sobota, 16 sierpnia 2014

Juliusz Verne „W 80 dni dookoła świata”

Pomysł okrążenia ziemskiego globu w 80 dni może wydawać się współcześnie mało atrakcyjnym wyzwaniem, jednak powieść Juliusza Verne'a jest przygodą, która wciąż fascynuje. Nie byłam pewna, czy chcę ponownie czytać „W 80 dni dookoła świata” akurat teraz, ale ponieważ miałam przygotowane już zdjęcia do wpisu, to pomyślałam „a co tam, przeczytam” ;) I nagle, strona po stronie, opowieść zaczęła mnie wciągać, tak że książkę pochłonęłam prawie w całości w ostatnią niedzielę. Gdzie kryje się sekret magii Czarodzieja z Nantes?
  
   
◊◊◊
  
1. Przód okładki zaprojektowanej
przez Dagmarę Grabską.
Uważam, że Juliusz (właściwie to „Jules” - chyba nigdy nie zrozumiem sensu tłumaczenia imion, przecież „Juliusz” brzmi zupełnie inaczej niż „Jules”!) Verne posiadał niezwykłą umiejętność nie tylko opowiadania o podróżach i świecie, ale także inspirowania do wyruszania w drogę, nie tylko w wyobraźni. Ta magia tkwi w jego powieściach po dzień dzisiejszy. To wydanie „W 80 dni...” ma krótkie posłowie - a raczej fragment dłuższej opowieści o autorze, podzielonej na wszystkie tomy serii - o tytule „Zauroczeni Verne'em”. Dr Krzysztof Czubaszek (prezes Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne'a, które rekomenduje serię „Podróże z Verne'em”) wspomina nazwiska osób, zainspirowanych przez francuskiego pisarza do odkrywania świata. Sama zresztą pamiętam, że chyba kilkakrotnie spotkałam się, podczas czytania artykułów w „National Geographic”, jak różni badacze źródeł swojej fascynacji światem doszukiwali się właśnie w powieściach Verne'a. Zresztą nie trzeba daleko szukać, także we mnie książki pana Juliusza (a na drugie miał Gabriel) poruszają pewną strunę i jednocześnie zaspokajają w większości potrzebę podróżowania, bo przyznam, że należę do osób, które na modę na zwiedzanie świata są równie o(d)porne, co na inne mody ;) A może po prostu znalazłam swój ulubiony środek lokomocji, czyli plecy Verne'a? Możecie to sobie z rozmachem zwizualizować: wskakuję na barana temu dzielnemu pisarzowi i śmiałym gestem wskazując horyzont, oraz z włosem dramatycznie rozwianym, wołam „Naprzód!” ;P
  
2. Fix i Passepartout w Suezie.
Główną postacią „W 80 dni...” jest Phileas Fogg, który zakłada się z innymi członkami klubu „Reforma”, że objedzie świat w 80 dni. Pomysł, jak na tego uporządkowanego (przy nim to jestem wcieleniem chaosu ;)), angielskiego dżentelmena wręcz szalony! Obserwowanie opanowanego Phileasa podczas trudów podróży jest zabawne, chociaż momentami jego niewzruszenie mnie załamywało np. przy czytaniu takiego fragmentu: „W każdym razie jej wielkie oczy „przejrzyste jak święte jeziora Himalajów”, wpatrywały się w oczy pana Fogga z jeszcze większym niż zwykle natężeniem. Ale Fogg, jak zawsze zamknięty w sobie, nie wyglądał wcale na człowieka, który chciałby się rzucić w te jeziora.” (s. 120). Ale nie myślcie sobie, że ów dżentelmen jest całkowicie pozbawiony iskry, bo kiedy trzeba to „(...) nie tracąc ani na moment przysłowiowej flegmy, (...) szykował się do odparcia naporu za pomocą tej broni, którą natura umieściła na końcu ramion każdego Anglika.” (s. 200), a z czasem jeszcze bardziej się rozkręca i... „kradnie” (= przekupuje załogę) statek. Dżentelmen-pirat? Foggowi dzielnie towarzyszy w podróży zręczny służący Jean Passepartout, który raz po raz przypomina sobie z lękiem, że zapomniał przed wyjazdem zakręcić palnik gazowy i boi się rachunku, który go czeka po powrocie ;) Z czasem, do tej nietypowej dwójki dołącza słodka pani Auda. Ciekawe jest to, jak akcentowana jest jej „europejskość”, jakby wręcz nieprzyzwoita była myśl, że angielski dżentelmen mógłby przebywać w towarzystwie kobiety bardziej egzotycznej w stroju i zachowaniu. Prawdziwą wisienką na torcie jest detektyw Fix i wątek pogoni za złodziejem - dodaje to, już obfitującej w wydarzenia podróży, jeszcze pewnego napięcia i zwłaszcza na początku urozmaica akcję. Podejrzenie o kradzież pieniędzy z banku pada na Phileasa Fogga i na dobrą sprawę do końca nie wiadomo, czy jest on winny, czy nie. Wszystkie postacie są bardzo sympatyczne, ale nie należy spodziewać się ich pogłębionych charakterystyk. Mam wrażenie, że ludzie pojawiający się w powieściach Juliusza Verne'a są tylko pretekstem do opowiedzenia o podróży i to ona jest główną bohaterką jego książek. Podróż do najodleglejszych zakątków świata.
  
3. Jedna z ilustracji, których
autorem jest Léon Benett.
Zaspany Passepartout spoglądał przez okno i przez chwilę nie dowierzał, że znajduje się w pociągu pędzącym przez Półwysep Indyjski. Wydawało mu się to niewiarygodne, a jednak było rzeczywistością! Dym z lokomotywy, prowadzonej prze angielskiego maszynistę i napędzanej angielskim węglem, snuł się po plantacjach bawełny, kawy i czerwonego pieprzu, przysłaniał drzewa muszkatowe i goździkowe. Para owijała się spiralnie wokół palm, pomiędzy którymi widniały malownicze bungalowy, viharis (opuszczone klasztory) oraz cudowne świątynie pokryte misternymi zdobieniami, charakterystycznymi dla hinduskiej architektury.” (s. 73)
  
Ale jakimi oczami Brahma, Śiwa i Wisznu musieli teraz patrzeć na coraz bardziej angielskie Indie i na Ganges, kiedy po nim przepływał parostatek, hucząc i mącąc święte wody rzeki, strasząc przelatujące mewy, żółwie żyjące na mieliznach i pobożnych ludzi leżących na jego brzegach!” (s. 108)
   
4. Przykładowa strona powieści
„W 80 dni dookoła świata”.
Nie przestaje mnie zadziwiać, jak Juliusz Verne świetnie opisami buduje (to akurat bardziej jest widoczne np. w „Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi”) lub upiększa fabułę. I wcale nie są one nużące! W powieści „W 80 dni...” dostarczają informacji o krajach, w których przebywają postacie oraz ułatwiają wczucie się w klimat podróży. Czytając książkę ponad dwa lata temu, zanotowałam w zeszycie: „(...) minusem fabuły okazało się jej tempo. Wiem, że wynikało ono z samej fabuły, ale wielokrotnie nie chciałam opuszczać danego miejsca tak szybko i chętnie jeszcze poczytałabym o specyfice, kolorycie i szczegółach wyglądu i funkcjonowania danego kraju czy regionu!”, ale teraz szybkość przemieszczania nie przeszkadzała mi aż tak bardzo. I siedząc sobie na moich dwóch krzesłach (tak, aż dwóch krzeseł potrzebuję ;)) niemal czułam, jak o moje siedzisko rozbijają się morskie fale podczas tajfunu; a podnosząc wzrok znad książki za oknem widziałam splecioną roślinność lasów indyjskich, błyszczące oczy tygrysów i stado bizonów ciągnące się aż po horyzont.
   
5. „(...) są to starcy, którzy przekroczyli
już osiemdziesiąty rok życia, co daje
im przywilej noszenia żółtego koloru,
będącego barwą cesarstwa.
(s. 140, Hongkong).
Bardzo podoba mi się też w stylu narracji autora taka lekkość, czyli swoboda opowiadania (nie mylić z lekki = pozbawiony głębi!). Nawet zastanawiam się, czy to nie jest jakaś cecha pisarzy francuskich, bo podobne wrażenie miałam czytając książki Maurica Leblanca (serię przygód Arsèna Lupina), „Trzech muszkieterów” Aleksandra Dumasa czy „Dzwonnika z Notre Dame” Victora Hugo. Zdecydowanie odpowiada mi taki styl. Dodatkowo, „W 80 dni...” składa się z trzydziestu siedmiu krótkich rozdziałów, które często mają urocze tytuły, np.: „Rozdział XIV W którym Phileas Fogg jedzie przez zachwycającą dolinę Gangesu i ani myśli o jej obejrzeniu”, czy „Rozdział XXVII W którym Passepartout przebiega - z prędkością dwudziestu mil na godzinę - kurs historii mormonów” :) W tekście także pojawiają się zabawne sformułowania, do moich ulubionych należą: „Kiedy Passepartout dowiedział się, ile będzie kosztowała ta ostatnia podróż, westchnął „och” tak przeciągle, że w tym dźwięku mieściła się chyba cała gama chromatyczna w porządku zstępującym!” (s. 261) oraz „Wspomniał nawet, że niektórzy inżynierowie planowali pokonywanie rzek bez mostów - po prostu siłą rozpędu.” (s. 225) - ten drugi cytat odnosi się do pociągu, ale podejrzewam, że ta rada sprawdziłaby się równie dobrze przy innych środkach lokomocji, byle dały się porządnie rozpędzić ;)
   
6. W drodze do Szanghaju.
    
   
    
  
Wraz z nadejściem dnia wiatr jeszcze przybrał na sile, znaki na niebie zwiastowały wichurę. Także barometr wskazywał na rychłą zmianę pogody: w ciągu dnia to podnosił się, to opadał, a rtęć kapryśnie skakała. Na południowym wschodzie widać było potężniejące z każdą chwilą długie fale, które pachniały burzą. Poprzedniego dnia słońce zaszło w czerwonej mgle, wśród iskrzących się blasków oceanu.” (s. 163)
   
   
   
   
    
To wydanie „W 80 dni dookoła świata” zostało ozdobione licznymi rycinami autorstwa Léona Benetta (ze zbiorów Andrzeja Zydorczaka). Ilustracje są szczegółowe i misterne. Według mnie ich klasyczny styl idealnie pasuje do treści powieści:
   
7. Passepartout i słoń Kiouni.
   
Ich zaletą jest też to, że wiernie odnoszą się do treści (tylko do jednego obrazka miałam zastrzeżenia: sanie w wykonaniu Benetta bardziej przypominały tratwę niż skrzynię, która jest wspomniana w tekście). Na powyższym obrazku widać tę dbałość o szczegóły, ponieważ Passepartout ma na nogach pantofle, które był zmuszony kupić po utracie butów ^_^
   
8. Passepartout znowu w akcji.
   
Podoba mi się, jak rozróżniono pierwszy i dalszy plan - tło namalowano delikatniej, jest wyraźnie bledsze do rzeczy pierwszoplanowych.
   
9. Podróż przez Stany Zjednoczone
Ameryki Północnej - pociągiem...
    
   
   
   
  
Przemarsz bizonów trwał trzy długie godziny. Tor został uwolniony podczas zapadającego już zmroku. Kiedy ostatnie szeregi stada przechodziły przez szyny, pierwsze znikały gdzieś w oddali, za południową linią horyzontu.” (s. 208)
   
   
   
   
   
   
   
   
    
   
10. ... i saniami z żaglem.
    
   
   
    
   
Od czasu do czasu mignął jak błyskawica biały szkielet drzewa, które wichura pochylała ku ziemi. Niekiedy gromada spłoszonych ptaków wzlatywała w niebo. Pojawiały się również stada chudych, wygłodzonych wilków stepowych, które gnane żarliwą potrzebą zdobycia pokarmu, usiłowały dopędzić sanie.” (s.254)
   
   
   
   
    
   
11. Tył okładki zaprojektowanej
przez Dagmarę Grabską.
Jeżeli chodzi o treść, to „W 80 dni dookoła świata” oceniam na 5/5. Jest to świetna przygoda w towarzystwie sympatycznych postaci. Autorką przekładu jest Mieczysława Wójcik i muszę przyznać, że tłumaczenie brzmi naprawdę dobrze - swoją drogą, cała seria „Podróże z Verne'em” to nowe i - co ważne - pełne przekłady z języka francuskiego. Uwagę zwracają też przypisy Andrzeja Zydorczaka (patrz zdjęcie nr 4.), chociaż początkowo byłam co do nich sceptyczna, bo wydawały mi się zbyt szczegółowe. Może faktycznie na początku książki jest dużo uwag z datami i nazwiskami, które mnie trochę rozpraszały (sprawdzanie przypisów to odruch, nad którym nie mogłam zapanować), ale później pojawiają się też wyjaśnienia pojęć i inne uwagi - niezwykle ciekawe. Gdyby nie pan Zydorczak, to pewnie nie zwróciłabym uwagi, która wypowiedź Phileasa Fogga jest w książce najdłuższa (odpowiedź znajdziecie na stronie 29 - no rozgadał się nam dżentelmen ;)), albo jakie powiedzenie Verne prawdopodobnie zaczerpnął z opowiadania Edgara Allana Poego (strona 251)! Poza tym, pojawiają się przypisy wyłapujące błędy autora powieści (który np. sam nabrał się na „sztuczkę z pojawiającym się dniem” - s. 285 ;)), czy tłumaczące pewne realia opisywanych w książce czasów (np. dlaczego Fix mógł aresztować swoich podejrzanych w Irlandii - s. 272). Przypisy przemawiają do mnie także dlatego, że widać w nich prawdziwe zainteresowanie Verne'em oraz uważność i wnikliwość Andrzeja Zydorczaka. Uważam je za dodatkowy plus tego wydania. Zresztą bardzo ładnego i starannego (chyba pierwszy raz trafiłam na wstążeczkę-zakładkę z końcem fabrycznie zabezpieczonym przed strzępieniem się o_O) - ma ono jednak jedną wadę, której nie potrafię zignorować: okładka jest trochę nietrafiona (patrz zdjęcia nr 1. i 11.). Drażni mnie to, że stylistycznie nie pasuje do klasycznych ilustracji i ozdobnych pierwszych liter rozdziałów (zdjęcie nr 4.), jest trochę zbyt minimalistyczna i współczesna - szkoda, że nie wykorzystano lepiej motywu pocztówki, lub nie wystylizowano oprawy na dziennik podróży. I dlaczego jej projektantka (Dagmara Grabska) nie zdecydowała się tylko na jeden z dwóch pomysłów: albo na pocztówkę, albo na symboliczną grafikę pociągu? Nie przepadam za eklektyzmem, stąd ocena wydania 4/5.
   
12. Brawa za wykorzystanie niemodnych (według specjalistów
od marketingu) brązów i odcieni beżu! Dało to przyjemny
czekoladowo-karmelowo-śmietankowy efekt wizualny :)
   
   
autor: Juliusz (Jules) Verne
tytuł: W 80 dni dookoła świata
tytuł oryginalny: Le tour du Monde en quarte-vingts jours
tłumaczenie: Mieczysława Wójcik
seria: Podróże z Verne'em (tom 1)
wydawca: Wydawnictwo Zielona Sowa
ilustracje: Léon Benett
projekt okładki: Dagmara Grabska
oprawa: twarda
wymiary: 20,5 × 13,5 × 3,3 cm
liczba stron: 304
waga: 471 g
cena: ?*
moja ocena treści: 5/5
moja ocena wydania: 4/5
   
* Nie pamiętam dokładnie, część książek z tej serii kupiłam w cenie 24,90 zł za tom, część w różnych promocjach (nawet do - 50%), a kilka dostałam w prezencie.
  
PS Mała zagadka dla tych z Was, którym nie podobała się moja Tajemnicza mapka nr 1 (chlip, chlip...), mam nadzieję, że nieco trudniejsza: w czym Phileas Fogg przypomina Gilgamesza?
   
PS2 W serii „Podróże z Verne'em” ukazało się 14 powieści (niektóre są dwutomowe, co daje w sumie 17 książek), a mi brakuje tylko jednej części (aaa!!!). Co gorsza, brakuje mi drugiego tomu „Tajemniczej Wyspy” (na zdjęciu obok), więc nie wiem, jak kończy się ta powieść i jakoś nie bawi mnie ironia, że „Tajemnicza Wyspa” jest dla mnie podwójnie tajemnicza :( Mam małą teorie spiskową, co do wyparowania tych drugich tomów (pierwsze były jeszcze dostępne tu i ówdzie): albo jest to lektura szkolna i cwaniaki kupowały tylko tom z zakończeniem całej opowieści, albo w tej drugiej części jest jakiś omawiany w szkole fragment (celowego wydrukowania nierównych liczb obu tomów nie biorę pod uwagę ;)). Czas na małe ogłoszenie: jeżeli macie tom 2 „Tajemniczej Wyspy” (z tego konkretnego wydania oczywiście) i chcielibyście się go pozbyć, to piszcie do mnie śmiało (przypominam adres: amatorkak@gmail.com), bo jest szansa, że się dogadamy w tej sprawie! Szansa wzrasta, jak macie książkę niezniszczoną :)

15 komentarzy:

  1. Nie widziałam nigdy tej serii książek i bardzo tego żałuję, bo gdybym wiedziała to z pewnością bym kupiła :) Jeśli chodzi o "80 dni dookoła świata" to wstyd się przyznać ale nie czytałam, tylko oglądałam zarówno film, jak i animowany serial :)
    I niestety nie pomogę z brakującą książką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja trafiłam na serie przypadkiem, chciałam sobie kupić na urodziny "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" i akurat trafiłam na wydanie z tej kolekcji, po czym najpierw spokojnie, a potem trochę nerwowo (niektóre tomy było trochę trudno zdobyć) dozbierałam (prawie) całą resztę :)
      Filmy jakieś widziałam, ale słabo pamiętam i wydaje mi się, że siłą rzeczy miały skróconą fabułę (pewne rzeczy pominięto), a animowany serial też kiedyś namiętnie oglądałam - taki ze zwierzakami w rolach głównych - o nim mówisz? :)

      Usuń
  2. Mnie bardziej intryguje "Podróż do wnętrza ziemi"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Podróż..." też mi się bardzo podoba - ten pomysł, że zachował się ukryty fragment dawnego świata zawsze mnie fascynował. Ta książka też jest w tej serii (4 tom), więc na pewno o niej kiedyś napiszę :)

      Usuń
  3. Że Verne potrafi zainteresować różnymi dziedzinami - to zgoda, ale pod warunkiem, że nie trafi się na okrojoną książkę. W posłowiu do któregoś tomu z tej mojej serii J.V. było info, że kiedyś, żeby powieści Verne'a bardziej nadawały się dla dzieci, skracano tekst, wycinano np. obliczenia i dane techniczne, bardziej naukowe fragmenty, co dla mnie jest przykładam masakrycznej kastracji książki.
    Owocnych poszukiwań :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, oglądałem kiedyś ten film 'w 80 dni...' i nawet nie wiedziałem, że już go na książkę przerobiono! Z Twojego tekstu bardzo mnie zainteresował fragment niewernowy, czyli to, dlaczego akurat na dwóch krzesłach siedzisz naraz.
    Podoba mi się recenzja, masz u mnie plusa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do dwóch krzeseł, to mogę Ci nawet rysunek przedstawić to objaśniający - ale dopiero przy następnej książce J.V., czyli "Pięć tygodni w balonie", bo znalazłam w niej świetną ilustrację :)
      Wdzięcznie się rumienię i trzepotam rzęskami ;) A wilki stepowe zauważyłeś?

      Usuń
  5. Zauważyłem wilczki, ale czy Ty zauważyłaś, że też o stadach pisze wern a nie o samotnikach? Czekam więc trawiony ciekawością na recenzję pięciu balonów, mam nadzieję, że nie ustawisz teraz werna na koniec kolejki tak jak ja ficgeralda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zauważyłam i byłam ciekawa, czy też zauważysz :) Wilki to jednak stadne zwierzęta, choć niektóre stada są małoliczebne - jednoosobowe ;) Verne awansował w tej kolejce (choć to nie akurat zasługa trawiącej Cię ciekawości) i powinien się utrzymać w peletonie, ale to zależy jeszcze od tego, jak mi pójdą plany czwartkowe (podpowiedź: wizyta w miejscu czytelniczej rozpusty :))...

      Usuń
  6. Stada są jednowilkowe tylko na początku, potem wilczków przybywa przez pączkowanie i szybko tworzą się całe watahy. Możesz mi wierzyć, miałem 3+ z biologii.
    No tak, zamiast recenzować jak szalona to Ty się rozpuście oddajesz, nieładnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wilki rozmnażające się z prędkością królików? Z niepokojem spojrzałam na wilczka, którego przytachałam do domu, a co jeśli zachce mu się pączkować?!
      Przyganiał kocioł garnkowi, czy jakoś tak - ja już moje miesięczne minimum wyrobiłam, więc mogę się lenić do końca sierpnia; nie śmiem pytać, a jak tam Twoje szalone recenzowanie? ;P

      Usuń
  7. Czytałam już bardzo dawno temu. Jakoś nie pamiętam, jakie miałam z niej wrażenia. Za to "Dwa lata wakacji" były świetne. Chyba z pięć razy je swego czasu z biblioteki wypożyczyłam ;). Teraz mnie ta piękna seria skusiła i w końcu zakupiłam własny egzemplarz :). I znowu przeczytam :). Mniam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dwa lata..." czytałam względnie niedawno i początkowo trochę się obawiałam, że mnie temat "dzieciaki na bezludnej wyspie" zmęczy - ale całe szczęście autor nie specjalnie dopasował poziom narracji do wieku bohaterów (obeszło się bez zbyt infantylnych wstawek), a skupił na odkrywaniu wyspy i innych ciekawych wydarzeniach. "W 80 dni..." miałam okazję czytać już za młodu, więc książka jest mi bliższa, chociaż też nie pamiętam dokładnie, co o niej wtedy myślałam, ale podobała mi się :)

      Usuń
    2. Może kwestia sentymentu? W sumie podobna sytuacja, tylko z inną jego książką :).

      Usuń
    3. Chyba aż tak sentymentalna nie jestem, bo to nie tylko kwestia miłych wspomnień, ale też tego, że Verne uwodzicielsko opisuje podróżowanie po świecie i ta różnorodność krajobrazu w "W 80 dni..." mnie zawsze fascynowała (chyba z tego samego powodu podobały mi się "Dzieci kapitana Granta").
      A tak mi się jeszcze z "Dwoma latami..." skojarzyło: a "Szkołę Robinsonów" Verne'a czytałaś? Bo to też ciekawa wariacja na temat bezludnej wyspy :)

      Usuń