Początek mojej znajomości z panem Poem do najłatwiejszych nie należał. Kiedy sfrustrowana przedzierałam się przez pierwsze zdania, nie sądziłam, że kiedykolwiek polubię tego autora. Ba, nawet nie byłam pewna, czy przeczytam całą książkę, bo na tak duży opór materii natrafiłam! Zaciekawiona, i z hasłem „jeśli nie teraz to już chyba nigdy” kołatającym się po głowie, wczytywałam się jednak w kolejne opowiadania - była to podróż dość nierówna, raz niosła mnie fala, a raz trafiałam na flautę. I chociaż wciąż jestem pełna mieszanych uczuć, rozpostarta gdzieś między zachwytem a zniechęceniem, to mogę szczerze przyznać: ma pan w sobie coś intrygującego, panie P.
◊◊◊
|
1. Przód okładki „Opowieści
niesamowitych”. |
Pierwsze opowiadanie w tym zbiorze (wyboru dokonała Apolonia Bejska, spis opowiadań umieściłam pod koniec tego wpisu), „William Wilson”, było w moim odczuciu najtrudniejsze do przeczytania - pod kątem językowym. Pełne nie tyle udziwnionego, co raczej wyszukanego słownictwa. Zdania wydawały mi się wręcz gęste od słów, musiałam je czytać po kilka razy - zupełnie nie mogłam złapać rytmu (stąd moje wspomniane frustracje). Nie wiem, czy później po prostu przyzwyczaiłam się do narracji, czy może faktycznie „William...” do tych trudniejszych opowiadań należy (na pewno mogę go zaliczyć do tych, które mi się podobały, zwłaszcza jego puenta). Mam takie dziwne wrażenie, że większa swoboda czytania pojawiła się, kiedy przestałam próbować „nagiąć” treść do swojego rytmu, a pozwoliłam prowadzić autorowi, podporządkowałam się jego narracji. Bezczelny drań usadził mnie na miejscu i potem, nieco rozbawioną zaistniałą sytuacją, prowadził na krótkiej smyczy przez swoje przedziwne opowiadania ;) Słodka zemsta Edgara Allana Poego za to, że kazałam mu grzecznie czekać w poczekalni :P
|
2. Przykładowa strona i początek
TEGO „Williama Wilsona”. |
„Opowieści niesamowite” to zbiór dwudziestu jeden, niepowiązanych ze sobą fabułowo (poza drobnym wyjątkiem) opowiadań, które (jak głosi napis na okładce - patrz zdjęcie nr 4.) zostały dobrane tak, by przedstawić te „uznane za najwybitniejsze bądź też reprezentatywne dla kilku powtarzających się w nowelistycznej twórczości pisarza wątków” - uważam, że cel ten został zrealizowany, faktycznie czuję, że kilka charakterystycznych cech twórczości Edgara Allan Poego poznałam. Różnorodność zbioru to jego zaleta, ale i wada - nie wszystkie utwory przypadły mi do gustu (jeszcze jeden tekst o przedwczesnym pogrzebie/pochowaniu kogoś żywcem i zacznę krzyczeć, bynajmniej nie ze szczęścia, ani ze strachu...), ale większość pozytywnie zaskoczyła pomysłem i sposobem opowiedzenia danej historii. Trochę rozczarowały mnie dwa opowiadania, do których odniósł się Ray Bradbury w „Kronikach marsjańskich” (a które najwyraźniej jemu zapadły w pamięci, skoro do nich nawiązał): „Beczka Amontillada” i „Zagłada Domu Usherów”. Myślałam, że tytułowa beczka to będzie jakieś narzędzie tortur typu: nabijana, skierowanymi do środka, długimi gwoździami, beczka, w której zamyka się ofiarę, aby potem sturlać ją po zboczu (nie mój pomysł! Chyba gdzieś to wyczytałam - prawdopodobnie u braci Grimm, bo brzmi to, jak coś w ich stylu...). Oczywiście chodziło o coś innego; samo opowiadania miało nawet ciekawy akcent (drogę przez klaustrofobiczne piwnice - połączenie katakumb z piwniczką na wina), ale raczej zaliczam je do tych mniej ulubionych. „Zagładę Domu Usherów” odebrałam chłodno głównie przez motyw katalepsji omylnie odebranej jako zgon (ileż można ekscytować się tym tematem?!) - to zdecydowanie nie moja bajka. Opisy przedziwnego domostwa rodu Usherów są klimatyczne, nieco upiorne, ale mi akurat bardziej zapadły w pamięci charakterystyki piwnic - nie tylko Domu Usherów. Tajemnicze podwaliny różnych budynków kilkakrotnie pojawiają się w utworach Edgara Allana Poego i zawsze są miejscami pełnymi mroku dosłownego i metaforycznego, ciasnymi, zapleśniałymi, skrywającymi tajemnice. I naprawdę można po lekturze dojść do wniosku, że definicja piwnicy brzmi: „miejsce pochówku zarówno ludzi zmarłych śmiercią naturalną, jak i zamordowanych” ;)
|
3. Przykładowa ilustracja autorstwa
Jacka Gaja. Panu Sfinksowi dziękuję
za użyczenie pomocnych łap :)
|
Najbardziej podobały mi się historie o zabarwieniu przygodowo-detektywistycznym oraz dotyczące balów maskowych. Do tych pierwszych można zaliczyć „Złotego żuka” (oprócz cennego owada pojawia się zaszyfrowana wiadomość i poszukiwanie skarbu! ^_^), „Rękopis znaleziony w butli” (o wyprawie na koniec świata, dosłownie), oraz trzy opowiadania poświęcone dedukcji C.
Augusta Dupina („Zabójstwo przy Rue Morgue”, „Tajemnica Marii Rogêt” i
„Skradziony list”), w których narratorem jest jego przyjaciel - skojarzenia z
Sherlockiem Holmesem i doktorem Johnem Watsonem jak najbardziej są prawidłowe! Pojawiają się nawet, typowi dla powieści detektywistycznych, niekompetentni policjanci, myślący zbyt podręcznikowo, aby wzbić się na wyżyny przenikliwości i kreatywnie rozwiązywać problemy ;) W moim
odczuciu, Arthur Conan Doyle bardzo mocno zainspirował się postaciami
stworzonymi przez Edgara Allana Poego, wręcz słowo „plagiat” ciśnie się na usta, choć twórca Holmesa dość lekceważąco odnosił się do umiejętności Dupina (wyraził się o nim protekcjonalnie bodajże w książce „Studium w szkarłacie”). Komu próbował pan zamydlić oczy, sir Arthurze, to ja nie wiem. Mój zachwyt nad wymienionymi powyżej utworami Poego nie jest bezkrytyczny, ponieważ zarówno w opowiadaniu „Złoty żuk”, jak i tych poświęconych protoplaście Sherlocka Holmesa, pojawia się w sposobie narracji coś, co dla mnie jest wadą: tzw. wodolejstwo. Nie mam nic przeciwko długim tekstom, podobało mi się śledzenie rozważań autora na temat m.in. intelektu, zmysłu obserwacji, ale niestety przy odtwarzaniu sposobu rozumowania swoich postaci okazał się aż nadto drobiazgowy. Miałam wrażenie, że momentami narracja „pieni się”, czyli jest pełna słów, które jak piana tworzą pewną objętość i pozór treści, ale tak naprawdę niewiele przekazu zawierają. Budowane przy tym napięcie nie zawsze odpowiadało randze informacji, które miały zostać ujawnione, np. prawie na dwie strony C. August Dupin rozwodzi się (w „Zabójstwo przy Rue Morgue”) nad tym, że gwóźdź przy oknie był odłamany, a wyglądał jakby był cały - a to naprawdę nie była najistotniejsza kwestia tego morderstwa, nie w tym tkwiła istota zagadki! Po prostu czułam, że moje zdolności intelektualne - jako czytelnika - pan Poe oszacował na bardzo niskie, jakby był przekonany, że załapię o co mu chodzi tylko wtedy, kiedy p r z e l i t e r u j e mi cały swój wywód. Arogancki drań ;)
Opowiadania z motywem balu maskowego to: „Maska Śmierci Szkarłatnej” i „Hop-Frog”. Zaliczyłabym tu też „Króla Dżumca”, choć to raczej przykład na bardzo specyficzną imprezę :) Podobało mi się w nich połączenie zabawy i grozy i wręcz zacieranie granicy między śmiechem bohaterów, a ich okrzykiem przerażenia. Poza tym, bale urządzone były z przepychem, ich klimat jest bardzo uwodzicielski, np. w „Masce...” siedem sal ustrojono siedmioma różnymi kolorami i oświetlono przez dopasowane kolorystycznie witraże, goście przechodzili z jednego pomieszczenia do drugiego i zanurzali się w innej barwie. Przyznacie, sympatyczna impreza - przynajmniej do przybycia osoby w bardzo niestosownym stroju, przebranej za Śmierć Szkarłatną: czyli dżumę. Pogoń przez barwne sale za intruzem kończy zaskakująca puenta... - do samodzielnego doczytania :) W „Hop-Frogu” nadworny błazen wymyśla królowi i jego ministrom niezwykły strój grupowy: przebiera ich za ósemkę skutych orangutanów (pan Poe miał chyba jakąś słabość do tego zwierzęcia...), a że przy okazji planuje zemstę to zapewniam, że będzie ogniście :) „Król Dżumiec” to z kolei opowieść o dwóch pijanych marynarzach, którzy trafiają w zakazanej dzielnicy na biesiadę tytułowego króla. Całe to opowiadanie ma niezwykłe opisy i metafory, najchętniej zacytowałabym je w całości! Ograniczę się jednak do drobnych smaczków, np. fragment opisu jednego z marynarzy wygląda następująco: „Nos znalazł swój stały pochówek w bryle cielska, które oblekało gębę okrągłą, pulchną i czerwoną, a gruba górna warga wygodnie spoczywała na jeszcze grubszej dolnej z wyrazem osobistego zadowolenia, które właściciel obojga zwiększał nałogiem zwilżania swych warg od czasu do czasu jęzorem.” (s. 330). I jeszcze „perełki”: „prześcigał nawet najwaleczniejsze tego ostatniego wysiłki w sztuce wokalnej - za pomocą k o n t r a b a s o w y c h porykiwań, dobytych z suteren swych płuc gromowładnych” (s. 333) i „olbrzymie kamienie i bele spadały od czasu do czasu ze skołatanych dachów, aby swym ciężkim i bolesnym upadkiem świadczyć o niezwykłej wysokości budynków dookolnych ” (s. 333). Jednak najbardziej w „Królu Dżumcu” zachwycił mnie niezwykły strój jednego z biesiadników: mężczyzna ubrany był w... „powabną trumnę [!] ze świeżego całkiem mahoniu” (s. 336). Nie było mu za wygodnie, to fakt - ale co za pomysł! :D
|
4. Tył okładki z krótką notatką
o autorze i jego twórczości. |
Poza ciekawymi pomysłami autora na poszczególne historie i ich detale, moją uwagę w „Opowieściach niesamowitych” zwrócił język, jakim zostały one opowiedziane. Sposób narracji, czy niezwykłe metafory to zasługa głównie samego Edgara Allana Poego, ale mam wrażenie, że ważną rolę odegrali także tłumacze: Bolesław Leśmian i Stanisław Wyrzykowski. Obydwaj panowie bardzo dobrze poradzili sobie ze swoim zadaniem, choć to raczej teksty przełożone przez Leśmiana nieco bardziej mnie zachwycały - melodią i świetnie dobranymi słowami. Niemniej, całą książkę czytało się z przyjemnością - nawet wymagającego koncentracji „Williama Wilsona”, czy „spienione” fragmenty rozważań wszelakich ;) Wynotowałam sobie całkiem sporo nowych słówek i chociaż nie mam pewności, czy kiedykolwiek będę miała okazję użyć ich w praktyce, to tak miło smakować np.: gryzetkę, wartogłowa, konterfekt, polor, rokoszan, czy dziwolążnego. A ponadto, słowa w tej książce tak często tworzą urocze skupiska, jak: „A potem - a potem wszystko staje się tajemnicą i zgrozą, powieścią, która się nie chce wypowieścić.” (s. 280), czy „Gdy światło latarni rozwidniło nieco jamę, olśniła nasze oczy promienista roztęcz nagromadzonego bezładnie złota i klejnotów.” (s. 73). Nie zapominajmy, że to opowiadania Edgara Allana Poego, więc są i takie zdania: „Zsiniałe wargi kurczyły się w rodzaj uśmiechu i spoza ich posępnej ramy białe, połyskliwe, straszne zęby Berenice w p a t r y w a ł y się we mnie, aż nadto jeszcze żywe w swej nieodpartej jawie.” (s. 286) ;)
Smutna wiadomość: klej nie zdzierżył. Książka została wydana w 1984 roku i niestety klej łączący grzbiet nie wytrzymał próby czasu - nie wiem, czy to wina ówczesnych technologii, czy mało starannego wydania? Książkę niewygodnie trzymało się podczas czytania, ponieważ nie chciałam żeby rozpadła się doszczętnie i musiałam ją podtrzymywać-powstrzymywać przed pełnym rozwarciem (trochę ginekologicznie to zabrzmiało ;)). Pożółkłe kartki mi nie przeszkadzały, powiedziałabym, że nadają książce charakteru, ale nie mogę tego samego powiedzieć o lekko wyblakłym druku - szkoda, że kontrast między literami a tłem nie jest większy (patrz zdjęcie nr 2.). Zaskoczyło mnie, że w „Opowieściach niesamowitych” są ilustracje! Lubię obrazki ^_^! Niestety, aż tak niewybredna nie jestem... Ech, o rysunkach Jacka Gaja (patrz zdjęcie nr 3.) mogę powiedzieć tylko tyle, że są. Brakuje im jakiejś głębi i przestrzeni, czegoś co korespondowałoby z tym intrygującym pierwiastkiem widocznym w treści opowiadań Edgara Allana Poego. Poza tym, ilustracji jest mało i dziwię się, że nie postarano się o minimum jeden rysunek na każdy utwór - albo się ilustruje książkę porządnie, albo w ogóle. Osobną kwestią jest, że mam problem, żeby poszczególne rysunki dopasować do konkretnych treści, są raczej bardzo ogólne: jakieś czaszki, pustookie twarze, zjawy. Przyznam, że ciekawi mnie, czy ilustracje wykonane zostały do tej konkretnej książki - patrząc na nie, nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć. Wydanie „Opowieści niesamowitych” zasłużyło w moim przekonaniu na 3/5. Natomiast treść oceniam na 4/5 - ocenę obniżyłam przez to, że nie wszystkie opowiadania mi się podobały, pewne tematy były dla mnie nużące oraz ze względu na tendencje autora do „pienienia” tekstu przy rozważaniach. Początkowo myślałam, że ta książka zaspokoi moją ciekawość co do twórczości Edgara Allana Poego i więcej po jego utwory nie sięgną, ale teraz nie jestem tego taka pewna... Chyba jednak jeszcze kiedyś zmierzę się z draniem P. na rękę i na srogie spojrzenia ;) Powinnam też podziękować Rayowi Bradbury'emu, ponieważ to dzięki jego opowiadaniu „Kwiecień 2005: Usher II” (zbiór „Kroniki marsjańskie”) sięgnęłam po twórczość Poego: dziękuję „Promyczku”!
autor: Edgar Allan Poe
tytuł: Opowieści niesamowite*
tłumaczenie: Bolesław Leśmian, Stanisław Wyrzykowski
seria: Fantastyka i groza
wydawca: Wydawnictwo Literackie
miejsce i rok wydania: Kraków - Wrocław 1984
ilustracje: Jacek Gaj
oprawa: miękka
wymiary: 19,5 × 12,6 × 2,3 cm
liczba stron: 384
waga: 313 g
cena: 180,00 zł
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 3/5
* W zbiorze znajdują się następujące opowiadania (w nawiasie podane jest nazwisko tłumacza):
- William Wilson (Bolesław Leśmian)
- Portret owalny (Bolesław Leśmian) - króciutkie, ale bardzo fajne
- Prawdziwy opis wypadku z p. Waldemarem (Bolesław Leśmian)
- Metzengerstein (Bolesław Leśmian)
- Złoty żuk (Stanisław Wyrzykowski)
- Rękopis znaleziony w butli (Bolesław Leśmian)
- Serce - oskarżycielem (Bolesław Leśmian) - okrutne, ale ciekawe
- Beczka Amontillada (Bolesław Leśmian)
- Czarny kot (Bolesław Leśmian) - o, to też było ciekawe
- Przedwczesny pogrzeb (Stanisław Wyrzykowski)
- Zabójstwo przy Rue Morgue (Stanisław Wyrzykowski)
- Tajemnica Marii Rogêt (Stanisław Wyrzykowski)
- Skradziony list (Stanisław Wyrzykowski)
- Ligeja (Stanisław Wyrzykowski) - „nawiedzone”, ale piękne opisy
- Berenice (Bolesław Leśmian) - Z Ę B Y
- Zagłada Domu Usherów (Bolesław Leśmian)
- Studnia i wahadło (Bolesław Leśmian) - bardzo mi się podobało, choć zakończenie jest dziwne i nieco rozczarowujące
- Król Dżumiec (Bolesław Leśmian) - ubranko z trumny :D
- Maska Śmierci Szkarłatnej (Bolesław Leśmian)
- Hop-Frog (Bolesław Leśmian)
- Diabeł na wieży (Bolesław Leśmian) - zaskakująco dowcipne
Pisząc powyższą listę przypomniałam sobie rzeczy, których nie uwzględniłam we wpisie, opowiadania, które pominęłam i trochę tego żałuję. Chciałam jeszcze wspomnieć o momentami chłodnym, odpychającym - bo takim beznamiętnym - opisywaniu okrucieństw i o, na swój sposób ciekawych, opowiadaniach poświęconych rubieżom życia i śmierci... ale to wszystko musi poczekać na następne spotkanie z panem Poem, bo nie chcę jeszcze bardziej „spienić” tego wpisu ;)
PS A może wybierzemy się na poszukiwania skarbu?! Trzeba tylko rozgryźć szyfr:
Wspomniany rysunek koźlęcia, to podpis kapitana Kidda, który zakopał skarb - to taka gra słów, bo kid po angielsku oznacza m.in. „koźlę”. To ważna informacja :)
Bardzo fajny tekst, nawet się uśmiechnąłem kilka razy :) Mam to samo wydanie książki (może to znak?) i najbardziej podobał mi się właśnie 'król dżumiec'. Zagładę domu U. odsłuchałem jako audiobook w nocy leżąc grzecznie w łóżeczku. Nawet się trochę bałem, ale na szczęście nie trzeba było rano zmieniać prześcieradła.
OdpowiedzUsuń:D Mam nadzieję, że uśmiechałeś się do tekstu, a nie z niego ;)
UsuńJestem ciekawa, o jakim rodzaju znaków myślisz - bo jeżeli wiąże się to z posiadaniem tego samego wydania książki, to nie chcę Cię martwić, ale została ona wydana w... (momencik) ...nakładzie 80 000 +350 egz. (wydanie III), więc pewnie jeszcze parę osób ją ma... np. Twój sąsiad - ten z ponurym wzrokiem, którego nawet nie podejrzewasz o czytanie Poego ;)
Bajeczki do Snu Wujka Edgara = gwarantują kolorowe sny ;)
Phi, ja jestem twardy jak skała! Jako dziecko czytałem baśnie braci grimm by móc potem straszyć nimi inne dzieci podczas leżakowania w przedszkolu; dom uszerów więc żadnych koszmarów u mnie nie wywołał, a bałem się dlatego, że mnie zastanie ktoś w łóżku z magnetofonem a nie dziewczyną i znowu będę musiał się tłumaczyć.
OdpowiedzUsuńTwój argument z nakładem bardzo mnie zmartwił, jutro zwrócę pierścionek do jubilera bo może faktycznie mnie poniosło...
Jako dziecko też przejawiałam dziwną fascynację baśniami Grimmów (choć nikogo nimi nie straszyłam) - mama próbowała mi je na bieżąco cenzurować i łagodzić podczas czytania, a ja ponoć ją strofowałam, że ma czytać tak, jak jest napisane i nie zmieniać ;)
UsuńOj tam od razu będziesz zwracał pierścionek - wystarczy, że wymienisz go na 80 000 (+350) innych pierścionków. Nie wiesz może, co to za tajemne "+350", bo trochę mnie to zastanawia.
Czyli jak to, jeden z tych pierścionków będę musiał dać sąsiadowi? Będę jak książę z kopciuszka, choć zamiast jednego buta będę miał 80 000 błyskotek.
OdpowiedzUsuńTe niedające Ci spokoju 350 książek to pewnie dodruki tego szyfru dla poszukiwaczy skarbów. Złam ten kod szybko, bo konkurencja nie śpi.
Ciekawe, jaką objętość ma 80 000 pierścionków? Bo to by świetnie wyglądało: podjeżdżasz pod drzwi sąsiada z taczką czubato załadowaną pierścionkami, on się wdzięcznie rumieni, a Ty w tej górze precjozów próbujesz znaleźć ten pasujący na jego zgrabne paluszki. A w tle tęcza i ćwierkające ptaszki...
UsuńOdniosłam wrażenie, najwyraźniej mylne, że książkę Poego przeczytałeś - a może detale Ci się zamazały? - chodzi o to, że szyfr pan P. tłumaczy (bardzo szczegółowo...) w jednym z opowiadań, więc w sumie nie ma co łamać... to moje postscriptum to taka zachęta miała być dla nieznających pana P. :)
Jak to, to z pierścionkami nie jest tak jak z majtkami, że one-size-fits-all? Przyda się ta wiedza jak się będę oświadczał :)
OdpowiedzUsuńPoego czytałem jakieś sto lat temu, przez ten czas człek widział jeszcze setki szyfrów w setkach książek. Zresztą, chyba mam prawo do sklerozy i demencji, co nie?
Trochę mi jednak smutno, że skarbu nie będzie :(
Jasne, że jako stuletni staruszek masz prawo do demencji. Musisz mi kiedyś opowiedzieć, jak czytało się z glinianych tabliczek, w latach Twej młodości.
UsuńAle jak to skarbu nie będzie?! Magia książek polega na tym, że ten skarb jest i się go znajduje za każdym razem, kiedy czyta się tekst. Jest przez to nieskończona liczba skarbów do znalezienia :)
To ciekawe, że wspominasz o glinianych tabliczkach...
OdpowiedzUsuńCiekawe to jest to, że uznałeś za ciekawe wspominanie o glinianych tabliczkach...
UsuńNawet bardzo ciekawe. Czuję się szpiegowany. Od dziś będę chodził po domu w ubraniu i na dodatek zasłaniał okna.
OdpowiedzUsuń