czwartek, 14 sierpnia 2014

Książka znaleziona na śmietniku

Z tym śmietnikiem to trochę dramatyzuję dla lepszego efektu, bo książkę wypatrzyłam w naszym własnym, prywatnym worku na śmieci i to jeszcze segregowane, więc w samym papierze grzebałam - no po prostu Francja-elegancja ;) Ale książkę uratowałam przed zniszczeniem i jestem z siebie bardzo zadowolona. No naprawdę, jeśli jakąś zaletę w ogóle posiadam, to na pewno jest to spostrzegawczość ^_^ Ciekawi tego, co przykuło mój wzrok i sprawiło, że poczułam się, jakbym znalazła czterolistną koniczynę?
  
     
◊◊◊
   
Książka trafiła do worka na śmieci trochę przypadkiem (tak to już jest, jak ma się w rodzinie osobę, która wykazuje pewną nonszalancją wobec starych rzeczy i podczas sprzątania na strychu zakwalifikowała tę książkę jako śmieć, ponieważ nie miała przedniej okładki - tzn. potem okazało się, że okładka była, ale oderwana i ją też wyłowiłam z worka...), a prezentuje się następująco:
   
   
Powiedziałabym, że książka jest w dobrym stanie, bo w zasadzie to brakuje jej tylko grzbietu, no i przednia okładka odpadła - ale jest, więc jeszcze nie jest tak źle. Zazwyczaj nie gustuję w tak starych książkach, ponieważ raczej jestem estetką i wolę czytać ładne (a przynajmniej bez podejrzanych plam) książki, które się nie rozsypują. Wyjątkiem są książki należące do członków rodziny, znalezione gdzieś w domu, ponieważ w ich przypadku sentyment osładza mi mało atrakcyjną formę i zwyczajnie się rozczulam ^_^
    
   
Urok tej książki kryje się w jej wnętrzu, spójrzcie tylko na stronę tytułową:
   
  
Rok wydania (1930!) sprawił, że zrobiłam wielkie oczy, a do tego jeszcze „ta” pieczątka biblioteczna - powtórzona zresztą pod koniec powieści (skądinąd ciekawej, „Saga rodu Fosytów” to całkiem przyzwoite znalezisko :)), gdzie jest nawet wyraźniejsza:
   
   
Nie wiem, jak ta książka znalazła się u nas na strychu (i na Kujawach), ale co za pole dla wyobraźni! Przy okazji: ktoś z Was wie, co znaczy skrót „ob. łać.”? Poniżej jest strona z dedykacją autora dla żony. Na niej też widać jeszcze jakieś pieczątki, ale już słabiej czytelne:
   
   
Pierwsza strona powieści wygląda następująco (na pierwszy rzut oka w tym tomie nie brakuje żadnych kartek, co mnie dodatkowo cieszy):
   
   
A tu jeszcze perełka, czyli regulamin biblioteki wklejony na jednej z pierwszych stron książki. Ten swoisty dekalog jest po prostu świetny, a i cennik korzystania z biblioteki (właściwie to: bibjoteki ;)) równie ciekawy:
   
   
No kto by pomyślał, że można mieć tyle radości z grzebania w śmieciach ;)
  
PS „Dobra książka jest naszym najlepszym, najwierniejszym przyjacielem. Należy ją przeto kochać i opiekować się nią bardzo troskliwie.” ^_^ 

11 komentarzy:

  1. Książek nie powinno się wyrzucać, jaka by nie była zniszczona :)

    pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak brakuje połowy kartek? - że tak podchwytliwie zapytam ;) Ja raczej też jestem przeciwko wyrzucaniu książek (zwłaszcza bardzo starych), ale chyba nie jestem znowu aż tak restrykcyjna w przestrzeganiu tej zasady; sama nie wiem..., ale czasami książki ani treścią, ani wyglądem, ani sentymentem nie zachwycają, aż proszą się żeby się ich pozbyć...

      Usuń
  2. Ale świetna sprawa! :) Ja uwielbiam takie stare książki, bo widać na nich historię :)
    Jeżeli chodzi o to "ob. łać." to tak mi się skojarzyło, że może 'obrządek łaciński' - ale to tylko taki strzał, bo skoro biblioteka parafialna to może coś z Kościołem związane ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku takich książek fajne jest zastanawianie się, kto je wcześniej czytał, czy mu się podobała itp. :)
      Nad podobnym rozwinięciem skrótu się zastanawiałam, ale to "ć" w "łać." trochę mi się dziwne wydawało, ale może to taki nietypowy zapis, że "ci" skrócone do "ć"?

      Usuń
  3. Dlatego nie lubię aukcji internetowych - nigdy nie wiem, co oznacza opis "książka jest w dobrym stanie" ;)
    Początkowy entuzjazm kazał mi napisać "w bardzo dobrym stanie", ale się pohamowałam - a "dobry stan" nie wydaje mi się przesadą, bo naprawdę tylko grzbietu brakuje (okładkę jakoś sobie przykleję).

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne znalezisko! Fajnie, że je ocaliłaś.
    Zamarstynów kojarzy mi się z NKWD-owską katownią we Lwowie.:( Na szczęście pieczątka pochodzi z przedwojennych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie mroczne skojarzenie; to aż dziwne ile miejsc, na różny sposób, wojna naznaczyła cieniem na lata.

      Usuń
  5. Czytam książki w każdej postaci, nawet bez oprawy :) Fajna sprawa znaleźć i ocalić książkę, która ma prawie 100 lat, osobiście uwielbiam starocie (stare filmy, książki, fotografie), co trochę widać na moim blogu :). A regulamin jest znakomity, powinien być w każdej bibliotece, może go warto zaprezentować np. na FB, znajduję tam czasami takie perełki :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do staroci coraz bardziej się przekonują, choć bardziej do ich treści niż formy - tzn. formę lubię oglądać "z daleka", bo aż tak nie lubię, jak mi się książka w rękach sypie ;) Może gdyby ludzie natykali się w każdej wypożyczonej książce z biblioteki na taki regulamin, to bardziej pamiętaliby o przestrzeganiu tych podstawowych zasad? Konta na FB nigdy nie miałam, nie mam i prawdopodobnie będę ostatnią osobą na ziemi, która go mieć nie będzie, więc jak masz ochotę to możesz skorzystać z mojego zdjęcia, a co się ma marnować ;)

      Usuń
    2. Dzięki, zdjęcie wessałem :) W wolnej chwili powieszę na tablicy. Ja też się broniłem przed FB, ale jeśli dobierzesz sobie rozsądnie i zgodnie z zainteresowaniami znajomych, to będzie to bezbolesne i możesz znaleźć tam naprawdę interesujące rzeczy, informacje od pisarzy, artykuły, stare fotografie. Ogólnie nie cierpię FB, ale zaglądam od czasu do czasu. To dobre miejsce aby marnować czas na głupoty :)

      Usuń
    3. Tak sobie czasem myślę, że FB ma jednak swoje plusy, ale chyba boję się, że za bardzo by mnie rozpraszał ;)

      Usuń