„Z błogim dreszczem chłonąłem z tych ksiąg chłodny i rześki wiew życia, które nigdy nie istniało naprawdę, a mimo to było prawdziwe i chciało teraz wypełnić moje wzburzone serce przypływem swych fal i rozgrywać w nim swoje losy.” (Hermann Hesse)
„Upiór
Opery” jest doskonałym przykładem tego, jak umiejętne połączenie faktów i
fantazji owocuje powieścią, której tak łatwo można dać się uwieść. Osadzenie
akcji w prawdziwym gmachu Opery Paryskiej sprawia, że tylko pół kroku dzieli
nas od uwierzenia w sekretne przejścia, podziemne sekrety i ... samego Upiora. W
narracji widoczne jest reporterskie doświadczenie pisarza, ponieważ opowieść
poznajmy z perspektywy kogoś prowadzącego śledztwo w sprawie Upiora, a może
nawet bardziej z perspektywy dziennikarza szukającego sensacyjnego tematu. Z
ploteczek baletnic, zeznań pracowników Opery wyłania się nam pewna opowieść –
jak dla mnie: wciągająca i intrygująca.
Zdarza mi
się, że planując najbliższe lektury, dobieram książki o zbliżonej tematyce,albo takie, które – jak mi się wydaje – mogą się jakoś łączyć. Z naciskiem na
„jak mi się wydaje”, kiedy chodzi o tytuły jeszcze przeze mnie nieczytane. Czasami
celnie trafiam z takimi „połączeniami” (a czasami mam wrażenie, że wszystko, co
czytam łączy mi się w jedną wielką, literacką sieć – ale to osobny temat). I
tak, „Nie jest już łatwo” Chinui Achebego splotło mi się z „Pod kołami” Hermanna Hessego. Pisarze z
różnych kontynentów oraz kultur stworzyli powieści co prawda o młodych ludziach,
ale jednak w różnym wieku i funkcjonujących w odmiennych środowiskach, epokach.
Mam jednak wrażenie, że zarówno Obiego, jak i Hansa łączy to, że muszą
samodzielnie i samotnie zmierzyć się z wejściem w dorosłość, do której ani
edukacja, ani najbliżsi ich odpowiednio nie przygotowali. Do tego poddawani są
presji przeróżnych oczekiwań wobec nich i niestety, nie wytrzymują narzucanego
tempa i kończą pod kołami cudzych ambicji.
Jest coś
smutnego w tym, że „Pod kołami” Hermanna Hessego, ponad sto lat od swojego powstania, pozostaje
aktualne. Losy młodego Hansa Giebenratha pokazują nie tylko wady systemu
edukacji, ale i dziwne założenia na temat kształcenia dzieci, które niestety pokutują do
dzisiaj. Presja ze strony dorosłych i ich przerośnięta ambicja, ocenianie nie według indywidualnych
postępów, ale według „klucza”, czy brak słuchania najmłodszych i odpowiedniej
troski o zdrową równowagę w ich życiu – taki zestaw potrafi złamać nawet silną
jednostkę. W takim systemie poszkodowani zostają nie tylko ci, którzy nie
nadążają i trafiają pod koła, bo mam wrażenie, że również osoby, które
przechodzą przez edukację „zwycięsko” zostają obciążone pewnym niewidocznym
brzemieniem.