niedziela, 16 lutego 2014

Ismail Kadare „Pałac Snów”

Co Ci się dzisiaj śniło? Może ktoś, kogo znasz, albo wręcz przeciwnie: tajemniczy nieznajomy? Przedziwny splot zdarzeń lub przedmioty pełne symbolicznych znaczeń? Ciekawe, co o Twoim śnie powiedzieliby pracownicy Pałacu Snów. Czy dopuściliby go do Selekcji, gdzie przyjrzano by się mu bardzo uważnie i albo odrzucono jako bez znaczenia (jak oni śmieli tak potraktować Twój piękny sen?!), albo oznakowano jako sen wartościowy? A potem to już „z górki”: sen trafia do Interpretacji, gdzie nie tylko odczytuje (nadaje?) się jego znaczenie, ale przy odrobinie szczęścia, może on stać się Arcysnem i zostać przedstawiony władcy. Pamiętaj, że „jeden taki sen z najważniejszymi znakami ma niekiedy dla władcy o wiele większe znaczenie aniżeli cała armia albo tłum jego dyplomatów” (s. 32). Czekają Cię zaszczyty, nagroda, uściski dłoni, gratulacje i zazdrosne spojrzenia, ... długie przesłuchiwania i godziny weryfikacji Twojego snu - a wychodzi się z nich tylko w jeden sposób. Nie, tego Ci nie życzę. Lepiej dla Ciebie, żeby Twój sen nie był Arcysnem. Niech będzie ważny i piękny - dla Ciebie. Śnij go zanurzony w spokoju...

◊◊◊

1. Przód okładki zaprojektowanej
przez Witolda Siemaszkiewicza.
Rzadko zdarza mi się kupić książkę (tudzież na wyraźne życzenie dostać w prezencie), po czym porzucić ją nieczytaną na półce na lata. Tak było jednak w przypadku powieści „Pałac Snów”, której autorem jest albański pisarz Ismail Kadare (patrz zdjęcie nr 3.). Kupiona przeze mnie ponad siedem lat temu (dokładnie 16 września 2006 roku - nie ma to jak moja mania podpisywania książek ;)),  z niezrozumiałych powodów leżała „niechciana” aż do obecnego tygodnia. Pamiętam, dlaczego wtedy skusiłam się na nią - zabawne, ale okazuje się, że podczas czytania uwiodło mnie dokładnie to samo, co kiedyś sprawiło, że ją nabyłam. Motyw snu. Lubię towarzyszącą mu zazwyczaj poetykę, to zawieszenie na granicy jawy i snu, realności i absurdu. Zresztą lubię po prostu sny, chociaż nie jestem przesądna i nie doszukuje się w nich tajemnych znaczeń. Po prostu lubię podglądać co tam sobie wyprawia mój mózg, kiedy nie wstrzymuję go świadomością ;) Tematyką snu „kupiła” mnie ta książka już na początku i faktycznie jej tytuł adekwatny jest do treści. Drugim pojawiającym się w „Pałacu Snów” motywem, który bardzo do mnie przemawia, jest pewien orientalny posmak całej opowieści, te drobne detale, które przenoszą w konkretne miejsce na Ziemi. Stylistyka Bliskiego Wschodu przywodzi mi niezmiennie na myśl baśnie z 1001 nocy. I nawet jeśli te baśnie pokazują swoje trudniejsze oblicze, pozbawione są bajecznej niefrasobliwości, to i tak uwodzą. Orientalny sen - wobec takiej kombinacji jestem absolutnie bezwolna, więc proszę nie oczekiwać dziś po mnie obiektywizmu (zresztą nigdy przy pisaniu o książce nie mam „obiektywistycznych” ambicji); za potencjalny brak sensu tego wpisu też nie odpowiadam :P

2. Przykładowa strona „Pałacu Snów”.
Fabułę poznajemy z perspektywy Marka-Alema, który rozpoczyna pracę w Pałacu Snów, chociaż chyba właściwsze byłoby określenie, że śledzimy wydarzenia z perspektywy Pałacu. Po części dlatego, że towarzysząc głównemu bohaterowi w jego absorbującej pracy, mamy możliwość podejrzenia, jak wydarzenia z zewnątrz odbijają się w tym, co rejestruje Tabir Saraj (Pałac Snów). A po części dlatego, że Mark-Alem to postać raczej wycofana, bardziej obserwująca wydarzenia niż biorąca w nich udział, jakby wręcz zdominowana przez Pałac. Mam trochę problem z postacią głównego bohatera. Nie dowiadujemy się o nim zbyt wiele, przez co trudno było mi poczuć jakąś sympatię do tego przewodnika po świecie opisanym. Mark-Alem pochodzi ze znanego rodu Ciuprili, ale nawet to, że rozpoczyna pracę w Tabir Saraju nie sprawia, że zaczyna pełnić w rodzinie jakąś istotniejszą rolę. Trudno nie mieć odczucia, że jest tylko pionkiem (i chyba mu to nie przeszkadza), a to jego wuj Wezyr znajduje się w centrum wydarzeń. Należałoby też zwrócić uwagę na to, że: „Fundamentalną zasadą Tabir Saraju nie jest otwarcie na wpływy z zewnątrz, lecz przeciwnie, zamknięcie na nie. Nie przenikanie, lecz izolacja.” (s. 14) - obarczony pracą główny bohater siłą rzeczy pozostaje odcięty od życia poza Pałacem, praca staje się jego światem. Zresztą, z czasem, świat poza Pałacem zaczyna wydawać mu się mdły i nierzeczywisty, zaczyna go postrzegać jako bladą kopię fantazyjnych snów, z którymi ma codziennie doczynienia.

Wydawca na okładce (patrz zdjęcie nr 3.) wspomina, że powieść Kadarego nawiązuje do utworów Kafki i Orwella. Niedawno przeczytałam „Rok 1984” Georga Orwella i jeśli miałabym porównywać do niego „Pałac Snów”, to chyba więcej widzę różnic niż podobieństw. Owszem, obydwie powieści ukazują kulisy działań bezwzględnych i potężnych państw oraz, w większym lub mniejszym stopniu, życie pojedynczego człowieka w ich cieniu, ale robią to zupełnie inaczej. „Pałac Snów” jest bardziej poetycki i symboliczny przy dosłownym, „agresywnym”, bezpośrednim „Roku 1984”. Powieść Ismaila Kadarego jest subtelna, jak płomień ognia spowity delikatną, bladoniebieską mgłą. Momentami ogień ten rozbłyska silniej poprzez zasłonę, w chwilach, kiedy wydarzenia nabierają tempa, kiedy losy rodu Ciuprili znowu stają na zakręcie. Ale autor nie pozwala na długo zapanować ogniowi nad oniryczną mgłą. Karety z literą „C” na boku mkną dalej ku swoich tajemniczych celów, a my pozostajemy z uczuciem, że oto dzieje się coś ważnego, ale poprzez seledynową mgłę nie jesteśmy w stanie dostrzec co, „znamy tylko garść snów, kilka skrawków chmur” (s. 174). Chociaż bycie obok wydarzeń jest irytujące, to takie a nie inne ukazanie fabuły ma też swoje dobre strony. Bardziej gra na emocjach czytelnika, sprawia, że udziela się niepokój i zagubienie Marka-Alema. Jest w tym też coś realistycznego - zwykły obywatel rzadko kiedy ma okazję zajrzeć za kulisy ważnych wydarzeń, częściej tylko ogląda się niepewnie za gnającą ulicą karetą, zwiastunem zmian.


3. Tył okładki zaprojektowanej
przez Witolda Siemaszkiewicza.
Poza tym, jak funkcjonuje Pałac Snów, nie dowiadujemy się wiele o świecie przedstawionym w książce. A myślałam, że to do sposobu prowadzenia polityki, czy zachowania osób mających władzę będą odnosiły się słowa autora, umieszczone na okładce (patrz zdjęcie nr 1. - niestety srebrzyste litery słabo są widoczne na tej fotografii): „od dawna chciałem opisać piekło”. Może to dziwne, ale samo działanie Tabir Saraju aż takie straszne mi się nie wydaje. Owszem, państwo śledzi sny obywateli, czyli wchodzi w ich prywatność, ale z tego, co zrozumiałam ludzie sami zgłaszają te sny, nikt im siłą ich nie wydziera. Dzielą się swoją prywatnością zachęceni nagrodą; nie pamiętam, żeby w książce było opisane inne środki perswazji. Do tego, Pałac Snów odrzuca na etapie selekcji sny prywatne, w których nie ma żadnego odniesienia do spraw państwowych - chyba bardziej by mną wstrząsnęła wizja wykorzystywania tych prywatnych snów do manipulowania obywatelami, szantażowania ich. Niby padają w powieści słowa: „ten, kto ma w ręku klucze do Pałacu Snów, posiada klucze do państwa” (s. 112), ale w moim odczuciu nie mają one dobitnego potwierdzenia w treści, ta groza gdzieś się rozmywa w bladoseledynowej mgle. Dochodzę do wniosku, że określenie „piekło” bardziej odnosi się do wspomnień autora, czy losów jego własnego kraju. Niestety, za mało wiem o historii Albanii, czy Bałkanów, żeby móc odszyfrować te wszystkie aluzje, które przemyca w tekście Ismail Kadare. Wiem, że to nigdy nie były spokojne tereny, a dzieje tamtejszych narodów wciąż mają świeże blizny. A może to nie o fakty historyczne chodzi, tylko o współodczucie pewnych emocji? Bo przyznam, że te drobne wzmianki, fragmenty poświęcone rodowi Ciuprili, epos śpiewany przez rapsodów - to wszystko porusza moją wewnętrzną strunę. Trudno mi przejść obojętnie obok tęsknego, pełnego bólu i skargi dźwięku lahuty. Słuchający rapsodów bohaterowie książki, także poruszeni byli brzmieniem tego instrumentu, mieli wrażenie, że jego „dźwięki potrzebowały osłony ze słów, gdyż inaczej struna swoim niekończącym się jękiem mogłaby zranić ich dusze do krwi” (s. 149). Wydaje mi się, że siła tej książki tkwi w tym, jak potrafi poruszyć, ale oczywiście trzeba chcieć (i potrafić) się w nią wsłuchać. Jeśli ktoś szuka czegoś wyrazistszego w sferze wydarzeń, akcji, to może być „Pałacem Snów” rozczarowany (pod tym względem, lepsze chyba będą: „451° Fahrenheita” i „Rok 1984”). Szkoda, że dzieło Kadarego nie łączy obydwu tych płaszczyzn, ponieważ najchętniej przeczytałabym książkę, która karmi serce i rozum, czyli taką, która oddziaływuje na emocje i ma satysfakcjonującą fabułę. A tak, „Pałac Snów”, choć intrygujący, oceniam tylko na 4/5.

Wydanie książki oceniam także na 4/5. Bardzo podoba mi się kolorystyka okładki (patrz zdjęcia 1., 3. i fotografia grzbietu), Witold Siemaszkiewicz ładnie połączył delikatne odcienie niebieskiego z ciemnym seledynem i srebrnymi akcentami. Zdjęcie tajemniczego korytarza dobrze pasuje do treści powieści, ale kojarzy się raczej z wąskim, małym przejściem i nie oddaje ogromu, przestronności molochu, jakim jest przecież Pałac Snów. Trochę szkoda, że nie został wykorzystany motyw ośnieżonych kopuł Tabir Saraju... Poza tym, okładka jest matowa, co dodaje książce elegancji. W przeciwieństwie do pożółkłych kartek - nie pamiętam, czy były one już takie, kiedy kupowałam „Pałac Snów”, czy też pożółkły przez te niespełna osiem lat leżakowania na półce. Czasami kremowy kolor stron dodaje książce nastrojowości, tutaj jednak słabo komponuje się z zimną kolorystyką okładki.


autor: Ismail Kadare
tytuł: Pałac Snów
tytuł oryginalny: Pallati i Ëndrrave
tłumaczenie: Dorota Horodyska
seria: Proza
wydawca: Wydawnictwo Znak
miejsce i rok wydania: Kraków 2006
projekt okładki: Witold Siemaszkiewicz
oprawa: miękka
wymiary: 19,5 × 12,4 × 1,3 cm
liczba stron: 192
waga: 206 g
cena: 27 zł
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 4/5

PS A postscriptum? Się maluje... i się namalowało: klik!

2 komentarze:

  1. Ja to znam, te selekcje snów i arcy sny były przecież w Akademii Pana Kleksa. Jeżeli ta książka jest choć w połowie tak dobra jak pan Kleks to może i warto ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, "Akademii Pana Kleksa" nie pamiętam (czy ja to w ogóle czytałam?), ale mam dziwne wrażenie, że pan Kleks autorów arcysnów nie pakował do trumien... Swoja drogą, cóż za intrygujący temat do książkowych porównań - challenge accepted?
      Każdą książkę warto przeczytać - niektóre tylko po to, żeby się dowiedzieć, dlaczego nie warto ich czytać ;)

      Usuń