (moje pamiętnikarskie wyczyny były dużo skromniejsze - i niespodzianka: też uległy zniszczeniu ;)) - faktycznie ich szkoda! Cóż to byłoby za źródło informacji dla historyków! :)
      Nie wiem czemu, ale późno wpadłam na to, żeby spisywać cytaty z książek. I nie wpadłam na to, żeby założyć zeszyt - do dziś spisuję cytaty na pocztówkach-zakładkach do książek (z kopią na kompie).
      Ciekawy powód do blogowania, coś w tym jest. Wydaje mi się, że blog to nie tylko miejsce gdzie można poćwiczyć pisanie, ale i wymusza (przynajmniej na mnie) pewną regularność tych ćwiczeń.
      Dziękuję :)

      Usuń