środa, 26 czerwca 2024

Gaston Leroux „Upiór Opery”

„Upiór Opery” jest doskonałym przykładem tego, jak umiejętne połączenie faktów i fantazji owocuje powieścią, której tak łatwo można dać się uwieść. Osadzenie akcji w prawdziwym gmachu Opery Paryskiej sprawia, że tylko pół kroku dzieli nas od uwierzenia w sekretne przejścia, podziemne sekrety i ... samego Upiora. W narracji widoczne jest reporterskie doświadczenie pisarza, ponieważ opowieść poznajmy z perspektywy kogoś prowadzącego śledztwo w sprawie Upiora, a może nawet bardziej z perspektywy dziennikarza szukającego sensacyjnego tematu. Z ploteczek baletnic, zeznań pracowników Opery wyłania się nam pewna opowieść – jak dla mnie: wciągająca i intrygująca.
 
 
 
 
◊◊◊ 
 
1. Przykładowa strona.
Dobrym zabiegiem okazuje się to, że postać Upiora jest początkowo dość odległa i niedostępna czytelnikowi, co podtrzymuje atmosferę tajemnicy. Przy bliższym poznaniu, ujawnia się nam jego niejednoznaczność: Erik budzi współczucie ze względu na trudne doświadczenia związane z odrzuceniem go przez rodzinę, czy społeczeństwo, z kolei jego sadystyczno-mordercza strona wywołuje niechęć i strach. I na całe szczęście, nie mamy tu do czynienia ze stereotypem „demonicznego kochanka”, który często pojawia się we współczesnych odniesieniach do Upiora Opery... Za to mamy dowód na to, że ludzie częściej stają się potworami niż się nimi rodzą i często bodźcem potwornej przemiany jest to, jak postrzegają i traktują człowieka inni. Muszę przyznać, że brakowało mi bezpośredniego pokazania relacji Erika i Christine, a nie tylko przez pryzmat opowieści tej, czy innej postaci. Może dlatego nie wychwyciłam podczas czytania tego, na co zwraca uwagę w posłowiu doktor Dorota Babilas: że przed Christine stał realny wybór między Erikiem a Raoulem i żadna z opcji nie była idealna? To bardzo ciekawa myśl, że Upiora i śpiewaczkę mogła połączyć autentyczna więź wynikająca ze współdzielenia pasji do muzyki, a Christine względem swojego porywacza odczuwała coś więcej niż tylko strach, czy litość... – która to myśl nie wybrzmiewa, jak dla mnie, odpowiednio mocno w powieści. Nie jest to jednak duża wada utworu, podobnie jak to, że „Upiora Opery” odbieram raczej jako powieść przygodową niż grozy. Bo chociaż pojawia się momentami bardziej ponury klimat, to przepychanki dyrektorów Opery z Upiorem, czy postać pani Giry rozbrajają mrok komizmem. Odniosłam wrażenie, że w ramach przyjętej przez autora konwencji, ta powieść jest po prostu cudownie kompletna. I mogłabym narzekać, że wolałabym lepsze psychologiczne portrety postaci (a najlepiej, żeby całą powieść napisała Edith Wharton ;)), ale gdzieś w tej formie, którą proponuje nam Gaston Leroux, po prostu wszystko wydaje się być na swoim miejscu.
 
Ważnym dla mnie elementem tej powieści jest możliwość myszkowania po gmachu Opery. Wraz z postaciami przechodzimy przez różne zakamarki, od strychu ze zbiornikami przeciwpożarowymi po piwnicę ze stajnią (konie wykorzystywano w przedstawieniach), a nawet jeszcze głębiej, czyli do podziemnego jeziora i królestwa Upiora. Jest coś fascynującego w tym, że mamy okazję nie tylko zajrzeć za kulisy Opery, ale wręcz przenikać (he he) przez jej ściany. Wisienką na torcie jest upiornie zaplanowana sala tortur naszego małego miłośnika zapadni, której się zupełnie nie spodziewałam, a której pojawienie się przywitałam z podejrzaną ekscytacją – chociaż staram sobie to tłumaczyć raczej radością z wprowadzenia wątków iluzji i złudzeń do powieści niż innymi, mniej pochlebnymi dla mnie, rzeczami ;)
 
2. Ilustracja „Zdemaskowany” ze strony 186, autorstwa Anne Bachelier.
Poczucie kompletności mam nie tylko względem treści, ale i formy tego wydania „Upiora Opery” z wydawnictwa Vesper. Jest ono bardzo staranne pod względem wizualnym oraz technicznym. Książkę zdobią piękne (kolorowe!) ilustracje autorstwa francuskiej malarki Anne Bachelier, które mają w sobie ten operowy przepych i rozmach. Podoba mi się jak artystka łączy ciemne barwy z jasnymi oraz ciepłymi odcieniami żółci i czerwieni. Jak zapewnia wydawca, ten przekład powieści, autorstwa Andrzeja Wiśniewskiego, jest gruntownie przejrzany, poprawiony i uzupełniony. Dodatkowo zawiera bardzo szczegółowe przypisy – co zdecydowanie jest plusem. Dyskusyjną kwestią pozostaje, czy przypisy powinny być na końcu książki, bo jednak ciągłe zaglądanie do nich podczas czytania nie jest wygodne. Autorką przypisów oraz ciekawego posłowia jest dr hab. Dorota Babilas. Książka zawiera też notę o Gastonie Laroux napisaną przez tłumacza. Czytelnik może się czuć w pełni rozpieszczony :) 
 
 

autor: Gaston Leroux

tytuł: Upiór Opery

tytuł oryginalny: Le Fantôme de l'Opéra

tłumaczenie: Andrzej Wiśniewski

wydawca: Vesper

miejsce i rok wydania: Czerwonak, listopad 2019 (wydanie I)

ISBN: 978-83-7731-322-0

ilustracje: Anne Bachelier

oprawa: twarda

wymiary: 21,1 × 15 × 3,9 cm

liczba stron: 420

waga: 750 g

cena: 59,90 zł

moja ocena treści: 5/5

moja ocena wydania: 5/5
 
PS Uwaga trochę z innej beczki, ale niedawno spotkałam się ze stwierdzeniem, że nie do końca wiadomo, skąd wzięło się określenie „piąta kolumna”. W „Upiorze...”, w nocie o autorze możemy przeczytać: „W jednej z powieści, „Piekielnej kolumnie”, użył [Gaston Leroux] określenia „piąta kolumna”, które dwadzieścia lat później stało się synonimem dywersyjnej infiltracji w latach drugiej wojny światowej.” (s. 395). Nie wiem, czy jest to jednoznaczne z tym, że Leroux wymyślił ten zwrot, ale jest to już jakiś trop, jeśli chodzi o pochodzenie „piątej kolumny”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz