Jest coś
smutnego w tym, że „Pod kołami” Hermanna Hessego, ponad sto lat od swojego powstania, pozostaje
aktualne. Losy młodego Hansa Giebenratha pokazują nie tylko wady systemu
edukacji, ale i dziwne założenia na temat kształcenia dzieci, które niestety pokutują do
dzisiaj. Presja ze strony dorosłych i ich przerośnięta ambicja, ocenianie nie według indywidualnych
postępów, ale według „klucza”, czy brak słuchania najmłodszych i odpowiedniej
troski o zdrową równowagę w ich życiu – taki zestaw potrafi złamać nawet silną
jednostkę. W takim systemie poszkodowani zostają nie tylko ci, którzy nie
nadążają i trafiają pod koła, bo mam wrażenie, że również osoby, które
przechodzą przez edukację „zwycięsko” zostają obciążone pewnym niewidocznym
brzemieniem.
 |
1. Przód
okładki zaprojektowanej przez Andrzeja Komendzińskiego. | |
Powróciłam,
po kilku latach przerwy, do odkrywania prozy Hermanna Hessego. I jednocześnie rozpoczęłam
w końcu czytanie, zbieranej skrupulatnie, serii utworów tego autora wydawanej obecnie
przez wydawnictwo Media Rodzina. Po „Gertrudzie” oraz „Narcyzie i Złotoustym”
przyszła kolej na „Pod kołami”. Mam wrażenie, że jeszcze bardziej niż przy
pierwszym spotkaniu, doceniam teraz styl Hessego. Każda kolejna książka jest
dla mnie niespodzianką i przygodą, bo chociaż pisarz ma swoje ulubione tematy,
to nigdy nie wiem, czego po konkretnym utworze mam się spodziewać, dokąd
zmierza dana opowieść. Niektóre powieści podobają mi się trochę bardziej, inne
nieco mniej – niuanse. Natomiast już wiem, że mogę być pewna jednej rzeczy: przyjemności
płynącej z obcowania z niepodważalnie jakościowo dobrą prozą Hermanna Hessego. Zauważyłam, że
działa na mnie kojąco piękny język tej prozy i realnie odpoczywam przy
bezpretensjonalnym stylu autora. Czuję się po prostu błogo, jak foka na plaży
;) Powtórzę, co pisałam przy okazji opowiadań Sławomira Mrożka:
urzekająca, poetycka proza. Miód na moje małe serduszko człowieka sfrustrowanego
prymitywizacją współczesnego języka. Poza tym, miło jest czuć, że po drugiej
stronie książki jest ktoś inteligentny, wrażliwy i pełen trafnych spostrzeżeń
na temat świata i ludzi. Jest życie we wszechświecie! Czasem spotykamy je ponad
granicą czasu i przestrzeni.
 |
2. Pierwsza strona „Pod kołami”. |
„Pod
kołami” to jeden z tych utworów Hessego, w którym ma on okazję odzwierciedlić
piękno natury: akcja częściowo dzieje się w małym miasteczku, pośród
porośniętych lasami gór. Uważam, że świat przyrody jest symbolem beztroskiego
dzieciństwa Hansa. Z przyrodą wiążą się jego najmilsze wspomnienia, takie jak
łowienie ryb, czy hodowanie królików. Zostaje mu to wszystko odebrane wraz z
wdrażaniem go do systemu szkolnictwa i narzucaniem mu życiowych i edukacyjnych
ambicji. Nie obserwujemy naturalnego procesu wyrastania z pewnych rzeczy, tylko
właśnie: zostają mu one odebrane. Dorośli wokół niego nie widzą, jak pozbawiają
chłopca najdrobniejszych przyjemności życia, a pewnie nawet nie rozumieją w
czym problem. Że Hans odczuwa wyrzuty sumienia, kiedy w trakcie zasłużonych
wakacji spędza godzinę na łowieniu ryb, zamiast na nauce i przerabianiu
materiału z wyprzedzeniem? Na prawdę powinno być jakieś prawo zakazujące
tłumaczenia swojego postępowania „dobrymi chęciami”... Zaskoczyło mnie, jak
umiejętnie Hermann Hesse ukazał perspektywę dziecka. Zapominamy, jak bardzo
dorośli tworzą rzeczywistość, w której dziecko funkcjonuje i jak nadają różnym
elementom znaczenie – czasem poprzez brak odpowiedniego komentarza. To, co
oczywiste dla dorosłego, dla dziecka nie musi takie być i może przyjmować
niepomiernie duże znaczenie np.
egzaminy. Jasne, lepiej zdać niż nie i presja dorosłych może wiązać się z tym,
iż są bardziej świadomi konsekwencji niezdanego egzaminu. Z drugiej strony,
traumatyczne wręcz przeżycia i stres Hansa związane z egzaminami pokazują, jak
bardzo brakuje takiego zwykłego powiedzenia dziecku, że na egzaminach świat się
nie kończy. Jak brakuje wsparcia i zrozumienia, mądrego zaopiekowania się
młodym człowiekiem, żeby kształcenie było realnym rozwinięciem jego potencjału.
Ale o czym ja tu bajam, przecież:„Człowiek
taki, jakim tworzy go natura, jest czymś nieobliczalnym, nieprzejrzystym,
groźnym. Jest rzeką spadającą z nieznanej góry i puszczą, w której brak dróg i
porządku. I podobnie jak puszcza musi być przerzedzona, oczyszczona i siłą
ujęta w ryzy, tak też szkoła musi człowieka naturalnego złamać, zwyciężyć i
radykalnie wziąć w karby; jej zadaniem jest przeobrazić go wedle zasad
podyktowanych przez zwierzchność w pożytecznego członka społeczeństwa i
rozbudzić w nim te właściwości, których pełne ukształtowanie znajduje
zwieńczenie w starannej dyscyplinie koszar.” (s. 65).
Przyznam, że dopiero
z posłowia dowiedziałam się, że ta powieść oparta jest na wątkach
autobiograficznych, co mnie poruszyło, bo nie zdawałam sobie sprawy z
czym tak naprawdę mierzy się autor w tej książce.
 |
3. Tył okładki zaprojektowanej przez Andrzeja Komendzińskiego.
|
Początkowo,
doświadczenia Hansa wydawały mi się dosyć łagodne wobec tego, czego się
spodziewałam. Wiecie, przeczytałam na okładce o „unicestwianiu młodego
człowieka” i od razu miałam przed oczami jakieś drastyczne sceny. A tu zwykłe
doświadczenia ucznia. Szybko się jednak upomniałam (zła na siebie), że „zwykłe”
(czyli powszechne) nie oznacza „normalne” (czyli takie, które powinny stanowić
normę), a subtelnością też można kogoś mocno zranić. I ta książka właśnie to
pokazuje. Niby wszyscy mają dobre chęci, niby chodzi o lepszą przyszłość dla
dziecka, a koniec końców efekt jest tragiczny. Przy czym, uderzające jest to,
jak bardzo Hans jest samotny. Z jednej strony, jego uczucia, przeżycia są
niedostrzegane przez dorosłych – albo w najlepszym razie bagatelizowane, niczym
jego ciągłe bóle głowy (zalecenia lekarza o odpoczynku są pustymi słowami w
momencie, w którym chłopak jest tak udręczony psychicznie, że fizyczne
odpoczywanie nie przynosi poprawy zdrowia). Z drugiej strony, Hans ma problemy z
nawiązaniem relacji z rówieśnikami. Kiedy uczy się już w seminarium, zaprzyjaźnia
się z Hermannem Heilnerem – jednak dużo go ta znajomość kosztuje. Uwidacznia się brak umiejętności Hansa
w znalezieniu równowagi w życiu, jak również niedocenianie przez szkołę wpływu
przyjaźni na rozwój młodego człowieka. Hans Giebenrath popada w skrajności:
albo poświęca przyjaciela dla nauki, albo zawala naukę dla przyjaciela. Nie
jest w stanie pogodzić tych dwóch rzeczy.
 |
4. Detale „Pod
kołami” wydanego przez Media Rodzina. |
 |
5. Ponieważ... każdy margines jest unikatowym płatkiem śniegu?
|
Ta
niezwykła treść zamknięta jest w całkiem przyjemnej oprawie – niestety, nie
idealnej... Gdybym „Pod kołami” traktowała tylko jako przedmiot do postawienia
na półce, to mogłabym powiedzieć, że jest to jedna z najładniej wydanych
książek, jaką widziałam w ciągu ostatnich lat. Bardzo podoba mi się połączenie zdjęć na
okładce – przenikanie się obrazów daje intrygujący efekt. Jeżeli autor oprawy
graficznej, Andrzej Komendziński, jest twórcą tego „kolażu”, to gratuluję
niezwykle kreatywnego wykorzystania gotowych zdjęć, a jeżeli użył gotowego
„kolażu” – to gratuluję umiejętności wyszukiwania pięknych kompozycji ;) Jest w
wyglądzie tej książki coś takiego, że mam wrażenie iż nie jest ona tylko ładnie
wydana – jest pedantycznie wycyzelowana. Podobają mi się takie szczegóły jak
połączenie kolorów (ożywienie szarości zdjęć barwnymi elementami), wzór z „H”
na wyklejce, czy dobór czcionek. W połączeniu z porządnym papierem i twardą
oprawą daje to elegancki i nowoczesny wygląd. I wszystko byłoby pięknie, gdyby
nie zachciało mi się tej książki czytać. Niestety, to wydanie ma poważną wadę,
obniżającą komfort czytania, czyli dziwnie dobrane wielkości marginesów stron –
na czele z wąziutkim wewnętrznym
marginesem (tym od strony grzbietu książki). W
połączeniu ze sztywnymi okładkami i ciężko otwierającą się książką, te
wewnętrzne marginesy sprawiają, że tekst przy środku książki jest słabo
widoczny. Jest to frustrującą przy względnie niedużej powieści jak „Pod
kołami”, a staje się męczące przy grubszych utworach Hessego jak np. „Narcyzie
i Złotoustym” (aż boję się sięgać po grubiusieńką „Grę szklanych paciorków”...).
Do tego każdy margines na stronie ma inną szerokość: największy jest dolny,
natomiast węższy od niego górny jest jeszcze optycznie zmniejszony nagłówkiem z
numerem stron i nazwiskiem autora/tytułem powieści. Całość wygląda po prostu
jakby tekst był krzywo nadrukowany na stronie. Dla mnie jest to przerost formy
(wizualnej, estetycznej strony książki) nad treścią (funkcjonalnością książki).
Głupi błąd, który pogrążył świetny projekt graficzny tej serii. Wielka szkoda.
autor: Hermann Hesse
tytuł: Pod kołami
tytuł oryginalny: Unterm Rad
tłumaczenie: Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska
wydawca: Media Rodzina
ISBN: 978-83-8008-874-0
projekt okładki: Andrzej Komendziński
oprawa: twarda
wymiary: 20,2 × 13,4 × 2,3 cm
liczba stron: 256
waga: 367 g
cena: 32,00 zł
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 3/5
PS A może
przekombinowuję relacje międzyludzkie, szukając jakiegoś wydumanego pokrewieństwa
dusz? Może powinnam brać przykład z niektórych chłopców uczących się razem z
Hansem w seminarium, gdzie: „Istniały też
przyjaźnie mające fundament w innym rodzaju umowy i wspólnoty dóbr. I tak
posiadacz szynki będącej obiektem żarliwej zazdrości znalazł uzupełnienie w
synu ogrodnika ze Stammheim, u którego dno szafy usłane było dorodnymi
jabłkami. Zajadając się kiedyś swoją szynką, poczuł pragnienie i poprosił
kolegę o jabłko, częstując go w zamian szynką. Usiedli więc razem i w czasie
ostrożnej rozmowy wyszło na jaw, że gdy tylko skończy się ta szynka,
natychmiast pojawi się druga, oraz że również właściciel jabłek aż do wiosny
będzie mógł korzystać z ojcowskich zapasów. I w ten oto sposób zawiązała się
solidna relacja, która przetrwała niejeden alians zawarty na gruncie bardziej
idealnym i patetycznym.” (s. 105 – 106)? Tooo... kto ma szynkę? W zamian może
znajdę parę jabłek na dnie szafy - ligoli, jedynych słusznych! ;P
Bardzo ciekawy blog! Na pewno będę częściej odwiedzać. Zapraszam też na mojego nowego bloga - mylifeline.
OdpowiedzUsuńDziękuję, mam nadzieję, że uda mi się częściej pisać ;)
Usuń