poniedziałek, 30 czerwca 2014

M.C. Beaton „Agatha Raisin i przeklęta wieś”

Kto przy zdrowych zmysłach przeprowadzałby się do ponurego Fryfam w Norfolk? Zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, kiedy większość mieszkańców wsi wyjeżdża w bardziej przyjazne rejony? Kto porzucałby przytulny dom na rzecz chaty bez centralnego ogrzewania i z tajemniczymi „świetlikami” w zaniedbanym ogrodzie, z perspektywą długich, monotonnych dni pośród mgieł i przeszywającego zimna? No pewnie, że Agatha Raisin :) Chociaż akurat niespecjalnie chyba do niej pasuje określenie „przy zdrowych zmysłach”, bowiem do Norfolk kieruje się za sprawą przepowiedni wróżki, że tam znajdzie prawdziwą miłość. I przy okazji ucieka przed myślami o Jamesie Laceyu - swoją bardzo niezdrową „miłością”. Czy główna bohaterka znajdzie coś poza kolejnym trupem?
  
◊◊◊
  
1. Przód okładki zaprojektowanej
przez RJ PROJEKT
Roberta Jasińskiego.
Już ostatnio („Agatha Raisin i martwa znachorka”) wspominałam, że lubię, jak Agatha wyjeżdża poza Carsely, ponieważ wiąże się to z możliwością poznania nowego miejsca i postaci. Fryfam spodobało mi się ze względu na tajemniczą atmosferę. Pani Bloxby tak opisuje rejon Norfolk, do którego przeprowadza się tymczasowo tytułowa bohaterka: „To bardzo stara część kraju, od dawna zamieszkana. Są tam kurhany i starożytne kopalnie krzemienia. W takich miejscach o wiekowych tradycjach ludzie bywają przesądni. Coś musi być w ziemi.” (s. 45). I choć niestety nie ma co liczyć na ganianie za mordercą po kurhanach i kopalniach, to przynajmniej pojawiają się świetliki-chochliki i z uporem milczący na ich temat mieszkańcy wsi. Do tego, najpierw drobne kradzieże bezwartościowych (do czasu) przedmiotów, a potem: morderstwo. To ostatnie osadzone już zdecydowanie bardziej we współczesnych, mniej baśniowych dekoracjach i motywach (choć motywy są chyba ponadczasowe) - we Fryfam jest dwór, w którym rozpanoszyli się nowobogaccy z kompleksem „państwa na włościach”. Między nimi, a innymi mieszkańcami wsi nie ma nawet cienia sympatii. Jest to zdecydowanie tom, w którym dostrzegam pewne poczucie humoru autorki: jest coś ciekawego w jej ukazaniu „płaszczyzny porozumienia” między pałającymi do siebie niechęcią warstwami społecznymi (podpowiem: piękna barmanka ;)) oraz pokazaniu przejścia od zabobonnej skrytości do brylowania przed kamerami :) Poza tym, M.C. Beaton po raz kolejny prezentuje nam obraz wsi dalekiej od mitologicznej sielanki i chyba, pomimo wszelkich zastrzeżeń do jej twórczości, właśnie to (czyli kpina z lukrowanych bajek) sprawia, że lubię jej książki.
  
2. Przykładowa strona
„Agathy Raisin i przeklętej wsi”.
Zabawnym akcentem jest kariera pisarska Agathy Raisin - tak, zamierza ona napisać kryminał, a co! - zwłaszcza, kiedy autorka opisuje jej kreatywne metafory kwiatów głogu, czy poszukiwanie klucza do literackiego sukcesu: „Należało zastosować jakiś chwyt literacki, na przykład przekleństwa i wulgaryzmy, dzięki którym znani autorzy z Glasgow zyskali rozgłos. Ale Agatha nie pochodziła z Glasgow. Istniała jeszcze możliwość drobiazgowego opisania otoczenia. Znani pisarze zawsze w tym czy innym momencie leżeli na łące, opisując z detalami każde źdźbło i owada.” (s. 64) - a że Huerequeque oświecił mnie, że M.C. Beaton pochodzi z Glasgow, to muszę stwierdzić iż te słowa brzmią wręcz przewrotnie ;) Co do innych wątków, to przyznam, że drażni mnie przedstawianie metamorfozy wyglądu jako panaceum na życiowe smutki. W tym tomie Agatha, już któryś raz w serii, pomaga innej kobiecie odświeżyć wizerunek i ma to przedziwnie prozdrowotne dla niej właściwości. Dla mnie jest to niesamowicie powierzchowne. Owszem, zmiana wyglądu może pomóc wyzwolić wiarę w swoje możliwości i wartość, ale to przecież bardzo pozorna pewność siebie. Maskowanie kompleksów i myślenie życzeniowe. Dziwię się, że niektóre pisarki tak chętnie podtrzymują to fałszywe przekonanie „będę śliczna = będę szczęśliwa”, bo wydaje mi się, że nawet w lekkiej literaturze można by sam temat ukazać bardziej interesująco. Rozumiem, że pewna konwencja wiąże się z zapotrzebowaniem na słodkie bajki czytane dla relaksu, ale nie rozumiem dlaczego przy tej okazji kobiecie odbiera się jej powagę i wręcz godność „rozwiązując” jej problemy kupnem nowego ciucha? Potrzebujesz wysokich obcasów. Nic bardziej kobiecie nie dodaje pewności siebie. Zrób wreszcie coś dla własnej przyjemności.” (s. 49) - serio? Mam szukać źródła pewności siebie POZA sobą, w przedmiotach, a może w pożądliwych męskich spojrzeniach? Przyjemności szukać w zakupach, gromadzeniu butów? No po prostu sens życia każdej kobiety! To trochę taka ogólna uwaga, bo przy Agacie Raisin nie dziwi aż tak bardzo nacisk na wygląd, gdyż czytamy o niej: „(...) przerażało [ją] wiele rzeczy: miłość, konfrontacje, starzenie, samotność... I dlatego szła prze życie z wojowniczo zaciśniętymi pięściami.” (s. 62). Takie osoby chyba często traktują wygląd/ubrania jako tarczę i miecz w walce z lękami. Szkoda jednak, że autorka wciąż tylko opisuje ten stan głównej bohaterki a nie pokusi się o szukanie skutecznego rozwiązania.
  
3. Tył okładki zaprojektowanej
przez RJ PROJEKT
Roberta Jasińskiego.
Motyw przepowiedzianej przez wróżkę miłości jest poprowadzony z jednej strony rozczarowująco, a z drugiej - interesująco. Rozczarowuje brak większych nawiązań w treści książki do tej wróżby, Agatha po przeprowadzce do Fryfam sprawia wrażenie, jakby zupełnie zapomniała, co ją do wyjazdu skłoniło. Liczyłam też na rozwiązanie typu: taki wysyp kandydatów do serca głównej bohaterki, że ta będzie się gubiła w rozeznaniu, kto jest tym właściwym. Byłoby zabawnie :) Zamiast „zabawnie” dostajemy baroneta Charlesa Fraitha (tak, to ten, na temat którego niezmiennie zrzędzę ;)), zaproszonego do Fryfam przez Agathę. Muszę jednak przyznać, że jego pojawienie się jest interesującym wątkiem i skłania do zastanowienia się nad sensem wróżby (choć „sens” i „wróżba” chyba się z reguły wykluczają): Raisin ma poznać miłość gdzieś w rejonie Norfolk, nie było powiedziane, że to musi być mieszkaniec tych stron, równie dobrze może być to ktoś przyjezdny, lub będący przejazdem w okolicy. A do tego Charles jakby nieco bardziej ludzko się zachowuje, bo i portfela rzadziej zapomina, gdy przychodzi do płacenia rachunków, no i jakby nieco troskliwszy był względem Agathy... Złudzenie optyczne? Na pewno warto doczytać ten tom do końca, bo zakończenie wątku sercowego jest zaskakujące o_O Charles, co przyznaję niechętnie, ma jeszcze jeden plus: jest siłą napędową śledztwa. Jego motyw jest egoistyczny - nudzi się, więc bawi się w detektywa - ale gdyby nie on, to „Rodzynka” by chyba palcem nie kiwnęła. Na przykład to Fraith upiera się, by obserwować z krzaczorów pewną kobietę, podczas gdy Aggie tylko marudzi, że jej zimno i zaraz będzie padać deszcz. Dodatkowo, tytuł baroneta jest przepustką m.in. do powęszenia w kole łowieckim (przy okazji: nie przestaje mnie zadziwiać, jak niektórzy ludzie płaszczą się przed „rodowodem”, pozycją czy pieniędzmi - nie tylko w książkach). Wątek kryminalny może i zły nie jest, ale uwagę skupiają inne, poboczne motywy, a samo rozwiązanie zagadki trochę było dla mnie mało wyraźne, tzn. musiałam się chwilę zastanowić co kto zrobił i dlaczego - nie wiem, czy to wina autorki, tłumaczki, czy mojego chwilowego spadku koncentracji. Treść w moim odczuciu zasługuje na ocenę 3/5, a wydanie - 4/5. Dodam, że na koniec czułam iż powinnam przeprosić autorkę za wymyślanie jej, podczas czytania tej książki, od zapominalskich. Chodzi o sprawą „znikającego” kota: w poprzednim tomie, Agatha wraca do Carsely z nowym futrzakiem o imieniu Scrabble. W tym tomie, do Fryfam zabiera tylko dwa poprzednie koty (Hodge'a i Boswella). No byłam po prostu obrażona, że M.C. Beaton zapomniała o Scrabblu! W ostatnim rozdziale dowiadujemy się jednak, co stało się z tym zwierzakiem, więc trochę mi głupio moich pretensji... Na swoją obronę powiem, że zostawienie wyjaśnienia tej sprawy na koniec książki, to jednak głupi zabieg i można było wytłumaczyć zniknięcia Scrabbla wcześniej, zwłaszcza, że niektórzy czytelnicy umieją liczyć do trzech :)
  
  
autor: M.C. Beaton
tytuł: Agatha Raisin i przeklęta wieś
tytuł oryginalny: Agatha Raisin and the Fairies of Fryfam
tłumaczenie: Monika Łesyszak
seria: Seria kryminałów (tom 10)
wydawca: Wydawnictwo Edipresse Polska SA
projekt okładki: RJ PROJEKT Robert Jasiński
oprawa: miękka
wymiary: 17,8 × 11 × 1,7 cm
liczba stron: 240
waga: 179 g
cena: 13,99 zł
moja ocena treści: 3/5
moja ocena wydania: 4/5
  
PS „Płaska równina, ciągnąca się jak okiem sięgnąć aż po sam horyzont, zrobiła na niej [Agacie] przygnębiające wrażenie.” (s. 10-11), a ja się na myśl o przestrzennej równinie uśmiechnęłam, bo mam słabość do takiego krajobrazu :) Częściowo dlatego, że przypomina mi rodzinne strony (wyjątkowo plaskatą część Kujaw), a częściowo dlatego, że dzięki Zbigniewowi Batko nauczyłam się dostrzegać niesamowite zróżnicowanie kryjące się pod pozorem monotonii: Tam zaś, gdzie górka wypada w tym samym miejscu co dołek - rozpościera się równina.” ;)

16 komentarzy:

  1. Świetna recenzja! Gdy pisałam u siebie o tej książce, jeszcze nie miałam świadomości, jak powinna być pisana recenzja, więc nie najlepiej mi wyszło.
    Także byłam wkurzona na autorkę za Scrabble'a :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, choć nie wydaje mi się, że mój tekst jest wzorem klasycznej recenzji - zresztą sama nie wiem, jak powinna ona wyglądać ;) Wydaje mi się, że najważniejsze to bawić się pisaniem i szukać swojego sposobu.
      Co do sprawy Scrabbla, to ja jeszcze miałam takie uczucie "zawiedzionej satysfakcji", bo już myślałam, że wytknę autorce błąd, a tu niestety nic z tego ;)

      Usuń
  2. To chyba najlepsza recenzja, jaką zdarzyło mi się przeczytać (poza moimi własnymi). Głównie dlatego, że o mnie, takim małym i skromnym, wspominasz :)
    Piękna barmanka, płaszczyzny porozumienia? To taki przypadkowy dobór słów, czy też jakieś brzydkie rzeczy mają miejsce w tej książce? A fe, kto to widział.
    A co się stało z kotęciem skrablem? Jeżeli wpadł pod samochód lub przerobiono go na smalec, to z renkom w miejscu, gdzie miałem serce obiecuję, że przeczytam 'przeklętą wieś' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam ciekawa, czy zauważysz ;) I tylko mi się tu nie przyzwyczajaj! ...Choć przy Gatsbym chyba też będę musiała o Ciebie zahaczyć...
      Zupełnie nie wiem, z czym Ci się "płaszczyzny porozumienia" skojarzyły - tzn. chyba się domyślam, ale udam, że nie wiem i podchwytliwie zapytam: ojoj, no wytłumacz mi z czym? ;)
      Lepiej! Wpadł do akwarium i zjadły go piranie (ehem, tak jakby...)!!! Koniecznie zrób sobie zdjęcie z "Przeklętą..." podczas czytania, to będzie niezapomniany widok :D

      Usuń
  3. Jakże mogłem nie zauważyć :D czytam sobie, czytam i nagle jakiś dziwny wyraz - huehue.. co? I po chwili dopiero zaskoczyłem, że takiego nika używam :p
    Płaszczyzny mi się skojarzyły z... no wiesz, jak są pszczółki i robaczki... i one się bardzo lubią... no i potem jest ich cała masa i trzeba zamykać okna na noc i zabijać je kapciem bo cholery nie dają zasnąć!
    Co to znaczy, że tak jakby go zjadły piranie? Zjadły tylko połowę czy o co chodzi??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z trzy razy sprawdzałam, jak się to "huehue" pisze, bo nie jest to najłatwiejszy nick do zapamiętania ;) Czy ma jakąś genezę? Bo brzmi jak miks nazwy azteckiego bóstwa z dźwiękiem, jaki wydaje kot próbujący odkaszlnąć kłaczka...
      A może mi to jakoś rozrysujesz na jakimś wykresie czy cóś, bo chyba wciąż nie łapię ;P
      "Tak jakby" oznacza, że kot jest cały i zdrowy, a ja próbuję wmanewrować Cię w czytanie tej książki :D

      Usuń
  4. Oj musisz mamy zapytać, jak to jest z tymi pszczółkami, ja się wstydzę o takich rzeczach nawet myśleć.
    Huerequeque wziął się stąd:
    https://www.youtube.com/watch?v=AkQMG20KCTg
    nie musisz oglądać wszystkiego, tylko jakąś minutkę licząc od 44:30

    A kota szkoda, myślałem, że naprawdę go coś zjadł :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym "azteckim bóstwem" to trochę przesadziłam, ale przynajmniej w dobrych rejonach szukałam ;) I w końcu wiem, jak się to wymawia :) A sam film - sądząc z opisu - ma tak cudownie absurdalną fabułę, że kiedyś go na pewno sobie obejrzę :)
      Czy mi się wydaje, czy nie przepadasz za kotami?

      Usuń
  5. Mylisz się, moja droga. Ja za kotami nie tyle nie przepadam, co po prostu wszarzy nienawidzę :)
    Ten film zrobił ten sam duet, który i nakręcił 'nosferatu wampira' którego Ci wcześniej polecałem. Teraz są wakacje, to możesz nadrabiać zaległości i oglądać filmy od rana do nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to smutna wiadomość. Co Ci te urocze zwierzaki zrobiły?
      Nie jestem ani uczniem, ani nauczycielką, więc wakacje mi nie przysługują. A choć na brak czasu nie narzekam, to jakoś zupełnie nie mam obecnie nastroju na oglądanie filmów.

      Usuń
  6. Nie smuć się! Choć nienawidzę kotów, to uwielbiam psy, papugi, jeże, wombaty oraz ryby (mam łącznie 250 litrów wód tropikalnych w domu). A same kociaki nic mi nie zrobiły, ale czy to zaraz trzeba mieć powód, żeby czegoś nie lubić? ;)
    Zaskoczyłaś mnie, myślałem, że jesteś studentką, bo taka młodo się robi czytając Twoje teksty (to komplement jest)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w akwarium trzymasz rybki, a nie wombaty... a może sam się pluskasz w tych 250 litrach wody tropikalnej - niczym syrenka, a raczej "syren"? ;)
      To Ty mnie zaskoczyłeś nietypowym komplementem. I przyznam, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie jesteś starszy niż myślałam - i czy jak wspomniałeś kiedyś gimnazjum to przypadkiem nie miałeś na myśli jakiegoś PRZEDWOJENNEGO gimnazjum ;)

      Usuń
  7. Niestety 250 litrów to jest za mało, żeby w tym się pluskać ;(
    Co znaczy, że 'jeszcze starszy, niż myślałam'? To na ile wiosen myślałaś dać mi wcześniej, nim zaczęłaś ze mnie robić dziadka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przynajmniej można nogi pomoczyć ;)
      No momencik, dziadka to Ty sam z siebie robiłeś tekstami typu "czytałem to sto lat temu" ;)

      Usuń
  8. Nie, nie nóg tam nie moczę, bo musiałbym nowe ryby potem kupować ;)
    Sto lat to jeszcze niekoniecznie dziadek, może być pra ;) Mów, na ile lat mnie wyceniłaś, nie będę bardzo zły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem coś się tak uwziął na to wymuszanie na mnie odpowiedzi na pytanie, na które i tak ci nie odpowiem. Co za różnica ile masz lat, czy co sobie pomyślałam?

      Usuń