Pogoda za oknem niemalże wiosenna, aż chce się człowiek wyrwać z czterech ścian i iść na spacer! Dla przyjemności, zdrowia i urody. Aby nabrać gibkości i smukłości po zimowej hibernacji. Gdyby komuś brakowało motywacji do regularnych spacerów to może zapisać się do towarzystwa turystyki pieszej, zwanego dumnie Piechurami z Dembley. Na pewno są w nim wolne miejsca, bo jakby to powiedzieć... trochę ich ostatnio przetrzebiło. Odrobinkę. Samozwańczą, krzykliwą przywódczynię Piechurów, Jessicę Tartnick, ktoś uciszył (na dobre) z pomocą tak prozaicznego narzędzia jakim jest szpadel. A naraziła się nie jednemu, bo miała w zwyczaju nie tylko profanować ciężkimi buciorami pieszego turysty cudze uprawy m.in. rzepaku, ale i deptać po godności innych ludzi. Komu nadepnęła na odcisk najbardziej?
◊◊◊
1. Przód okładki zaprojektowanej przez RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego. |
Czyżby autorka poczuła natchnienie podczas jakiegoś wiosennego spaceru? Śmiem twierdzić, że przynajmniej zregenerowała siły, bo w porównaniu z poprzednim tomem („Agatha Raisin i zakopana ogrodniczka”) widzę poprawę. Progres, jak to mówią ludzie „światowi”. Wietrzę trochę spisek i podejrzewam, że M.C. Beaton pomagał jakiś sympatyczny skrzat (czy jak tam nazywa się redaktorów przycinających wypociny pisarza do potrzeb rynku), albo autorka po prostu przemyślała i zaplanowała dalszy rozwój serii przygód Agathy Raisin. To mnie zawsze zastanawia: na ile ktoś piszący książkę myśli o niej jako o części całej serii, zwłaszcza jeżeli to jedna z pierwszych książek. Czy od początku myśli o kierunku, w którym losy bohatera się rozwiną (nawet nie mając pewności, czy będzie to długa seria, czy zakończy się na jednym tomie)? A jak to jest przy czwartym tomie? Ciekawe, co myślała M.C. Beaton przy tworzeniu opisywanej tutaj książki, bo „Agatha Raisin i zmordowani piechurzy” sprawiają wrażenie opowieści pisanej ze świadomością ciągu dalszego (ach, podły Roy popsuje w następnym tomie Marsz Mendelssohna!) oraz powieści dobrze zredagowanej. Zwłaszcza na początku, fabuła jest ciekawie prowadzona, „dwutorowo”, bo obserwujemy powrót Agathy do Carsely i wydarzenia w grupie turystyki pieszej z Dembley (potem te wątki się oczywiście łączą). Akcja ma dobre tempo, nie ma dłużyzn - choć trochę nie jestem pewna, czy nie „wycięto” z tej powieści zbyt wiele. Mogłaby być obszerniejsza, ponieważ jest w niej kilka rzeczy, które aż proszą się o rozwinięcie. Naprawdę mam wrażenie, jakby ktoś przesadnie skrupulatnie dbał, żeby autorka nie rozpisywała się. Oczywiście nie wiem, czy ona sama narzuciła sobie taką dyscyplinę, czy to sprawka sympatycznego skrzata, który stał nad nią z (sympatycznym?) biczykiem ;)
2. Przykładowa strona „Agathy Raisin i zmordowanych piechurów”. |
3. Tył okładki zaprojektowanej przez RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego. |
Ogólne uwagi do sposobu wydania mam równie niezmienne (patrz „Agatha Raisin i ciasto śmierci”). Okładka „Agathy Raisin i zmordowanych piechurów” przypadła mi jednak do gustu tak bardzo, że wydanie oceniłam na 4/5. Ładny odcień pomarańczowego i sympatyczna grafika są miłe dla oka. ... I właśnie zauważyłam, że pisząc o rzeczach poprawnych, mało wybitnych używam słów: „sympatyczne” i „urocze” ;P Ach te słowa-wytrychy! ... Jeżeli chodzi o okładki książek jako takie, to zawsze mam nadzieję, że osoba projektująca oprawę danej powieści nie tylko książkę przeczyta, ale i inteligentnie odniesie się do treści, odwoła się do detali - mrugając przy tym porozumiewawczo do czytelnika. Szkoda, że okładka tego tomu przygód Agathy nie jest żółta, jak kwitnący rzepak, pośród którego znaleziono Jessicę. Mała rzecz, a sprawiłaby mi dużo radości.
autor: M.C. Beaton
tytuł: Agatha Raisin i zmordowani piechurzy
tytuł oryginalny: Agatha Raisin and the Walkers of Dembley
tłumaczenie: Stanisław Jan
tłumaczenie: Stanisław Jan
seria: Seria kryminałów (tom 4)
wydawca: Wydawnictwo Edipresse Polska SA
projekt okładki: RJ PROJEKT Robert Jasiński
oprawa: miękka
wymiary: 17,8 × 11 × 1,5 cm
liczba stron: 224
waga: 161 g
cena: 13,99 zł
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 4/5
PS Zaczęłam mieć wątpliwości, czy nie doczepiłam się koloru okładki bezpodstawnie, bo owszem, Jessicę znaleziono na polu rzepaku - ale czy kwitnącego? Znalazłam jednak w książce takie oto zdanie, świadczące, że wściekłej żółci sobie nie zmyśliłam: „Kwitnącym rzepakiem, wybielonym od świateł [reflektorów], targał wiatr.” (s. 63). Podpowiadam, że kwitnący rzepak wygląda następująco:
Do kwitnącego rzepaku mam stosunek wręcz osobisty oraz przy okazji ambiwalentny. Wyjątkowo nie lubię jego koloru, tego zimnego odcienia żółci. Drażni mnie jego mdły zapach, w moim odczuciu słodko-lepki (jakkolwiek dziwnie to może brzmieć w odniesieniu do zapachu). A jednocześnie kwitnący rzepak mnie po prostu rozczula, bo kojarzy mi się z rodzinnymi stronami. Na Kujawach, skąd pochodzę, to popularna uprawa. Na wiosnę, moja rodzinna wieś, przypomina wyspę, umieszczoną pośrodku jaskrawożółtego morza. Przy wietrznej pogodzie i otwartym w pokoju oknie, „upajający” zapach kwitnącego rzepaku można poczuć nie wychodząc z domu.
Jak można nie lubić rzepaku?? Przecież on się jednoznacznie z wakacjami kojarzy :)
OdpowiedzUsuńCo do książki zaś, to autorka nie wyszła na przeciw trendom. Teraz bowiem w modzie jest bieganie a nie spacery :p
Książka ma już swoje lata, copyright jest z datą 1994 - podejrzewam, że wtedy moda na bieganie nie śniła się nawet filozofom. Nie pamiętam czy w tym, czy w którymś z poprzednich tomów, James pisząc na komputerze korzysta z dyskietek (!) - to były czasy :)
UsuńPoza tym, bieganie jest dla cieniasów, teraz modny jest triatlon :)
SZTO?! To właśnie triatlon jest dla mięczaków, tu rowerek, tu basen, przecież to nie sport. Prawdziwi twardziele to tylko biegacze.
OdpowiedzUsuńBiegacz kwalifikuje się na twardziela tylko jak biega boso. I to po kamieniach, ostach i jeżozwierzach.
UsuńPS Czyżbym nadepnęła biegaczowi na odcisk? ;)
Na jaki odcisk, phi. Po przebiegnięciu tysiąca kilometrów stopy rogowacieją i przechodzą w kopyta więc nawet osty i jeżynozwierze niestraszne.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym zobaczyć jeżynozwierza, może dasz radę narysować jego portret pamięciowy (ale SPRZED tego, jak zdepnąłeś biedne jeżynowe zwierze kopykiem)?
UsuńFaktycznie bardzo ciekawie napisane. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń