Jeszcze dobrze nie ostygła po czytaniu „Gra na cudzym boisku”, a ja już zaczęłam kolejny tom przygód Nastii - najwyraźniej oprócz jesiennego przeziębienia złapałam także jakiegoś Nastiobakcyla. Chociaż pewnie powinnam napisać, że mam nawrót choroby, bo przecież to mój powrót po latach do książek Aleksandry Marininej poświęconych major Anastazji Kamieńskiej. Powrót zdecydowanie udany, antybiotyk nie będzie potrzebny. Radzę jednak uważać, ponieważ „Ukradziony sen” bez problemu skradnie Wam sen i następnego dnia mogą wystąpić powikłania w postaci sporego niewyspania ;)
Zaczyna się niepozornie, od śledztwa w sprawie zamordowanej Wiktorii Jeriominej. Nastia wraz z Andriejem Czernyszewem męczą się próbując znaleźć jakikolwiek trop, ponieważ dochodzenie przekazano im już po pewnym czasie, kiedy to świadkom zdążyła zwietrzeć pamięć, a ślady fizyczne dawno zostały zatarte. Z czasem okazuje się, że śmierć Wiki to tylko czubek góry lodowej, a nasi śledczy wplątali się w prawdziwe kłopoty. „Ukradziony sen” to wciągająca powieść kryminalna, a do tego, dobrze skonstruowana - bardzo podobało mi się, jak autorka rozplanowała całą historię, bo uważam, że z dużą precyzją i logiką połączyła poszczególne wątki. Jest tu zarówno codzienny trud i mozół zbierania informacji przez milicjantów, jak również akcja i konieczność działania pod presją czasu. A to wszystko na scenie ozdobionej scenografią ponurej Moskwy - akcja dzieje się zimą, więc mamy i śniegową pluchę, i nieszczelne okna, przez które wdziera się zimny wiatr. Postacie skutecznie podtrzymują ponury klimat, często tkwią w dziwnych, mało radosnych relacjach. Naprawdę mam problem z przypomnieniem sobie, czy pojawia się w „Ukradzionym śnie” chociaż jeden szczęśliwy związek, bo dla mnie nawet relacje rodziców Anastazji z ich kochankami (wszystko za obopólnym przyzwoleniem) są jakimś smutkiem podszyte. Chyba tylko w przypadku pojawiającej się epizodycznie lekarki była wzmianka, że od lat jest szczęśliwa w małżeństwie, co w sumie jest dość przewrotnym ze strony autorki zagraniem (jak przeczytacie książkę, to zrozumiecie dlaczego ;)).
W „Ukradzionym śnie” autorka ukazuje nam dwie siły rywalizujące o władzę w mieście: milicjantów i przestępców. Nie jest to jednak równa wojna, co zauważa szef Nastii, pułkownik Gordiejew. Zwraca on uwagę na to, że „Oni [mafia] mają pieniądze, ludzi, broń, samochody z potężnymi silnikami, najnowocześniejszy sprzęt, a my - walizeczkę śledczą powojennego typu, techników samouków, brak nam forsy na benzynę. (...) my, niestety, nie walczymy, ale bronimy się ostatkiem sił, próbując ocalić żałosne resztki tego, co kiedyś nazywało się zawodową dumą i honorem.” (s. 295). Nastrój bezradności potęguje fakt, że na każdego można znaleźć haka: jak jakiegoś stróża prawa nie da się przekupić, to zostaje zastraszenie - a jak milicjant nie boi się o życie swoje, czy bliskich, to usłyszy np. że zginą wszyscy świadkowie, z którymi będzie rozmawiał, i co wtedy zrobi? W sytuacji bez wyjścia zostaje postawiona także główna bohaterka, kiedy zbytnio zbliża się do odkrycia prawdy. Anastazja swoim zachowaniem pokazuje jednak, że odwaga to działanie pomimo strachu. Niepozorna, tchórzliwa major Kamieńska znajduje rozwiązanie w sytuacji, w której nikt już chyba nie spodziewał się ratunku. Naprawdę w pewnym momencie czytałam książkę bardzo zaciekawiona, co też niby Stasieńka wymyśli, bo wydawało mi się niemożliwym, żeby wymyślić cokolwiek poza poddaniem się. Trzeba też przyznać, że milicjantom z Pietrowki trafił się godny przeciwnik. Tajemniczy Arsen, stojący na czele organizacji przestępczej zwanej przez niego „firmą”, to przykład nowoczesnego mafiosa, który wie, że korzystając z inteligencji zajdzie dalej niż bazując tylko na sile fizycznej. Przeraża i fascynuje precyzja, z jaką zorganizował swoją firmę. Tak więc walka między dwoma siłami trwa, a „Ukradziony sen” to jedna z bitew tej rywalizacji, która szybko się nie zakończy, o ile będzie miała swój finał w ogóle, bo jak zauważa przyjaciel Nastii, Aleksiej: „Z punktu widzenia doboru naturalnego mafia będzie coraz okrutniejsza, a wywiadowcy coraz lepsi, najsłabsi zginą, najsilniejsi przeżyją - odparł bardzo poważnie Losza. - A z punktu widzenia matematyki zawsze będziecie istnieć równolegle. I nigdy się nie skrzyżujecie. Nigdy. Oni was nie złamią. Ale i wy ich nie zlikwidujecie.” (s. 383).
Książka za treść dostała ode mnie ocenę 5/5 - za ponury klimat z wątłym promyczkiem nadziei, za intrygującą fabułę, która od pojedynczego morderstwa rozrasta się do skomplikowanej sieci przestępczej organizacji, a także oczywiście za niezwykłą Nastię :) Niezmiennie podoba mi się to, jak autorka szkicuje swoje postacie - w tym tomie serii (podobnie jak w „Grze na cudzym boisku”) także udało się jej wzruszyć mnie i skłonić do zastanowienia nad ludzkimi losami. Mężczyzna na wózku inwalidzkim pojawia się bodajże w jednej scenie, ale trafia do mnie tragizm tej postaci: człowiek ten - myśląc, że służy krajowi - pracował tak naprawdę dla mafii. Nie zdawał sobie sprawy, że wykorzystują go przestępcy, ani z tego, iż pracownicy KGB wyśmiali jego list, w którym oferował swoją pomoc i wynalazki. Trzeba przyznać, zdolna bestia z tej Marininej! Wydanie „Ukradzionego snu” dostało ode mnie 4/5. Całkiem dobrze czytało mi się tę książkę: format jest wygodny, choć wciąż sama nie wiem, czy trochę nie za mały; dobra czcionka (czyżby „Georgia”, którą mam na blogu? bo taka, jakby bardziej „okrągła” od Times New Roman...), ale papier mógłby być lepszy. Okładkowy rysunek Marka Goebela (patrz zdjęcie nr 1.) tradycyjnie budzi moje mieszane uczucia, koniec końców jednak w jakiś sposób mi się nawet podoba ;) Z tym, że klucz wiolinowy powinien być jasnozielony, bo to istotny szczegół w fabule!
◊◊◊
1. Przód okładki zaprojektowanej przez Marka Goebela. |
~ Problemy poliglotki ~„- Nigdy bym nie pomyślał, że jest pani Rosjanką. Byłem pewien, że mam do czynienia z Angielką - odezwał się młody człowiek w białym swetrze. (...)
2. Informacje o autorce.
- Chce pan powiedzieć, że mam typowo angielski wygląd?
- Nie, mówi pani po włosku z angielskim akcentem.
- Naprawdę? - zdumiała się Nastia. - Nigdy by mi to nie przyszło do głowy.
Postanowiła uważniej słuchać, jak mówi jej towarzyski rozmówca, i spróbować mówić tak jak on. Słuch miała fenomenalny, a matka uczyła ją języków obcych od wczesnego dzieciństwa, toteż walka z angielskim akcentem zakończyła się zwycięsko akurat w chwili lądowania. Młody Włoch należycie ocenił lingwistyczne wysiłki Nasti i na pożegnanie powiedział:
- Teraz mówi pani jak Włoszka, która zbyt długo mieszkała we Francji.
Wybuchnęli zgodnym śmiechem.
- Mam teraz inny akcent?
- Z akcentem wszystko w porządku, ale zaczęła pani budować zdania jak Francuzka.” (s. 113)
3. Przykładowa strona „Ukradzionego snu”. |
~ Kącik modowy ~„Kiedy [Borys Kartaszow] otworzył drzwi, ogromny, prawie dwumetrowego wzrostu, w dżinsach, flanelowej koszuli w niebiesko-białą kratę i ciemnoszarym swetrze z wielbłądziej wełny, usiłowała się pohamować, ale nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Łzy ciekły jej z oczu i Nastia, skręcając się ze śmiechu, zdążyła tylko pomyśleć, że, dzięki Bogu, nie wytuszowała dzisiaj rzęs, bo inaczej całą twarz miałaby w czarnych smugach.
4. „Kobieca proza kryminalna”?!
Oczywiście ktoś nie mógł sobie
darować tego „kobieca”, ech...
- Co się pani stało? - z niepokojem zapytał gospodarz.
Ale Nastia tylko machnęła ręką. Rozpięła kurtkę i podała ją Kartaszowowi, a wtedy on sam zaczął spazmatycznie pochlipywać ze śmiechu. Nastia miała na sobie dokładnie takie same dżinsy, identyczną niebiesko-białą koszulę, a jej sweter z wielbłądziej wełny był tylko odrobinę jaśniejszy niż sweter Borysa.
- Wyglądamy jak z tego samego inkubatora - powiedział Kartaszow, z trudem chwytając oddech. - Nie miałem pojęcia, że ubieram się jak funkcjonariusz organów ścigania.” (s. 42)
5. Tył okładki zaprojektowanej przez Marka Goebela. |
autor: Aleksandra Marinina
tytuł: Ukradziony sen
tytuł oryginalny: Украденный сон
tłumaczenie: Ewa Rojewska-Olejarczuk
seria: Mroczna seria (tom 3 z Anastazją Kamieńską)
tłumaczenie: Ewa Rojewska-Olejarczuk
seria: Mroczna seria (tom 3 z Anastazją Kamieńską)
wydawca: Wydawnictwo W.A.B.
miejsce i rok wydania: Warszawa 2005 (wydanie I)
projekt okładki: Marek Goebel
miejsce i rok wydania: Warszawa 2005 (wydanie I)
projekt okładki: Marek Goebel
oprawa: miękka ze skrzydełkami
wymiary: 19,5 × 12,3 × 2,9 cm
liczba stron: 384
waga: 344 g
cena: 29,90 zł
moja ocena treści: 5/5
moja ocena wydania: 4/5
PS A jak poradził sobie Andriej Czernyszew, kiedy chciał przesłuchać mężczyznę zbyt pijanego, aby sklecić sensowne zdanie? Zadzwonił po „wytrzeźwiacza” (*aż dziwne, że w Polsce nikt nie zapełnił tej niszy na rynku usług - dodała nieco cierpko*): „(...) otworzył notes, w którym przechowywał zapobiegliwie wycięte z gazet ogłoszenia w rodzaju: „A.A. Odtruwanie całodobowo. Wizyty domowe”. Zadzwonił w dwa miejsca, w jednym zamówił pilną wizytę, i oczekując odsieczy, zaczął obliczać, czy wystarczy mu gotówki, by zapłacić za usługę.” (s. 188). I tak to się robi w Rosji! ;)
Chętnie zajrzę do tej książki :) A biznes "wytrzeźwiacza" wydaje się ciekawym pomysłem :P
OdpowiedzUsuńŚmiało, bo uważam że warto :)
UsuńZastanawia mnie tylko, ile taki "wytrzeźwiacz" niby liczy sobie za usługę, że aż Andriej zaczął przeliczać pieniądze? Ha, może to faktycznie pomysł na dochodowy biznes (i ciekawe, czy można by na to dostać dofinansowanie z Unii?) ;P