piątek, 28 lutego 2014

M.C. Beaton „Agatha Raisin i śmiertelny ślub”

Ślub to zazwyczaj piękne wydarzenie, pełne radości i wzruszeń. Potrafi być też wydarzeniem bardzo stresującym, zwłaszcza dla tych, którzy popadają w przesadę z perfekcyjnym dbaniem o szczegóły. Wiele rzeczy może pójść niezgodnie z planem: a to welon panny młodej zapali się od romantycznych, dekoracyjnych świec, a to uroczy, mały siostrzeniec połknie obrączki, które miał z gracją wnieść na poduszeczce. Nie mówiąc już o tym, że goście mogą zatruć się tortem weselnym... To wszystko jednak nic, w porównaniu z tym, z czym przyszło zmierzyć się Agacie i Jamesowi. Pierwszy mąż Agathy nie tylko zjawia się żyw i wesół podczas ceremonii zaślubin Raisin i Laceya, ale w sumie niedługo pozostaje żyw - co oczywiście sprawia, że nasi narzeczeni stają się głównymi podejrzanymi o popełnienie morderstwa. Jak poradzą sobie z tą niespodziewaną sytuacją? Będą się na siebie dąsać, czy dzielnie, ramię w ramię, rozpoczną własne poszukiwania sprawcy zabójstwa? A może to jednak jedno z nich? Odpowiedzi na te pytania znajdują się w piątym tomie przygód Agathy Raisin, któremu poświęcony jest ten wpis.

◊◊◊

1. Przód okładki zaprojektowanej przez
RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego.
Wyzwaniem w tworzeniu dobrej, wiarygodnej fabuły, jest niewątpliwie umiejętne wprowadzanie postaci i zdarzeń, potrzebnych do rozwoju tej fabuły. Czytając „Agathę Raisin i śmiertelny ślub” miałam wrażenie, że autorka nie przyłożyła się do stworzenia logicznej i spójnej treści. Sama „niespodzianka” w postaci pojawienia się Jimmy'ego Raisina jest bardzo słaba. Agatha mogła się łudzić, że jej pierwszy mąż dawno zmarł z przepicia, ale trudno mi uwierzyć w to, że James tak łatwo przełknął te zapewnienia narzeczonej. Nie mówiąc o Billu, który w poprzednim tomie („Agatha Raisin i zmordowani piechurzy”) pyta Agathę wprost, czy jest pewna, że Jimmy nie żyje - dobry przyjaciel chyba mógłby to sprawdzić, tak na wszelki wypadek? Poza tym, jest jeszcze urząd stanu cywilnego, w którym mieli się pobrać Raisin i Lacey - czy nikt nie sprawdza akt przy takiej okazji, przecież musiał być jakiś wpis, że Agatha jest już mężatką, a aktu zgonu Jimmy'ego nie ma?! Dla dalszej fabuły nie ma to może aż tak dużego znaczenia, bo istotniejsze jest to, kto chciał zabić pana Raisina, niż dlaczego wszyscy „optymistycznie” założyli, że od dawna jest już martwy. Pozostawia to jednak czytelnika z uczuciem, że M.C. Beaton zbyt niefrasobliwie tworzy całą opowieść. A to nie jedyny przykład swobodnego naginania logiki w tej książce.
 
2. Przykładowa strona „Agathy
Raisin i śmiertelnego ślubu”.
Agatha przez większość książki sprawia wrażenie zmęczonej, zniechęconej. Zresztą nie ma się co dziwić, dopada ją jej przeszłość, blednie szansa poślubienia Jamesa, a do tego Raisin jest zmuszona mieszkać pod jednym dachem z niedoszłym mężem, ponieważ swoją chatę sprzedała już niesympatycznej pani Hardy. Dzielenie domu z Laceyem uświadamia jej także, jak samotna i niechciana mogłaby się czuć, gdyby jednak do ślubu doszło... Podczas czytania udzielił mi się nastrój Agathy, przez co fabuła wydała mi się rozwlekła i nie wciągająca. James, ku zaskoczeniu, wykazuje sporo inicjatywy i energii w poszukiwaniu mordercy Jimmy'ego, ale bez szalonego entuzjazmu „Rodzynki” to już nie jest „to”. Wątek kryminalny ma potencjał, ale poprowadzony jest nieumiejętnie. Chociaż na światło dzienne wychodzą ciekawe fakty z przeszłości pana Raisina. Jak alkoholik, mieszkający w kartonie na dworcu Waterloo w Londynie, trafił do luksusowego sanatorium i to do tego z tajemniczą blondynką, Sereną Gore-Appleton? Jak udawało mu się szantażować bogatych kuracjuszy i które z nich pragnęło jego śmierci najbardziej? Nasza para detektywów-amatorów (z naciskiem na „amatorów”) odwiedza osoby znające Jimmy'ego z sanatorium. Oczywiście duet Raisin-Lacey nadal nie potrafi rozmawiać z ludźmi i nakłaniać ich do zwierzeń. A do tego, dla swoich rozmówców stanowi wręcz zwiastun śmierci, bo nasi detektywi zostawiają za sobą krwawy ślad... Męczące jest to, że ciągle i niezmiennie policja upomina Raisin i Laceya, żeby nie wtrącali się i nie próbowali dochodzić prawdy na własną rękę. Jasne, że te słowa nie dają żadnego efektu. Uważam, że autorka mogła sobie to wieczne grożenie paluszkiem stróżów prawa po prostu darować, bo mam ochotę krzyczeć: oni to wiedzą, Kocie! Zanim dotrzemy do rozwiązania zagadki, przyjdzie nam się delektować kilkoma nielogicznymi detalami, np.: pani Hardy, która z pogardą wyraża się o mieszkańcach Carsely, przed wyjazdem zostawia zapasowy klucz komu? Nie posterunkowemu, ale pogardzanej mieszkance wsi - żonie pastora, pani Bloxby. I to akurat wtedy, kiedy Agatha pragnie włamać się do domu pani Hardy. Kradzież kluczy od pastorowej nawet u Agathy wzbudza sprzeciw? Tak się ładnie składa, że pani Hardy nie zmieniła zamków - a co znajduje Raisin na dnie swojej walizki, no co? Zapasowy komplet czego? Dokładnie. Chociaż i tak najbardziej lubię fragment, w którym „Rodzynka” znajduje w domu mordercy, w szufladzie (ot tak) zdjęcia będące dowodem na znajomość mordercy z ofiarą! Wiem, że głupi ludzi też popełniają zbrodnie, ale nie po to sięgam po książkę, fikcyjną powieść, żeby czytać o półgłówkach!
 
3. Tył okładki zaprojektowanej przez
RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego.
Treść książki oceniam na 2/5. Co ciekawe, podobnie jak w przypadku „Agathy Raisin i zakopanej ogrodniczki”, po pierwszym przeczytaniu oceniłam ją dużo wyżej, na 4/5 (!). Najwyraźniej zimą jestem bardziej zołzowata niż latem ;) W ramach ocieplenia swojego wizerunku, wyznam, że w „Agacie Raisin i śmiertelnym ślubie” jest coś, co mi się podobało: mamy okazję poznać lepiej główną bohaterkę, jej przeszłość, powody, dla których wyszła za mąż za Jimmy'ego. Ładnie zostaje też zdiagnozowane to całe jej szaleństwo w uganianiu się za Jamesem, czy mężczyznami jako takimi: „Ale przez to, że przyzwyczaiła się do stanu zakochania, do wypełniania swych myśli jasnymi marzeniami, bez tych imaginacji czuła się zostawiona samej sobie. A Agatha nie czuła się dobrze we własnym towarzystwie.” (s. 99). To, że Agatha w tym tomie wydaje się być nieco zmęczona i cichsza niż zazwyczaj, pozwala dostrzec w niej wrażliwego człowieka, niepewnego siebie oraz spragnionego ciepła. Pozwala odrobinę lepiej zrozumieć jej irracjonalne zachowanie w przypadku, kiedy jakiś mężczyzna okaże jej trochę uwagi. Szkoda, że nie mamy okazji dowiedzieć się więcej o Jamesie. Mam wrażenie, że autorka potraktowała go po macoszemu i sprowadziła jego postać do stereotypu starego kawalera: Lacey jest uporządkowany, oschły, momentami przypomina wręcz robota. Z drugiej strony są czasem w jego zachowaniu takie przebłyski troski (?) o Agathę... Trudno jednak ocenić, czy kieruje się miłością, sympatią do niej, czy tylko litością. James pozostaje zagadką, a jego relacje z Agathą do łatwych nie należą. Kto wie, może w przyszłości będą się lepiej dogadywali, a ich związek uratuje zmiana klimatu - w „Agacie Raisin i koszmarnych turystach” nasz duet znajdzie się na Cyprze. To znaczy, Agatha będzie się uganiać po tej wyspie za Jamesem, co chyba nie do końca przypomina „ratowanie związku” ;)

Wydanie książki oceniam na 4/5. Okładka ma ładny kremowy kolor, który dobrze komponuje się z czernią napisów i detali oraz grafiką przedstawiającą zakrwawiony bukiet (patrz zdjęcie nr 1.). Czerwone róże z bukietu trochę za bardzo zlewają się z plamą krwi, a białe z tłem, ale zieleń listków ładnie ożywia całość, dodaje świeżości. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że słowa „plama krwi”, „ożywia” i „świeżość” dziwnie brzmią w jednym zdaniu ;)


autor: M.C. Beaton
tytuł: Agatha Raisin i śmiertelny ślub
tytuł oryginalny: Agatha Raisin and the Murderous Marriage
tłumaczenie: Stanisław Jan
seria: Seria kryminałów (tom 5)
wydawca: Wydawnictwo Edipresse Polska SA
projekt okładki: RJ PROJEKT Robert Jasiński
oprawa: miękka
wymiary: 17,8 × 11 × 1,8 cm
liczba stron: 256
waga: 189 g
cena: 13,99 zł
moja ocena treści: 2/5
moja ocena wydania: 4/5

PS „Agatha była wcześniej w sklepie dobroczynnym Oxfam, gdzie kupiła ubrania, które mieli teraz na sobie. Roy odziany był w dżinsy, które Agatha rozcięła mu na kolanach, a także w dżinsową koszulę i starą sportową marynarkę. Agatha nosiła długą spódnicę w kwiaty oraz dwa zapinane swetry, a pod nimi bluzkę, i dzierżyła różne plastikowe torby. Od obojga zalatywało denaturatem, którym Agatha skropiła uprzednio ich stroje. Specjalnie ubrudzili sobie też twarze.” (s. 200) - na jaką to okazję tak cudnie wystroiła się Agatha z Royem? Czyżby na ślub? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz