niedziela, 22 listopada 2015

Aleksandra Marinina „Złowroga pętla”

Jeżeli dziś jest wtorek*, to jesteśmy w Rosji, a dokładnie: w Moskwie. Czyli jak widać jestem w ciągu i właśnie** skończyłam trzeci tom (z tych, które mam - a będący piątym w całej serii) kryminalnych przygód major Anastazji Kamieńskiej. Tom dobry, ale w moim odczuciu nieco gorszy od bardzo dobrych dwóch poprzednich (wysoko zawiesiły poprzeczkę), głównie za sprawą konstrukcji samej fabuły. Intryga jest ciekawa, a dzięki obecności anteny oddziaływającej na zachowanie mieszkańców miasta nawet „sensacyjna” i zahaczająca o teorie spiskowe, więc mimo wszystko warto dać się złapać „Złowrogiej pętli”.
    
*Na jeden wtorek nie zdążyłam, do drugiego nie chciało mi się czekać, więc użyjcie wyobraźni! ;) 
**Książkę przeczytałam na początku października i wtedy zaczęłam pisać ten wpis - kiedy „właśnie” nie brzmiało jeszcze tak karykaturalnie...

◊◊◊
   
1. Przód okładki zaprojektowanej
przez Marka Goebela.
Moje wspomniane zarzuty wobec konstrukcji fabuły dotyczą po pierwsze pewnego chaosu na początku książki. Zaczynając „Złowrogą pętlę” miałam wrażenie, jakbym została wrzucona - bez żadnego przygotowania - w dziejącą się już akcję i towarzyszyła mi myśl, że najchętniej zawołałabym „Prrr koniku! Ale o co chodzi?!” ;) Może to miało oddać taki naturalny rozgardiasz panujący na Pietrowce, te dziesiątki równolegle prowadzonych śledztw, ale moim zdaniem autorka trochę przesadziła z liczbą wprowadzanych postaci, nazwisk i tych drobnych spraw kryminalnych (a przecież zdążyłam się do rozbudowanych fabuł Aleksandry Marininej przyzwyczaić, ponieważ to moja trzecia książka z serii czytana pod rząd!). Z biegiem stron jest lepiej, bo z tego chaosu zaczyna się wyłaniać wspólny mianownik, zaczyna się kształtować główna intryga, ale i tak mam wątpliwości czy np. postać Inny Litwinowej była potrzebna. Z jednej strony, ta bohaterka i jej motywy działania są ciekawe (w sumie mają też ten pierwiastek tragizmu, który tak mnie porusza w książkach Marininej), ale z drugiej: to w sumie Inna nie była aż tak istotna dla rozwoju akcji, jak mogło się wydawać. Miałam trochę wrażenie, że autorka wskazuje na nią w swej opowieści i sygnalizuje iż ta postać odegra ważną rolę, a potem nic z tego nie wychodzi. Sama nie wiem, może to ja odczytałam mylnie intencje autorki, a Litwinowa miała po prostu dodać do opowieści „pierwiastek tragizmu”? Drugą rzeczą, która w konstrukcji całej powieści wydała mi się niedopracowana, jest główna intryga tzn. motyw anteny (jej szkodliwego oddziaływania w polu sprzężenia zwrotnego, sama kwestia testowania wynalazku na ludziach, czy nielegalnego sprzedawania anteny) wydał mi się zepchnięty na drugi plan. Mam wrażenie, że główny wątek powieści nie był tak wyraziście zarysowany, jak w poprzednich dwóch (czytanych przeze mnie) tomach i pozostawił we mnie uczucie niedosytu. ... Tak sobie teraz myślę, że może niepotrzebnie zakładałam iż wszystkie początkowo wprowadzone wątki połączą się ze sobą w pełni. Gdzieś tam się łączą i chyba nie zdradzę za wiele pisząc, że poszukiwany morderca będzie miał związek ze sprawą anteny, ale jego motywy okazują się bardziej prywatne niż „służbowe” - tylko, czy to źle? Jak się nad tym zastanowić, to Aleksandra Marinina odchodzi tu od typowego rozwiązania kryminału i pokazuje przeplatanie się różnych pobudek działań (takie: niby wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale nie do końca ten Rzym okazuje się najważniejszy). To chyba jednak bardziej zaleta niż wada? I brak wyrazistości głównego wątku to głupi zarzut? Hmm...
   
~ Już mi niosą suknię z welonem... ~
2. Informacje o autorce.
- Znowu nici - oznajmiła [Nastia] wesoło Korotkowowi. - Ale przestępca nam się trafił, prawdziwa przyjemność mieć z takim do czynienia! Wiesz co, jeżeli wykryjemy sprawcę tego zabójstwa, nabiorę wreszcie szacunku dla siebie. Słowo daję.
- Boże! - Korotkow chwycił się za głowę. - Obyś tylko już jak najprędzej wyszła za mąż! [Nastia się zaręczyła] (...) Powinnaś prać mężowi koszule, smażyć mu kotlety, chować dzieci i mieć dla siebie szacunek właśnie za to, a nie za to, że potrafisz wykryć kolejnego przestępcę.
- Jura, zrozum, jestem już trochę za stara, żeby mnie wychowywać. Sam powiedziałeś, że niedługo skończę trzydzieści pięć lat. A prać koszul i smażyć kotletów i tak nie będę, choćbyś nawet pękł. Nie będę i koniec.
- Ciekawe, kto cię będzie w tym wyręczał?
- Czistiakow [narzeczony Nastii]. Niech zarabia kupę forsy w twardej walucie i kupuje najnowsze cuda techniki z dziedziny gospodarstwa domowego, a na kolację może mnie zabierać do restauracji. Nie po to wychodzę za mąż, żeby się zajmować zmywaniem garów.” (s. 154)
  
3. Pierwsza strona
„Złowrogiej pętli”.
Do zalet „Złowrogiej pętli” zaliczyłabym możliwość lepszego poznania postaci pojawiających się w poprzednich tomach serii - ucieszyła mnie zwłaszcza okazja do podpatrzenia Miszy Docenko przy pracy i dowiedzenie się, dlaczego uważany jest przez wszystkich za specjalistę od przesłuchiwania świadków przestępstw. Jego metody dotyczące pobudzania pamięci przepytywanych osób brzmią sensownie, ale zastanawia mnie jednak, na ile są prawdopodobne, tzn.: czy dzięki odtworzeniu warunków towarzyszących danemu zdarzeniu z przeszłości, prześledzeniu poszczególnych, wykonywanych czynności, koncentracji na detalach - czy dzięki temu wszystkiemu naprawdę możnaby przypomnieć sobie twarz obcego człowieka, widzianego przed miesiącem? Z nowych postaci moją uwagę zwrócił Wadim Bojcow i morderca (zakładam, że wolicie, żebym nie zdradzała jego nazwiska ;)). Mam wrażenie, że drugą część książki czytało mi się tak dobrze dzięki obecności Wadima. Zabawna jest jego rola swoistego Anioła Stróża Nastii: kilka razy ratuje jej życie, ale nie dlatego, że zależy mu, by przeżyła - Bojcow udaremnia zamachy, które nie są bezbłędnie przeprowadzone i nie wyglądałyby na wypadek. Ciekawa jest także rozmowa Wadima z Nastią i jego epizod w obszarze działania sprzężenia zwrotnego anteny.  Jeżeli chodzi zaś o postać mordercy, podobało mi się to, jak postanowiła go pokazać czytelnikowi autorka. W tomach, które wcześniej czytałam, Aleksandra Marinina raczej przyjmowała takie założenie, że czytelnik wie więcej niż Nastia, czy pozostali bohaterowie książek, że ma szerszy ogląd sytuacji. Natomiast w „Złowrogiej pętli” niby pojawiają się fragmenty pisane z perspektywy mordercy, ale autorka nie zdradza nam jego nazwiska i dopiero na koniec dowiadujemy się kim on dokładnie jest. Po drodze do finału jest m.in. taka fajna scena, kiedy milicja zawęża krąg podejrzanych do czterech mężczyzn i chociaż nie udaje im się wtedy wyłonić z tej grupki sprawcy, to czytelnik dowiaduje się, że on tam był - jeden z czterech, ale który z nich?!
    
~ W zbrodni nie ma nic interesującego ~
4. Wyjątkowo ciekawe cytaty w
ramach zachęcania do lektury.
Oto jedna z nielicznych chwil, kiedy to stwierdzam, że na okładce (jej skrzydełku) wydrukowano ciekawy cytat (z tych „zachęcających”) - może dlatego, że to słowa samej pisarki, Aleksandry Marininej: Po wielu latach pracy w moskiewskiej milicji zrozumiałam, że nie ma i nie może być nic interesującego w samej zbrodni. Dlatego to nie o niej są moje książki. Ja piszę o ludziach, ich życiu, duszy, myślach; o wszystkim, co wykracza poza ich czyny. Nawet jeśli te czyny są właśnie zbrodnią.. Przyznam, że trochę się napuszyłam, bo przy okazji „Gry na cudzym boisku” napisałam, że: U niej [Aleksandry Marininej] zbrodnia to punkt wyjścia do pokazania, jakim skutecznym narzędziem odkrywania prawdy może być umysł oraz do opowiedzenia o ludziach, ich sprawach, losach i problemach.” (nie ma to, jak cytować pisarza i siebie samego w jednym akapicie ;P) i miło mi się zrobiło, że wyczułam intencje autorki, to iż najważniejsza jest dla niej opowieść o ludziach, a nie zbrodnia. Nie zrobiłam może jakiegoś wielkiego odkrycia, ale i tak mam ochotę s tu popuszyć, więc jak macie dosyć mojego zadartego noska, to przeskoczcie do kolejnego akapitu - tam już wracam do mojego pokornego i skromnego „ja” ;)
   
5. Tył okładki zaprojektowanej
przez Marka Goebela.
To moje ponowne czytanie tej książki i byłam ciekawa własnej reakcji na nią, opinii. Nie pamiętam, co dokładnie myślałam po pierwszym znalezieniu się w „Złowrogiej pętli” (to pewnie było gdzieś w 2006 roku, kiedy kupiłam tę powieść - tak daleko jednak mój czytelniczy pamiętnik nie sięga, o pamięci nie wspominając), ale wiem, że mi się podobało i byłam pod wrażeniem całej intrygi. Teraz treść książki oceniłam na 4/5 - druga część opowieści zaciera niemiłe wrażenie z chaotycznego początku i okazuje się, że to całkiem dobry tom serii. Przy czym, w moim odczuciu jest to jednak tom dla osób, które już znają Nastię i chcą zacieśniać z nią więzy. Początkujący czytelnicy mogą czuć się zagubieni - uważam, że przygodę z major Kamieńską lepiej zacząć od któregoś z wcześniejszych tomów (lubię i polecam „Grę na cudzym boisku”, chociaż bardziej „typową” częścią wydaje mi się „Ukradziony sen”, bo „Gra...” dzieje się poza Moskwą i Nastia dość późno włącza się do gry; pierwszy tom, czyli „Kolacja z zabójcą”, prawdopodobnie też jest dobrym wprowadzeniem do tej serii, ale jeszcze go nie czytałam, więc tylko mogę gdybać). Wydanie „Złowrogiej pętli” oceniłam na 3/5: bardzo podoba mi się kolorystyka okładki (patrz zdjęcie nr 1. i 5.), za to rysunek nieco mniej - jest taki... poprawny, nie wspominając o tym, że tytułowa pętla to tylko część pola oddziaływania anteny, które w całości przypominało „8” (czy też znak nieskończoności) i chyba można by ciekawie wykorzystać ten znak w projekcie okładkowej ilustracji? Poza tym, ten egzemplarz książki brzydko się postarzał jeśli chodzi o papier (w porównaniu z pozostałymi tomami, które kupiłam mniej więcej w tym samym czasie) - kartki pożółkły, zwłaszcza przy krawędziach (trochę to widać na zdjęciu nr 2., ale nie do końca dobrze oddaje ono rzeczywiste barwy). A, i - hy, hy - na dokładkę węszę spisek: jak się przypatrzycie opisowi z tyłu okładki (zdjęcie nr 5.), to zauważycie, że wszystkie literki „ł” są szare - w odróżnieniu od pozostałych, białych. Dziwne... 
    
  
autor: Aleksandra Marinina
tytuł: Złowroga pętla
tytuł oryginalny: Смерть ради смерти
tłumaczenie: Elżbieta Rawska
seria: Mroczna seria (tom 5 z Anastazją Kamieńską)
wydawca: Wydawnictwo W.A.B.
miejsce i rok wydania: Warszawa 2006 (wydanie I)
projekt okładki: Marek Goebel
oprawa: miękka ze skrzydełkami
wymiary: 19,5 × 12,3 × 2,7 cm
liczba stron: 356
waga: 325 g
cena: 29,90 zł
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 3/5
   
PS Książkę czytałam przeziębiona i chyba tym faktem należy tłumaczyć moje braki w koncentracji, bo uświadomiłam sobie, że nie wiem, dla kogo pracował Wadim Bojcow! Nastia traktowała go chyba jak pracownika jakichś oficjalnych służb, a mi się wydawało, że on działał raczej z polecenia mafii i teraz sama nie wiem, kim on właściwie był :/ Może ktoś z Was mi podpowie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz