„W owym czasie hen daleko w górach znajdowało się pewne miejsce, gdzie każdej jesieni w wielkiej obfitości dojrzewały dorodne owoce kaki, kasztany i orzechy. Ludzie unikali jednak tego miejsca. Ktokolwiek bowiem tam poszedł, ten już nigdy nie wracał. Z czasem zaczęto nazywać owo miejsce Bezpowrotną Górą. Mówiono, że mieszka na niej potwór, który pożera ludzi. Pewnego razu najstarszy z braci, Tarō, powiedział, że pójdzie na Bezpowrotną Górę i zgładzi potwora. Przewiesił przez plecy łuk i kołczan ze strzałami, przypasał miecz, w rękę ujął długą włócznię i wyruszył w drogę.” (s. 299-301).
Będąc zaprawioną w bojach (czyli mając na koncie już jedną przeczytaną książkę z tej kolekcji - „Aishę i węża. Baśnie arabskie”), nie dałam się zaskoczyć wadze „Bezpowrotnej Góry. Baśniom japońskim”, choć książka jest jeszcze obszerniejsza od poprzedniego tomu, z którym się mierzyłam i ma 360 stron o łącznej wadze 900 g (z okładką oczywiście) - to już prawie jak mała hantla ;) Nie jest to za wygodne, ale przynajmniej nietypowym kształtem książek z serii „Baśnie świata” jestem niezmiennie zauroczona. Tak samo jak tym, że każdy tom jest, pod względem estetycznym, dopasowany do klimatu rejonu, z którego opowieści przedstawia. „Bezpowrotna Góra” zabiera nas w podróż do odległej Japonii i przy okazji odsłania to oblicze tego kraju, które zawsze bardziej interesowało mnie od gwarnego Tokio: baśnie wyrastające z lokalnych tradycji, pełne ciekawych, często zabawnych detali, otulone krajobrazem lasów i gór. Przyznam, że zaskoczył mnie brak wybrzeży jako miejsca akcji, w końcu Japonia to kraj na wyspach. No, nie tyle „brak wybrzeży”, bo morskie akcenty pojawiają się w opowieści „Ogród Niebios”, czy „Yuri-waka”, ale w kontekście wojennych galer, a mnie zdziwiła trochę nieobecność zwykłych rybaków, łapania złotych rybek i tego typu rzeczy. Możliwe, że tak się akurat trafiło w tym zestawieniu, bo jak zauważa autor w posłowiu: „Spośród wieluset baśni i legend wybraliśmy te, które wyróżniają się rozbudowaną fabułą i dramatyczną akcją.” (s. 359). Rozmach i dramaturgia trafiły w mój gust, więc jakoś przeżyłam brak „zwykłych rybaków” ;)
„Bezpowrotna Góra” to zbiór dwudziestu jeden baśni. Na końcu książki jest też posłowie od autora (ciekawe, więc mogłoby być dłuższe!) oraz strona poświęcona wymowie japońskich wyrazów - co do niej, to zastanawiam się, czy nie powinna być na początku tomu, bo można dowiedzieć się np. jak czytać imiona bohaterów dopiero po przeczytaniu książki o_O Same imiona (i nazwy) japońskie bardzo lubię, nie tylko dlatego, że brzmią egzotycznie, ale także ponieważ są na swój sposób melodyjne i w książce można czasem trafić na takie ciekawe ich zestawienie: „Wraz z Oni-kurige i Midori-maru Yuri-waka przepadał gdzieś bez wieści na całe dnie. Kiedy nie polował, to ścigał się - jak nie z koniem, to z ptakiem albo i samym wiatrem.” (s. 85; całe trio jest widoczne na zdjęciu obok). „Yuri-waka” to zestawienie japońskich wyrazów yuri = lilia i waka = młodzieniec. Natomiast imię konia, „Oni-kurige”, zostało przetłumaczone jako „diabelski kasztanek” (imienia sokoła niestety nie objaśniono), więc nie ma się co dziwić, że o spędzającym czas w takim towarzystwie tytułowym bohaterze czytamy: „Gwałtowny i porywczy, spalony słońcem, wysmagany wiatrem Yuri-waka wcale nie przypominał jedynego dziedzica najbogatszego człowieka w królestwie.” (s. 85) - ale za to jakie miał przygody! :) Zdarzają się też imiona, przy których można sobie przyjemnie połamać język:
„Haitamagusuku objął Tamanomino.
- Tylko ty będziesz moją żoną.
- Tylko ty będziesz moim mężem.
Tej nocy Tamanomino została żoną Haitamagusuku.” (s. 11) - szczegółów zaślubin niestety poskąpiono ;)
Zgodnie ze słowami autora, cytowanymi wcześniej, baśnie z tego tomu wyróżniają się dramaturgią i rozmachem. Ten ostatni pewnie drażniłby mnie w każdym innym miejscu, ale w baśniach sprawdza się po prostu doskonale i nadaje im niezwykłości. Bo oto Haitamagusuku udaje się do Ogrodu Niebios, aby odzyskać duszę swej ukochanej, a jego dzielny rumak niesie go do celu, przeskakując susami z Nieba Obłoków do Nieba Środkowego i w końcu do Ogrodu Niebios. Do tego, drogę wskazują: Poszóstna Gwiazda, Potrójna Gwiazda i Gwiazda Zaranna. W innym miejscu czytamy np. „Siodło Oni-kurige było tak ciężkie, że trzeba było czterech ludzi, by je przynieść. (...) Bicz był tak ciężki, że trzeba było dwóch ludzi, by go przynieść.” (s. 115), lub „Jego dwór był tak rozległy, że ze wschodniego szczytu kalenicy nie sposób było dojrzeć zachodniego, a z południowego - północnego. Spichlerzy wypełnionych ryżem miał osiemdziesiąt i osiem, wołów i koni - nieprzeliczone mnóstwo, a pracowało u niego ni mniej, ni więcej tylko trzystu i sześćdziesięciu pięciu ludzi.” (s. 341). Nie wspominając o warunku, który pewny miecznik postawił kandydatowi na męża swej córki: „(...) odda jej rękę tylko temu, kto w jedną noc wykuje tysiąc mieczy!” (s. 130) - to se biedna poczeka ;P
W tych opowieściach jest jeszcze ważne „coś”, co rozbraja patos, który mógłby się nadmiernie skumulować przy tych wszystkich opisach dzielnych herosów: dowcip, który dość dosłownie spuszcza powietrze z nadętego balonu, bo często dotyczy... puszczania wiatrów :) Podejrzewam, że dzieciaki będą zachwycone! ;) Ja byłam rozbrojona zwłaszcza baśnią „O trzech grzesznikach wygnanych z Piekła”. Lekarz, mnich i kowal zostają przez króla Enmę (patrz zdjęcie nr 5.), władcę Krainy Zmarłych, osądzeni za swoje czyny i zesłani do Piekła. A tam, zamiast pokornie znosić wymyślne kary - sprytnie je obchodzą, czym doprowadzają Enmę do szewskiej pasji. Same tortury też są malownicze. Poza tradycyjnym gotowaniem w kotle, jest też fascynująca wręcz góra: „(...) przeszli przez bramę i stanęli u podnóża straszliwej Góry Mieczy. Cała była najeżona ostrymi jak brzytwa sztychami. Piekielne ognie odbijały się w nich krwawym blaskiem.” (s. 70) - i jak tu po czymś takim przejść?! Musicie to doczytać sobie sami :) A dalej jest jeszcze lepiej: po tym, jak doprowadzony do ostateczności król Enma połyka nasze niesforne trio, szarpią oni po kolei jego żyłkę śmiechu, żyłkę płaczu i żyłkę gniewu, po czym powodują u niego wzdęcia i wydostają się na wolność. No cóż, nie każdy może o sobie powiedzieć, że został wypierdziany przez władcę Krainy Zmarłych :D
„- No a teraz wypróbujmy żyłkę płaczu (...)
- Uaaa! - Król Enma rozryczał się jak małe dziecko. Płynące z jego ślepiów kaskady łez wywołały w Piekle powódź. Staw Chi-no Ike [= Staw Krwi] wystąpił z brzegów, ognie piekielne z sykiem gasły jeden po drugim, a diabły zaczęły się topić.” (s. 78)
Co ciekawe, baśń „O trzech grzesznikach wygnanych z Piekła” ma morał! Przesłanie ma większość opowieści ze zbioru „Bezpowrotna Góra” i należy zaznaczyć, że nie jest ono tak nachalne, jak w „Aishy i wężu”. W tych baśniach japońskich głównie obserwujemy pewną pochwałę sprytu i chłopskiej mądrości - przy przechytrzaniu diabłów, czy górskiej wiedźmy (yamanby), przy zdobywaniu skarbów, albo pochwałę odwagi, siły, dzielności - podczas niezwykłych wypraw, walk, czy mierzenia się ze strachem. Są też oczywiście inne motywy, a także kilka historii, które nie są nastawiono na nauczanie (choć może robią to mimochodem?), ale po prostu bawią. Zdarzyło się, że niektóre baśnie wydały mi się niedokończone, bo nie miały wyrazistej puenty, jednak ogólnie jestem zadowolona z tej książki i treść oceniłam na 4/5.
Lektura „Bezpowrotnej Góry” okazała się przyjemną wyprawą do Japonii. Podobało mi się to zanurzenie w szczegółach tak normalnych i codziennych (jak strój, posiłki, rośliny, broń itp.), ale z mojej perspektywy Polki - egzotycznych. Sama nie wiem czemu, ale szczególnie spodobał mi się motyw chodzenia do lasu na zbieranie kasztanów. Może dlatego, że u nas raczej chodzi się na grzyby, ewentualnie jagody? Banalny kasztan mnie po prostu oczarował ;) Trudniejsze pojęcia (i niektóre nazwy) są tłumaczone w przypisach pod tekstem, w którym po raz pierwszy dane słowo się pojawia. Jest to wygodne, ale baśnie raczej czyta się na raty (przynajmniej ja zawsze dawkuję je sobie, czytając „do poduszki”), więc łatwo pewne rzeczy zapomnieć. Zastanawiam się, czy dobrym pomysłem nie byłoby powtórzenie tych przypisów w słowniczku na końcu książki - ale może jestem zbyt zachłanna? ;)
Charakterystyczną cechą baśni zebranych w tym zbiorze jest też to, że świat ziemski dość swobodnie przenika się z zaświatami. I daje to jakiś taki niesamowicie naturalny efekt, te dwa wymiary nie tylko istnieją obok siebie, ale się wręcz uzupełniają. Podobne wrażenie miałam przy tych kilku mangach i anime, z którymi miałam do czynienia - japońskie opowieści zdają mi się poruszać nietypowe tematy z dużą naturalnością właśnie i niewymuszoną swobodą. I spokojem - bez zbędnego napinania, czy spinania się. W baśniach, z opisywanej tu książki, pojawiają się wyprawy do Niebios, czy Piekieł, ale najczęściej ten inny wymiar przejawia się w dość licznym pojawianiu się diabłów/demonów. A żeby nie było nudno, są one w różnych kolorach: czarnym, czerwonym i niebieskim :)
Ciekawym szczegółem jest też to, że siedzibą diabłów nie zawsze jest jakaś podziemna kraina (w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, czy w ogóle są w tych baśniach jakieś podziemne krainy wspomniane, bo niestety nie zwróciłam na to uwagi). Diabły często urzędują na wyspach. W „Jak brat z siostrą pokonali diabła” tytułowe rodzeństwo trafia do zamku diabłów, który znajduje się po prostu na powierzchni ziemi, choć w odpowiednio nastrojowych dekoracjach: „Brnął coraz dalej i dalej w dzikie górskie ostępy, aż w końcu wyszedł z lasu. Patrzy, a tu w dali, spowite mgłami, wznosi się ogromne kamienne zamczysko.” (s. 143). Jak dla mnie, takie detale sprawiają, że tak fajne jest poznawanie baśni z różnych stron świata - często mają one w sobie coś znajomego, ale jednocześnie ukazują odmienne wyobrażenie pewnych rzeczy, czy zjawisk.
Nawiązań do baśni europejskich nie znalazłam w „Bezpowrotnej Górze” tyle, co w „Aishy i wężu”, ale i tak zaskakująco często miałam uczucie, że pewne rzeczy brzmią znajomo. Bo oto np. dar rozumienia zwierząt pomaga staruszkowi rozwiązać zagadki, nad którymi głowią się mędrcy („Czarodziejski kaptur”), albo życzliwość i uczynność zostają nagrodzone, a chciwość ukarana („Ziarenko grochu”) - podobnie zresztą, jak ukarana zostaje wścibskość i złamanie obietnicy („Niebiańska tkanina”). Te brzmiące mi znajomo motywy może nie dla każdego będą wyraźne, jest jednak baśń, którą chyba każdy rozpozna bez problemu: „Dwie siostry” jak żywo przypomina historię Kopciuszka! Zaczynam wierzyć, że jest to najpopularniejsza baśń świata i każdy zakątek ma swoją wariacje na jej temat :) Japoński Kopciuszek, czyli Komenbuku jest źle traktowana przez macochę i przyrodnią siostrę (co się stało z jej ojcem - nie wiadomo). Kiedy zbliża się Jesienne Święto Plonów macocha zasypuje Komenbuku głupimi zadaniami. Sierocie pomagają wróble (przy łuskaniu prosa) i wędrowny mnich (radą na temat czerpania wody rzeszotem). Magiczna szkatułka, którą dziewczyna otrzymała od yamanby, górskiej wiedźmy, dostarcza jej strój na „bal”: kimono, sandały geta (w których płaska drewniana powierzchnia umieszczona jest na dwóch poprzecznych klockach) i wachlarz. A co Komenbuku gubi w strategicznym momencie? „Pantofelek”, czyli jeden ze swoich lakowanych na czerwono sandałków geta! Nie sądziłam, że opowieść o Kopciuszku może mnie jeszcze zachwycić, a jednak :)
Zdjęcia Komenbuku akurat nie zrobiłam, ale mam jeszcze kilka fotografii z obrazkami m.in. z baśni „Brokat yamanby”, które ukazują różnorodność ilustracji: od takich na całą stronę, przez mniejsze obok tekstu, po drobne rysuneczki, a nawet - barwne strony z tekstem:
Muszę przyznać, że te kolorowe strony bardzo mi się spodobały, bo miło otaczają barwami podczas czytania ^_^ Poza tym, są na nich widoczne delikatne smugi, jak po pociągnięciach pędzla, przez co kolor nie jest „płaski”, a całość wypada naturalniej.
Czasem barwne tło ma tylko jedna z sąsiadujących stron, a kolor wchodzi na białą kartkę obok zupełnie, jakby komuś omsknął się pędzel:
Czasami pojawiają się drobne roślinne detale, głównie jakieś subtelne gałązki - kwiaty na nich się zdarzają, ale liści już nie, co potęguję wrażenie pewnej surowości:
Jak widać na zdjęciach, w ilustracjach praktycznie nie występuje kolor zielony. Żółty pojawia się chyba w jednym miejscu w książce. Dominują odcienie niebieskiego, brązowego i szarego ożywione czerwieniami i fioletami. Kolory nie są jaskrawe, raczej zgaszone, ale sprawiają wrażenie nasyconych i nie nazwałabym ich ponurymi. Autorem ilustracji jest Piotr Fąfrowicz. Chociaż pojedyncze obrazki mnie nie zachwycają (nie są one w moim stylu, za takim minimalizmem nie przepadam), to muszę przyznać, że zestawione razem w jednej książce i do tego przeplecione tymi stronami z barwnymi tłami wyglądają zaskakująco dobrze. Jest w nich harmonia i spójność. Wydanie oceniłam na 4/5 i ocenę obniżyłam główni przez to, że książka nie jest zbyt wygodna w trzymaniu podczas czytania (litości, waży prawie kilogram!).
Na koniec mam dla was jeszcze kilka zdjęć z przykładowymi ilustracjami - wybrałam te, które zwróciły moją uwagę (z różnych powodów):
* Jest to cena okładkowa, mi udało się dostać tę książkę za 36,66 zł :)
PS Jednak trochę brakuje mi tego zielonego koloru w książce, ponieważ Japonia kojarzy mi się z pięknymi ogrodami, drzewami wiśni i śliwy, klonami ozdobnymi itp. Przy domu mamy mały klon Shirasawy - wyczytałam, że naturalnie występuje on w japońskich górach na Honsiu i Sikoku. Poza tym, kojarzy mi się z tym dalekim krajem zarówno piękną nazwą, jak i kształtem liści, które wyglądają jak wachlarze (czyli przedmioty będące dla mnie jednym z symboli Japonii):
◊◊◊
1. Na okładce wykorzystano ilustrację z baśni „Pierwszy sen nowego roku”. |
2. Yuri-waka wraz ze swoimi dzielnymi, zwierzęcymi towarzyszami. Baśń „Yuri-waka”. |
„Haitamagusuku objął Tamanomino.
- Tylko ty będziesz moją żoną.
- Tylko ty będziesz moim mężem.
Tej nocy Tamanomino została żoną Haitamagusuku.” (s. 11) - szczegółów zaślubin niestety poskąpiono ;)
3. Ilustracja do baśni „Ogród Niebios”. |
W tych opowieściach jest jeszcze ważne „coś”, co rozbraja patos, który mógłby się nadmiernie skumulować przy tych wszystkich opisach dzielnych herosów: dowcip, który dość dosłownie spuszcza powietrze z nadętego balonu, bo często dotyczy... puszczania wiatrów :) Podejrzewam, że dzieciaki będą zachwycone! ;) Ja byłam rozbrojona zwłaszcza baśnią „O trzech grzesznikach wygnanych z Piekła”. Lekarz, mnich i kowal zostają przez króla Enmę (patrz zdjęcie nr 5.), władcę Krainy Zmarłych, osądzeni za swoje czyny i zesłani do Piekła. A tam, zamiast pokornie znosić wymyślne kary - sprytnie je obchodzą, czym doprowadzają Enmę do szewskiej pasji. Same tortury też są malownicze. Poza tradycyjnym gotowaniem w kotle, jest też fascynująca wręcz góra: „(...) przeszli przez bramę i stanęli u podnóża straszliwej Góry Mieczy. Cała była najeżona ostrymi jak brzytwa sztychami. Piekielne ognie odbijały się w nich krwawym blaskiem.” (s. 70) - i jak tu po czymś takim przejść?! Musicie to doczytać sobie sami :) A dalej jest jeszcze lepiej: po tym, jak doprowadzony do ostateczności król Enma połyka nasze niesforne trio, szarpią oni po kolei jego żyłkę śmiechu, żyłkę płaczu i żyłkę gniewu, po czym powodują u niego wzdęcia i wydostają się na wolność. No cóż, nie każdy może o sobie powiedzieć, że został wypierdziany przez władcę Krainy Zmarłych :D
5. Król Enma, władca Krainy Zmarłych - od razu widać, że nie ma poczucia humoru ;) Przypomina mi co niektórych urzędników państwowych ;P |
„- No a teraz wypróbujmy żyłkę płaczu (...)
- Uaaa! - Król Enma rozryczał się jak małe dziecko. Płynące z jego ślepiów kaskady łez wywołały w Piekle powódź. Staw Chi-no Ike [= Staw Krwi] wystąpił z brzegów, ognie piekielne z sykiem gasły jeden po drugim, a diabły zaczęły się topić.” (s. 78)
6. U bram Piekła, czyli cisza przed burzą :) Baśń „O trzech grzesznikach wygnanych z Piekła”. |
7. Papierowy wąż, który stał się prawdziwym gadem, czyli czary w baśni „Dōjimaru”. |
8. Córka Księżyca, „której cera nie zna blasku słońca” (s. 57), czyli ilustracja baśni „Córka Księżyca i perła Shijigoban”. |
9. Hej ho, hej ho, po kasztany by się szło! No dobra, kłamię - to akurat, któryś z braci (Tarō, Jirō lub Saburō) w drodze na Bezpowrotną Górę i nie kasztany mu w głowie, oj nie! |
10. Dwaj myśliwi, ojciec (Mosaku) i syn (Minokichi), zaskoczeni podczas polowania przez śnieżną nawałnicę. Ilustracja do „Kobiety Śniegu”. |
11. Baba-diabeł z opowieści „Tragarz, wół i baba-diabeł”, która trochę kojarzy mi się z Buką z „Muminków”... |
Charakterystyczną cechą baśni zebranych w tym zbiorze jest też to, że świat ziemski dość swobodnie przenika się z zaświatami. I daje to jakiś taki niesamowicie naturalny efekt, te dwa wymiary nie tylko istnieją obok siebie, ale się wręcz uzupełniają. Podobne wrażenie miałam przy tych kilku mangach i anime, z którymi miałam do czynienia - japońskie opowieści zdają mi się poruszać nietypowe tematy z dużą naturalnością właśnie i niewymuszoną swobodą. I spokojem - bez zbędnego napinania, czy spinania się. W baśniach, z opisywanej tu książki, pojawiają się wyprawy do Niebios, czy Piekieł, ale najczęściej ten inny wymiar przejawia się w dość licznym pojawianiu się diabłów/demonów. A żeby nie było nudno, są one w różnych kolorach: czarnym, czerwonym i niebieskim :)
Ciekawym szczegółem jest też to, że siedzibą diabłów nie zawsze jest jakaś podziemna kraina (w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, czy w ogóle są w tych baśniach jakieś podziemne krainy wspomniane, bo niestety nie zwróciłam na to uwagi). Diabły często urzędują na wyspach. W „Jak brat z siostrą pokonali diabła” tytułowe rodzeństwo trafia do zamku diabłów, który znajduje się po prostu na powierzchni ziemi, choć w odpowiednio nastrojowych dekoracjach: „Brnął coraz dalej i dalej w dzikie górskie ostępy, aż w końcu wyszedł z lasu. Patrzy, a tu w dali, spowite mgłami, wznosi się ogromne kamienne zamczysko.” (s. 143). Jak dla mnie, takie detale sprawiają, że tak fajne jest poznawanie baśni z różnych stron świata - często mają one w sobie coś znajomego, ale jednocześnie ukazują odmienne wyobrażenie pewnych rzeczy, czy zjawisk.
13. Wyspa Kinman, siedziba okrutnego demona: Trójlicego Akudōji. Baśń „Yuri-waka”. Bardzo lubię ten obrazek - ten rozmyty cień wyspy i małą, rybacką łódkę :) |
14. „- Hę? - chrząknął ukontentowany diabeł, mile połechtany okazanym mu szacunkiem.” (s. 241) Baśń „Pierwszy sen nowego roku”. |
15. Staruszek i lis z „Czarodziejskiego kaptura”. |
Zdjęcia Komenbuku akurat nie zrobiłam, ale mam jeszcze kilka fotografii z obrazkami m.in. z baśni „Brokat yamanby”, które ukazują różnorodność ilustracji: od takich na całą stronę, przez mniejsze obok tekstu, po drobne rysuneczki, a nawet - barwne strony z tekstem:
16. Magiczny materiał, który się nie kończy. Baśń „Brokat yamanby”. |
17. „Wieczorem mieszkańcy wioski wylegli przed chaty, by podziwiać srebrzystozłoty księżyc i ucztować w jego blasku.” (s. 158; baśń „Brokat yamanby”). |
18. Dzielna staruszka w drodze do górskiej wiedźmy. Baśń „Brokat yamanby”. |
19. Brak justowania tekstu nie raził aż tak, kiedy obok niego były drobne obrazki... |
20. ...ale nieco mnie drażnił, kiedy obrazki nie łagodziły postrzępionych brzegów :/ |
Muszę przyznać, że te kolorowe strony bardzo mi się spodobały, bo miło otaczają barwami podczas czytania ^_^ Poza tym, są na nich widoczne delikatne smugi, jak po pociągnięciach pędzla, przez co kolor nie jest „płaski”, a całość wypada naturalniej.
21. Wielki, kojący błękit! W rzeczywistości kolor trochę bardziej wpada w fiolet, ale coś mi odzwierciedlenie tego na zdjęciu nie wyszło. |
Czasem barwne tło ma tylko jedna z sąsiadujących stron, a kolor wchodzi na białą kartkę obok zupełnie, jakby komuś omsknął się pędzel:
22. Przykładowe strony baśni „Ziarenko grochu”. |
Czasami pojawiają się drobne roślinne detale, głównie jakieś subtelne gałązki - kwiaty na nich się zdarzają, ale liści już nie, co potęguję wrażenie pewnej surowości:
23. Przykładowe strony baśni „O trzech grzesznikach wygnanych z Piekła”. |
24. Przykładowe strony baśni „Jak siostra z bratem pokonali diabła”. |
Jak widać na zdjęciach, w ilustracjach praktycznie nie występuje kolor zielony. Żółty pojawia się chyba w jednym miejscu w książce. Dominują odcienie niebieskiego, brązowego i szarego ożywione czerwieniami i fioletami. Kolory nie są jaskrawe, raczej zgaszone, ale sprawiają wrażenie nasyconych i nie nazwałabym ich ponurymi. Autorem ilustracji jest Piotr Fąfrowicz. Chociaż pojedyncze obrazki mnie nie zachwycają (nie są one w moim stylu, za takim minimalizmem nie przepadam), to muszę przyznać, że zestawione razem w jednej książce i do tego przeplecione tymi stronami z barwnymi tłami wyglądają zaskakująco dobrze. Jest w nich harmonia i spójność. Wydanie oceniłam na 4/5 i ocenę obniżyłam główni przez to, że książka nie jest zbyt wygodna w trzymaniu podczas czytania (litości, waży prawie kilogram!).
Na koniec mam dla was jeszcze kilka zdjęć z przykładowymi ilustracjami - wybrałam te, które zwróciły moją uwagę (z różnych powodów):
25. Przebiegła wężyca z „Bezpowrotnej Góry”. Ten wąż przypomina mi takie żelki w kształcie dżdżownic... ale sobie smaka narobiłam! ;) |
26. Ilustracja do „Tragarz, wół i baba-diabeł”. |
27. Uwielbiam miniatury i drobiazgi, więc ta wioska została przeze mnie uznana za przesłodką! :) |
28. Wydaje mi się, że to fragment poprzedniego obrazka, ale i tak lubię ten efekt „podtopionego” tekstu. |
29. A skoro pojawia się zdjęcie tyłu książki to znak, że dzielnie dotrwaliście do końca wpisu ;) |
autor: Zbigniew Kiersnowski
tytuł: Bezpowrotna Góra. Baśnie japońskie
seria: Baśnie świata
wydawca: Media Rodzina
ilustracje: Piotr Fąfrowicz
ilustracje: Piotr Fąfrowicz
oprawa: twarda
wymiary: 19,8 × 17,6 × 3,4 cm
liczba stron: 360
waga: 900 g
cena: 49,00 zł*
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 4/5
PS Jednak trochę brakuje mi tego zielonego koloru w książce, ponieważ Japonia kojarzy mi się z pięknymi ogrodami, drzewami wiśni i śliwy, klonami ozdobnymi itp. Przy domu mamy mały klon Shirasawy - wyczytałam, że naturalnie występuje on w japońskich górach na Honsiu i Sikoku. Poza tym, kojarzy mi się z tym dalekim krajem zarówno piękną nazwą, jak i kształtem liści, które wyglądają jak wachlarze (czyli przedmioty będące dla mnie jednym z symboli Japonii):
30. Klon Shirasawy (odmiana Acer shirasawarum Aureum). |
Mam już dwie książki z baśniami japońskimi za sobą, ale jakoś mi nigdy ich za mało :) Czasem się powtarzały, jednak zebrane pod innym kątem wydają się całkiem inne ;) Muszę sobie zapisać i ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńA pamiętasz tytuły? Bo przyznam, że baśnie mnie ostatnio wciągnęły i chętnie sobie zapiszę nowe namiary.
UsuńZastanawia mnie czasem to, na ile czytelnik bywa zdany na gust autora przy wyborze baśni - a co jeśli ów autor zlekceważy coś, co mnie by zachwyciło? Rozwiązaniem chyba wydaje się sięganie po różne zbiory z danego zakątka świata.
"Japońska księga duchów i demonów: Zbiór historii dawnych i obecnych" wydawnictwa Kirin, a także "Baśnie japońskie" Tyler Royall ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale nie ustawiłam sobie powiadomienia o odpowiedzi na komentarz ;) Mam nadzieję, że te tytuły okażą się pomocne :)
Dziękuję za tytuły; ten mały poślizg w czasie mi nie przeszkadza :)
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń