środa, 26 lutego 2014

Suzanne Collins „Igrzyska śmierci”

Katniss Everdeen przed wyruszeniem do Kapitolu, gdzie ma wziąć udział w Głodowych Igrzyskach, dostaje od Madge złotą broszkę z kosogłosem. Ptaki te powstały ze skrzyżowania kosów i głoskułek - te drugie Kapitol stworzył, by podsłuchiwać rebeliantów, jednak ostatecznie podstęp obrócił się przeciwko pomysłodawcy. A kosogłosy stały się dla oficjalnej władzy nieznośnym przypomnieniem porażki, tego jak okpili ją rebelianci. Poza tym, dla Katniss kosogłos ma osobiste znaczenie: jej zmarły ojciec umiał śpiewać razem z kosogłosami, ptaki chętnie powtarzały nucone przez niego melodie (a nie każdego tak wdzięcznie naśladują!). Czy broszka dla Katniss okaże się przynoszącym szczęście talizmanem, ochroną przed niebezpieczeństwem? A może będzie przepowiednią i szesnastoletnia dziewczyna stanie się dla Kapitolu tym, czym kosogłosy - symbolem jego porażki? Czy Katniss zbuntuje się przeciwko władzy i obnaży jej słabości? Właśnie nadarza się okazja, żeby to sprawdzić, ponieważ: „Panie i panowie, Siedemdziesiąte Czwarte Głodowe Igrzyska uważam za otwarte!” (s. 142).

◊◊◊

1. Przód okładki, której
projektantem jest Phil Falco.
Najwyższa pora żebym zmierzyła się z gwiazdkowym prezentem z zeszłego roku - na własne i wyraźne życzenie otrzymałam trylogię „Igrzyska śmierci”. Nie pamiętam, co mnie nagle napadło, żeby chcieć ją przeczytać, ale oto staję oko w oko (w stronę?) z pierwszą częścią tej serii. Wzdrygnęłam się na dźwięk upiornego słówka „bestseller”, zgrzytnęłam zębami na widok napisu na okładce: „Jeśli którykolwiek cykl dla młodzieży może się ubiegać o koronę po „Harrym Potterze” czy sadze o wampirach „Zmierzch”, to tylko ten.” (patrz zdjęcie nr 5.), ale wykrzesałam z siebie dobrą wolę i... I okazuje się, że czasem warto pokonać obawy, bo książka bardzo mi się podobała i pozytywnie mnie zaskoczyła! Chociaż początkowo miałam trochę problem z przyzwyczajeniem się do pierwszoosobowej narracji - raczej rzadko mam z takim zabiegiem do czynienia i nieco mnie to rozpraszało. W sumie, to nie mogę sobie teraz przypomnieć żadnej innej książki z pierwszoosobową narracja... a Wy coś znacie? Na całe szczęście, Katniss to bystra dziewczyna i ciekawie opowiada nam o sobie i wydarzeniach, w których uczestniczy (a my razem z nią). Podobało mi się, jak wplecione są jej dygresje, pozwalające czytelnikowi lepiej poznać główną bohaterkę. Mają one charakter wspomnień, które na zasadzie naturalnych skojarzeń do bieżących wydarzeń, pojawiają się w historii Katniss.

2. Informacje o fabule na
przednim skrzydełku okładki.
Uważam, że dużą zaletą tej książki jest postać głównej bohaterki. Lubię takie dziewczyny (kobiety). Mieszkanka Dwunastego Dystryktu państwa Panem, Katniss nie jest żadną głupiutką, egzaltowaną dziunią. Jest naturalną dziewczyną, która pomimo młodego wieku dzielnie radzi sobie z przeciwnościami losu. Poza tym, w „Igrzyskach śmierci” obserwujemy jej „przebudzenie”, początek kształtowania się dorosłego człowieka. Bo Katniss uczy się radzić sobie z niełatwymi uczuciami do matki i bólem po stracie ojca. Albo przynajmniej nazywa bolesne emocje, co jest punktem wyjścia do poradzenia sobie z nimi. Zauważa np.: „oddaliłam się od mamy, zbudowałam wokół siebie mur, żeby się chronić przed potrzebą jej bliskości” (s. 52). Los rzuca ją na arenę Głodowych Igrzysk, na której trybuci walczą na śmierć i życie. Sprawia to, że główna bohaterka zaczyna zadawać sobie pierwsze, nieśmiałe pytania o granice człowieczeństwa. Pobytowi na arenie towarzyszy także mętlik uczuć przyjacielsko-romantycznych. I wieczna niepewność, czy Peeta to przebiegły wróg, czy chłopak, któremu można zaufać. A w domu czeka jeszcze Gale - tylko przyjaciel i partner w polowaniach? Pozwolę pominąć sobie milczeniem fakt, że najwyraźniej największym problemem współczesnych nastolatek (wnioskując po popularnych powieściach) jest niemożność dokonania decyzji, na czyj widok szybciej bije serduszko ;) Rozterki panny Everdeen nie są jednak irytujące i ciekawie łączą się też z wątkiem strategii wygrywania Igrzysk. I, zwłaszcza na tle zapatrzonych w siebie mieszkańców Kapitolu, stanowią pytanie o istotę, podstawę przyjaźni, znaczenie relacji międzyludzkich. Poza tym, pobyt w Kapitolu, zwraca uwagę Katniss na postępowanie władzy. Ciekawie obserwuje się to, jak podczas przygotowań do Igrzysk, wokół głównej bohaterki wymieniane są znaczące spojrzenia, a ona sama nie do końca jeszcze rozumie podteksty w słowach Haymitcha czy Cinny. Gdzieś tam dopiero zaczyna w niej kiełkować świadomość sytuacji, spraw państwowych i zapalają się w niej iskierki buntu. Jestem ogromnie ciekawa, czy w kolejnych tomach zobaczymy dalszy rozwój głównej bohaterki, a iskierki przerodzą się w pożar.

3. Przykładowa strona
„Igrzysk śmierci”.
Innych postaci nie poznajemy tak dobrze jak Katniss, ale są wśród nich osoby, które intrygują i nie stanowią tylko tła dla popisów Everdeen. Zaciekawił mnie np. Haymitch, mentor trybutów z Dwunastego Dystryktu. Łatwo go zlekceważyć, ale przecież on też wygrał kiedyś Głodowe Igrzyska - jak tego dokonał? I co skrywa pod maską „pijanego mistrza”? Obecność Cinny też jest dziwna, no bo który projektant chciałby dobrowolnie zostać stylistą trybutów z najbiedniejszego dystryktu? Szkoda, że nie dostajemy więcej informacji o innych uczestnikach Głodowych Igrzysk, choć ma to swój sens, bo skąd narratorka-główna bohaterka miałaby mieć te informacje? O kilku przeciwnikach Katniss co nieco się jednak dowiadujemy w trakcie rywalizacji. I podobało mi się pokazanie, że na arenie liczy się nie tylko siła fizyczna. Przydaje się spryt, przebiegłość, zwinność i umiejętność znalezienia wody i pożywienia, odróżnienia roślin jadalnych od trujących. Moją sympatię zdobyła śmigająca po drzewach „wiewióreczka”, bystrooka mała Rue ^_^

4. Informacje o autorce na
tylnym skrzydełku okładki.
Fabuła „Igrzysk śmierci” jest wciągająca i trzyma w napięciu. Autorka wykorzystała pewną sztuczkę, która sprawiła, że zaczytałam się do późna w noc: nagłe zmiany, niespodziewane wydarzenia dzieją się pod koniec rozdziału i trudno nie rozpocząć kolejnego, aby przekonać się co będzie dalej :) Po opisie przygotowań mamy okazję obserwować dokładny przebieg igrzysk. Dużo się dzieje, bo organizatorzy dbają, żeby rywalizacja była pasjonującym show, przyciągającym tłumy widzów. Fabuła wciąga nie tylko na tej płaszczyźnie przygodowo-sensacyjnej. Równie ciekawe (i przerażające) jest obserwowanie mechanizmów działania Kapitolu, tego jak Głodowe Igrzyska służą do manipulowania obywatelami Panem. Do wyrachowanego „trzymania ich na krótkiej smyczy”, czego Katniss jest świadoma od początku: „W ten sposób rządzący przypominają nam, że jesteśmy zdani na ich łaskę i niełaskę. Mamy pamiętać, że nie przeżyjemy następnego powstania. Bez względu na to, jakich słów używają, przesłanie jest jasne: Patrzcie, odbieramy wam dzieci i składamy je w ofierze, a wy nie możecie nic zrobić. Wystarczy jedno wasze krzywe spojrzenie, a wybijemy was do nogi. Tak jak w Trzynastym Dystrykcie”.” (s. 22-23). Lud do szczęścia potrzebuje chleba i igrzysk? Proszę bardzo: wygrana w igrzyskach zapewnia chleb na rok dla dystryktu, z którego pochodzi zwycięzca. A że zasady okrutne, a do tego przymus cieszenia się Głodowymi Igrzyskami, patrzenia jak dzieci napuszcza się na siebie i traktuje jak zabawki - to przecież wszystko „szczegóły”. Trybuci na arenie nie tylko zmuszani są do widowiskowego zabijania się nawzajem (jeśli przez dłuższy czas nikt nie ginie, organizatorzy w ramach motywacji sami kogoś uśmiercają), ale i zachowań pod publikę, sponsorów. Przychylność widzów może przełożyć się na otrzymanie prezentu pomocnego w rozgrywkach na arenie. Ten przymus mizdrzenia się wydaje mi się równie okrutny, co zmuszanie do krwawej walki.

5. Tył okładki, której
projektantem jest Phil Falco.
Jak już wspominałam, Katniss to bystra dziewczyna - jej opowieść jest ciekawa pod względem treści i języka. Książka jest dobrze napisana. Przyczepić mogę się jedynie do tego, że w tytule igrzyska są „śmierci”, a w powieści już „głodowe” (co jest bliższe oryginalnemu tytułowi). Drobny szczegół, ale zawsze. Urzekło mnie natomiast, jak autorka opisała wygląd Katniss, co przecież nie jest łatwe przy pierwszoosobowej narracji. Główna bohaterka opowiada: „Przypatruję się, jak Gale wyciąga nóż i kroi chleb. Mógłby być moim bratem. Takie same czarne, proste włosy, oliwkowa skóra, nawet oczy mamy podobnie szare.” (s. 13). Nie wiem czemu, ale zwróciłam uwagę jeszcze na jeden szczegół. Kiedy panna Everdeen, podczas przygotowań do Głodowych Igrzysk, korzysta z luksusów, o wymiotowaniu mówi bardzo elegancko np. „z trudem utrzymuję śniadanie w brzuchu” (s. 140). Na arenie pozwala sobie nazwać rzeczy wprost, chociaż wciąż nie dosadnie: „Wymiotuję, przepada mizerna kolacja i żałosne resztki wypitej wody.” (s. 166). W sumie, cieszę się, że autorka darowała sobie pewien realizm narracji i nie zmieniała sposobu wypowiadania się Katniss w zależności od wydarzeń. Może i prostsze słownictwo i urywane zdania, podczas relacji z areny, pozwoliłyby lepiej wczuć się w nastrój, ale ja wolę cieszyć się ładnym stylem opowieści.

Treść „Igrzysk śmierci” ode mnie dostaje ocenę 5/5. Sposób wydania wypada nieco słabiej - oceniłam go na 4/5. Podoba mi się projekt okładki, jej kolorystyka - dużo bardziej od wersji z filmową grafiką. Motyw okręgów z okładki jest powtórzony na początku każdego rozdziału (patrz zdjęcie nr 3.), co dodaje temu wydaniu spójności. Książka jest dość ciężka, ale ma 352 strony, co chyba tłumaczy wagę. Do tego, trochę ciężko się ją otwiera, kartki sprawiają wrażenie mocno „zbitych”. Przyznam, że bałam się zbyt brutalnie ją rozkładać, żeby nie przełamać grzbietu. Tak, należę do tych maniaków, którzy nienawidzą przełamanych grzbietów ;) Cena poniżej 30 zł (29,90) jest atrakcyjna. Mnie oczywiście nic ta książka nie kosztowała, ale Gwiazdor też oszczędził, bo dostałam całą trylogię w pudełku z nadrukowaną ceną 79 zł - jeszcze tego nie przeliczyłam, ale to ponoć daje 3 książki w cenie 2 (pudełko tak mówi). Brzmi korzystnie. I jeszcze mała paranoja na koniec: z tyłu okładki są różne rekomendacje (patrz zdjęcie nr 5.), m.in. Stephena Kinga. Ale przecież nie jednemu psu Burek i wcale nie musi to być TEN Stephen King. Mogli znaleźć kogoś, kto się po prostu tak samo nazywa ;)


autor: Suzanne Collins
tytuł: Igrzyska śmierci
tytuł oryginalny: The Hunger Games
tłumaczenie:  Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
seria: trylogia „Igrzyska śmierci”, tom 1
wydawca: Media Rodzina
projekt okładki: Phil Falco
oprawa: miękka ze skrzydełkami
wymiary: 20,5 × 13,5 × 2,1 cm
liczba stron: 352
waga: 425 g
cena: 29,90 zł
moja ocena treści: 5/5
moja ocena wydania: 4/5

PS Nie jestem pewna, czy w książce chodzi o mniszka lekarskiego (Taraxacum officinale), bo w encyklopedii przeczytałam, że jest 2000 gatunków mniszków na całej kuli ziemskie (w Polsce ponad 500), ale posiadam zdjęcie tylko naszego pospolitego „mlecza”:

(...) zobaczyłam mniszek, a wtedy odżyła we mnie nadzieja. Ostrożnie zerwałam kwiatek i pospiesznie wróciłam do domu. Tam chwyciłam wiadro, złapałam Prim za rękę i obie ruszyłyśmy na Łąkę. Tak, jak myślałam, była upstrzona żółtymi główkami mniszków. Zbierając je, ruszyłyśmy wzdłuż wewnętrznej strony ogrodzenia. Wędrowałyśmy z półtora kilometra, zanim wiadro wypełniło się mniszkami - liśćmi, łodygami i kwiatami. Tamtego wieczoru na kolacje była uczta z mniszkowej sałatki oraz resztek chleba z piekarni.
- A inne rośliny? - chciała wiedzieć Prim. - Jest ich więcej do jedzenia?
- Mnóstwo - zapewniłam ją. - Tylko muszę je sobie przypomnieć.” (s. 49-50)

PS2 Aaa!!! Właśnie ze zgrozą zauważyłam, że srebrny napis na okładce ma barbarzyńskie otarcia (a na pewno ich nie miał). Od czego niby, się pytam?! Raptem parę razy, podczas pisania tego wpisu, położyłam brudnopis na książce, ale przecież nie szurałam nią po podłodze! Pozostaje mi tylko z pietyzmem schować ją do pudełka i pilnować, żeby żaden wandal uzbrojony w szczotkę drucianą lub złośliwego jeża się do niej nie zbliżał. ... No chyba, że to jakaś konkursowa zdrapka i coś wygram, jak pozbędę się całej srebrnej farby. Hmm... Poskrobać pazurkiem?

2 komentarze:

  1. Mnie też zastanawiało, dlaczego w tytule są "Igrzyska śmierci" a w książce "Głodowe Igrzyska". A przecież w oryginale jest "Hunger Games". Powinno to być ujednolicone ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumaczy czasami ponosi fantazja, ale mam wrażenie, że w przypadku książek i tak nie zdarzają się takie "kwiatki", jak przy tłumaczeniu tytułów filmowych. A w przypadku "Igrzysk" można by iść na kompromis i tytuł przetłumaczyć jako "Śmiertelne Głodowe Igrzyska" ;)

      Usuń