niedziela, 21 września 2014

Elena Chmelová „Baśnie z wyspy Lanka”

Nie opodal południowego wybrzeża Półwyspu Indyjskiego, omywane ciepłymi falami Oceanu Indyjskiego, leży wyspiarskie państwo - Sri Lanka, dawniej zwana Cejlonem. Kształtem wyspa przypomina owoc mango, jaki rodzi się w urodzajnych ogrodach na tej wyspie, kroplę deszczu podczas monsunowej ulewy czy bezcenną perłę, jaką można znaleźć tylko na tych przybrzeżnych płyciznach. Podróżnicy w dawnych czasach nazywali tę wyspę - wyspą skarbów, rajskim zakątkiem, krajem radości. Europejskim zaś kolonizatorom przypominała ona kształtem smakowitą szynkę. Całą jej naturalną urodę i blask jej dzieł sztuki wyraża jednak najpełniej poetycki przydomek: Perła Oceanu Spokojnego, pod jakim ten południowo-azjatycki kraj znany jest po dziś dzień.” (s. 227, z posłowia Jana Filipský'ego)
   
◊◊◊
   
1. Przód okładki „Baśni z wyspy Lanka”.
(Książka jest w bibliotecznym,
przezroczystym owijaczu.)
Zbiór składa się z siedmiu części, w których baśnie zostały dobrane tematycznie oraz opowieści-klamry spajającej wszystko w większą całość, czyli „Skarbu Ilangory”. Kiedy na dwór Ilangory przybywa sędzia, chcący skorzystać z ksiąg, to w wolnej chwili opowiada on baśnie z działu „Opowieści o sędziach sprawiedliwych i przebiegłych”; ślub córki Ilangory staje się wstępem do „Podań o pięknych dziewczętach” itp. - muszę przyznać, że to zgrabny pomysł. Dla mnie ważne było też to, że poszczególne, tematyczne podzbiory baśni nie są nużące - a bałam się tego, mając w pamięci „W krainie gryfitów”, gdzie wpadnięcie w taki podzbiór nie było przyjemne, a przebrnięcie przez niego wymagało pewnej determinacji. „Baśnie z wyspy Lanka” wypadają przy tym porównaniu korzystnie, bo historie w poszczególnych działach są różnorodne i w sumie też dlatego, że raptem po kilka baśni jest w każdym dziale. Na końcu książki jest słowniczek i posłowie, napisane przez Jana Filipský'ego (cytowane przeze mnie we wstępie). Nazwisko autorki, Eleny Chmelovej, widnieje przy słowie „opowiedziała” i muszę przyznać, że skłoniło mnie to do pytania: na podstawie czego opowiedziała? Niestety, nie ma informacji, skąd pani Chmelová czerpała swoją wiedzę o baśniach z wyspy Lanka.
   
Na stronie tytułowej książki czekają na czytelnika dwie piękne ilustracje (później obrazki na całą stronę też się pojawiają, choć nie tak obficie jak bym sobie tego życzyła):
   
2. Usiądźmy i posłuchajmy baśni.
    
3. Bardzo spodobały mi się te morskie akcenty :)
   
4. Początek „Skarbu Ilangory”.
Zwróćcie uwagę na formę księgi na obrazku.
Na początku nie mogłam trochę wyczuć rytmu książki, tzn. podobały mi się opowieści, ale jednocześnie ich fabuła skręcała w dziwne dla mnie strony. Ta nieprzewidywalność mnie wręcz bawiła, ale praktycznie dotyczyła tylko pierwszej części, czyli „Klechd o dawnych czasach”. Co mam na myśli? Np. lew, opuszczony przez żonę i syna (ludzi, tak - mąż/ojciec był lwem) szaleje i terroryzuje okolicę, więc syn postanawia go... zabić - przyznam, że liczyłam na więcej wyrozumiałości, zwłaszcza iż można odnieść wrażenie, że lew trochę z żalu i cierpienia osamotnienia szczerzy kły. Inny przykład: legendarny wódz Widżaja zakłada rodzinę z królewną Kuweni, która jest jakszem (demonem, złym duchem) i nagle, kiedy ma zostać królem i potrzebuje królowej do pary, dochodzi do wniosku, że nie może polegać na ukochanej-złym duchu (jakoś przy płodzeniu dwóch synów mu to nie przeszkadzało...). Myślałam, że Widżaja będzie chciał uwolnić, czy zabezpieczyć Kuweni przed jej pochodzeniem, ale on po prostu ją przepędził i znalazł sobie inną. Kuweni wróciła do rodziny, która nie była wyrozumiała, ale przynajmniej dzieci zdążył uratować i ukryć w górach jeden z wujów... Baśń-klamra też ma taki dziwny zwrot: władca posyła synów w świat, aby go poznali i mają po powrocie opowiedzieć, co najcenniejszego widzieli. Najmłodszy (Ilangora) wraca z księgami i... wszyscy się z niego wyśmiewają, więc w końcu ponownie rusza w podróż i tym razem przywozi liczne szkatuły wypełnione klejnotami, jedwabiem i innymi kosztownościami, które zyskują aprobatę rodziny.
   
5. To nie śnieg, ani łupież, tylko perły ;)
Ilustracja do „Skarbu Ilangory”.
   
   
   
    

I nagle ukazała mu się dewi [=królowa], władczyni wodnego królestwa (...), potrząsnęła głową i naraz z jej włosów, czarnych niczym mroczna noc, posypały się na trawę perły - lśniące niczym najdelikatniejszy jedwab i znacznie większe niż krople deszczu padające podczas oberwania chmury.” (s. 17)
   
   
   
   
   
   
    
Na początku każdego działu jest strona z ilustracją (średniej wielkości):
   
6. Rozpoczęcie „Skarbu Ilangory”.
   
7. Rozpoczęcie „Klechd o dawnych czasach”.
   
8. Rozpoczęcie „Opowieści o sędziach
sprawiedliwych i przebiegłych”.
Trzeba zaznaczyć, że początkowe wzgardzenie książkami przywiezionymi przez Ilangorę, to wyjątek od nastroju, jaki panuje w całej książce. Byłam wręcz zaskoczona, jak mocno akcentowana jest wartość nauki, wykształcenia i znaczenie książek. Władcy często dla swoich synów zatrudniają najlepszych nauczycieli (ale chłopi też ciężko pracują dla edukacji swoich dzieci), a jak któryś z królewskich potomków słabo przyswaja umiejętność czytania, to może tym łatwo narazić się swemu ojcu (jak w „O tym, jak królewicz, który nie mógł się nauczyć czytać, został potężnym królem”). Równie ważne jak wiedza jest zdobycie doświadczenia, więc motywem, który też często pojawia się w baśniach z tego zbioru, jest wysyłanie dziedzica w świat, aby poznał normalne życie, z dala od pałacowych wygód. Co ciekawe, królewny nie są tu tylko od ładnego wyglądania, a wykształcenie jest traktowanie jako zaleta także u tych pięknych dziewcząt. O tytułowej bohaterce opowieści „Najpiękniejsza z pięknych” czytamy: „Urodą nie dorównałoby jej nawet siedem ślicznotek, a bystry jej umysł nie raz odnosił zwycięstwo nad głośnymi w świecie uczonymi. Dlatego też król kazał kształcić ją przez wiele lat najlepszym nauczycielom w królestwie.” (s. 166). Ba, nawet dziecię adoptowane miało szansę na niezwykłą przyszłość: „Dziewczynkę przyniesioną przez morze [zupełnie jak Mojżesza] przybrani rodzice wychowywali jak własne dziecko i król postanowił, że musi ona nauczyć się wszystkiego, co powinien wiedzieć przyszły władca kraju. Królewna uczyła się dobrze, a nawet potrafiła posługiwać się bronią.” (s. 45, „O złotym lotosie”). Bardzo zaciekawiła mnie forma książek, z których korzystali mieszkańcy Lanki - podpowiedzią jest fascynacja Ilangory: „Pociągały go tylko palmy, albowiem z ich ogromnych, wygładzonych liści sporządzano księgi, a za książkę - królewicz był gotów oddać wszystko na świecie.” (s. 11) :) Sam sposób łączenia kartek (widoczny na zdjęciach nr 4. i 8.) też zasługuje na uwagę (inną kwestią jest, że nie wiem, na ile artysta starał się być wiernym realiom, a na ile korzystał z wyobraźni).
   
9. Ilustracja do „O złotym lotosie”.
Królowa kazała przygotować cztery uzbrojone łodzie, umieścić w nich oręż; za wioślarzami weszli na nie wojownicy i dowódcy królewskiej straży. W końcu sama poleciła, ażeby i ją przeniesiono na największy statek. Pod wieczór przypłynęli pod wysoką skałę, gdzie obcy przybysze rozpalili właśnie wielkie ognisko, potem zaś lali do morza mleko z tysięcy kokosowych orzechów, wrzucali doń całe naręcza wonnych kwiatów, dziękując w żarliwych słowach morzu, że jego fale doniosły ich bezpiecznie aż tutaj. Wreszcie sam książę pokłonił się nisko morzu . . . Potem zaś wszystko ucichło i mrok nocy spowił wyniosłą skałę.” (s. 46) 
    
   
   
   
10. Ilustracja do „O praojcu lwie”.
     
    
    
   
(...) magowie powiedzieli radży [=królowi], że zgodnie z wróżbą córkę jego zapragnie poślubić król zwierząt (...) Na próżno pocieszali króla, że w ten sposób - w myśl proroctwa - stanie się pramatką sławnego lwiego rodu i że dzięki temu przez całe wieki ludzie wypowiadać będą jej imię z głęboką czcią i szacunkiem.” (s. 26)
    
    
   
    
    
   
Na koniec tekst baśni w fantazyjny sposób zbiega do środka strony (zwróćcie też uwagę na przedostatnie zdanie na zdjęciu poniżej - no miała kobieta zdrowie o_O):
   
11. Układ tekstu na końcu baśni.
   
Natomiast na początku każdej opowieści jest mały obrazek nawiązujący do jej treści, np.:
   
12. Ten koń musi mieć mocne plecy...
  
Sposób przedstawienia latającego konia, widoczny na powyższym zdjęciu, zaintrygował mnie tym, że chyba pierwszy raz widzę „pegaza” z ptasim dziobem. Przy okazji zaznaczę, że w baśniach z tego zbioru nie ma zbyt wielu fantastycznych zwierząt. Pojawia się jeszcze złoty ptak i to chyba wszystko.
   
13. Rozpoczęcie „Legend
o potężnych władcach”.
   
14. Ilustracja do „Królewskiego zamiatacza”.
   
We wzniesionych  z kamienia budowlach [świątyniach] znajdowały się niezwykle cenne przedmioty i posążki z kości słoniowej oraz ze złota i drogich kamieni, na ścianach wisiały piękne hafty z pereł, brylantów, srebrnych i złotych nici. Świątynie-dagoby zdobiły rubiny szkarłatne jak krew, perły wielkości kurzego jaja, szafiry wielkości męskiej pięści, a na szczycie wież wieńczących budowle z białego kamienia lśniło złoto. Młody radża tak czcił owe świątynie, że sam nieraz brał miotłę do ręki i zamiatał cały dziedziniec, żeby ani odrobina brudu nie pozostała na kamiennych płytach dagoby czy na złotym piasku przed nią.” (s. 53)
   
   
15. Ilustracja na początku baśni
„O największym królu”.
    
16. Ilustracja do „O tym, jak królewicz, który nie
mógł się nauczyć czytać, został potężnym królem”.
   
Pamiętaj więc, że gdy przyjdziesz w nieznane miejsce, nie siadaj, dopóki nie przekonasz się, że nie grozi ci tam niebezpieczeństwo. Gdy ktoś ofiaruje ci pożywienie, nie bierz go do ust, dopóki przed tobą nie spróbuje potrawy ktoś z domowników albo jakieś zwierzę. Gdy przyjdziesz do czyjegoś domu, nie kładź się natychmiast do snu, choćbyś nawet padał z nóg ze zmęczenia. I wreszcie ostatnia rada: nie zważaj na słowa, nie polegaj na pierwszym wrażeniu, sam przekonaj się i osądź, jaka jest prawda. Pozory często mylą, dlatego postępuj rozważnie, abyś później nie żałował nieprzemyślanego czynu.” (s. 70)
    
    
Jedna z historii z „Legend o potężnych władcach” (było to chyba „O dobrotliwym królu i zawistnym księciu”) przypomniała mi, ku mojemu zaskoczeniu, książkę Marii Rodziewiczówny „Kwiat lotosu” - a to za sprawą wątku chorobliwego wręcz pożądania pięknego kwiatu lotosu; chociaż powieść o tym uroczym tytule nie jest już tak pogodna jak baśń z rajskiej Lanki, to i tak miło ją wspominam.
     
17. Kot-podpalacz...
Najbardziej podobały mi się baśnie z działu „Opowieści o  sędziach sprawiedliwych i przebiegłych” (patrz zdjęcie nr 8.), ponieważ zawierały interesujące i dowcipne sposoby rozstrzygania różnych sporów. Mam wrażenie, że ten typ opowieści był też świetnym sposobem do uczenia ludzi, jak radzić sobie z nieporozumieniami. Kot z płonącą łapą, którego widzicie obok, stał się przyczyną sporu między czterema kupcami-wspólnikami, którego rozwikłanie to ciekawy przykład interpretacji współodpowiedzialności (zresztą jest analogiczny do „Sprawiedliwego wyroku szejka” ze zbioru „Aisha i wąż. Baśnie arabskie” Iwony Taidy Drózd) ;) Z niecierpliwością czekałam też na decyzję (w „Królewskim wyroku”), kto jest winny kradzieży, gdyż złodzieje, którzy zrobili dziurę w murze, zrzucili winę na murarza, bo lichej zaprawy użył do łączenia cegieł i łatwo można było zrobić dziurę. Murarz oskarżył pomocnika, który zaprawę mieszał - a ten... tancerkę, która obok niego przechodziła i go rozproszyła! Kto ostatecznie zasłużył na karę, to musicie sobie doczytać sami, ale dodam iż ta kara podziałał na moją wyobraźnie - na myśl o kłach słonia przeszywających człowieka na wylot od razu wyparowują z głowy wszelkie mijające się z prawem plany (nie żebym jakieś miała, oczywiście) o_O
    
18. Można podzielić trzynaście słoni między trzech synów?
Można. I nie ucierpi przy tym żadne zwierzę. Ani syn.
   
Poniżej znajduje się kilka przykładowych stron z działu „Bajki o naszych braciach-zwierzętach”, z którego opowieści dzieją się „w bardzo dawnych czasach, kiedy ludzie rozumieli mowę zwierząt, a zwierzęta ludzką” (s. 103). Egzotyczne szczegóły, jak dla mnie, są zaletą tej książki. Do tych detali zaliczyłabym też odmienny od naszego, polskiego zestaw pojawiających się zwierząt: słonie, małpy, krokodyle, szakale, papugi, żółwie i węże.
   
19. Rozpoczęcie „Bajek o naszych
braciach-zwierzętach”.
   
20. O tym, że są dobre i złe węże opowiada „Okularnik i polanga”.
    
W każdym dziale numery stron zdobi inny mały obrazeczek, np.:
    
21. Czyż ten krokodylek nie jest słodki? :)
    
22. Krokodylowi radzę nie ufać.
    
23. Ech, dlaczego czynienie dobra musi
w baśniach przekładać się na zysk?
    
Lubię w baśniach z różnych stron świata zauważać podobne motywy. Póki co, nie drażni mnie to - a zachwyca. Poza tym, dana historia, w odmiennych dekoracjach i strojach, potrafi na nowo zauroczyć. Fabuła „Małpy i królewicza Kopciucha” przypomina mi „Jak biedny Uma-no Ko został bogaczem” z książki „Bezpowrotna Góra. Baśnie japońskie” Zbigniewa Kiersnowskiego. Swoją drogą, jak ludzi powierzchownych łatwo zwieść! ;)
   
24. Obrotna małpa, która pomogła Kopciuchowi
(zbieżność imienia z Kopciuszkiem niestety przypadkowa).
   
Kolejne historie, z „Przypowiastek o mędrcach i głupcach”, aż tak mnie nie zachwyciły, bo sporo w nich pewnej przypadkowości w fabule, czyli polegania na fuksie.
    
25. Rozpoczęcie „Przypowiastek o
mędrcach i głupcach”.
    
26. „Przekleństwo poety”, czyli
licz się ze słowami.
     
Wiem, że w baśniach często bohaterowie zdobywają skarby, które poprawiają ich byt, ale czytając „Baśnie z wyspy Lanka” momentami mdliło mnie już od tych kosztowności. Nie wystarczyło, że postacie znalazły szczęście w postaci miłości, ich szczęście musiało być przypieczętowane co najmniej jednym workiem złota, a najlepiej karawaną słoni obładowanych złotem oraz szkatułami z rubinami, szafirami i perłami. Trochę dziwne są te sprzeczne komunikaty na temat tego, czym jest szczęście. Złoto zapewne miało biednym odbiorcom baśni uprzyjemnić słuchanie i pozwolić marzyć o lepszej jakości życia - co aż tak mnie nie dziwi, bo pewnie, gdyby zapukał mi trąbą do okna słoń (dosięgnąłby?) i za darmo oraz legalnie podarował wór ze skarbem, to pewnie bym nie wzgardziła ;) Z drugiej strony to jednak smutne, że np. w opowieści o podróżach statkiem do odległych miejsc, narracja skupia się na wyliczeniu przywiezionych towarów, a chyba nie ma (oddałam już książkę do biblioteki i nie mogę się upewnić) ani słowa o pięknie odwiedzanych krajów.
   
27. „Szczęściarz”, czyli złota mam
po dziurki w nosie!
    
28. „Szczęściarz”, czyli na bogato. Ech...
    
Tytuł działu „Podania o pięknych dziewczętach” mówi sam za siebie - na pociechę przypomnę, że mowa jest też o pięknie umysłu owych niewiast. Z porównań, spodobało mi się określenie „włosy jak mrok najgłębszej nocy” (s. 162) - ma w sobie głębię koloru i przestrzeń, szkoda tylko, że towarzyszą mu „oczy [które] lśnią (...) jak diamenty” (s. 162) - chyba banalne porównanie do gwiazd lepiej by się sprawdziło w tym przypadku?
   
29. Rozpoczęcie „Podań o
pięknych dziewczętach”.
    
30. Nietypowy warunek ojca: „Wydam cię za mąż
tylko za takiego mężczyznę, który będzie ci
dorównywał bystrością umysłu.” (s. 177).
   
31. Z tytułowym drewnianym pawiem
wiązałam pewne nadzieje, ale motyw
ten nie został zadowalająco wykorzystany.
   
Ostatnia część książki, czyli „Baśnie o nieustraszonych bohaterach” są miłym zakończeniem. Historia „O ptaku młodości” przypomina baśń o złotej gęsi (znoszącej złote jaja) wykradanej olbrzymowi i pojawia się w niej motyw przedmiotów, które rzucane za siebie mają spowolnić pogoń (np. kamyk zamienia się w górę; podobnie działały talizmany w „Yamanbie i trzech talizmanach” z „Bezpowrotnej Góry”). Natomiast w „O tym, jak królewicz znalazł siódmą królewnę” mamy klasyczny wręcz przykład tego, jak uratowane zwierzęta odwdzięczają się pomocą przy trudnych zadaniach (np. dziki zbierają szybko ziemniaki z pola).
    
32. Rozpoczęcie „Baśni o
nieustraszonych bohaterach”.
  
33. Początek baśni o „Królewiczu
w skorupie żółwia”.
   
34. Królewicz po wciśnięciu się w skorupę żółwia.
    
35. Ilustracja do „O królu rabusiów”.
    
36. Tył okładki „Baśni z wyspy Lanka”.
(Książka jest w bibliotecznym,
przezroczystym owijaczu.)
Treść książki oceniłam na 4/5, ponieważ moje zastrzeżenie budziło kilka z opowieści - wydały mi się szkicami, które aż prosiły się, żeby je rozwinąć. Liczyłam też na więcej mitycznych stworów (choć może w tym rejonie nie mają ich aż tyle, kto wie?), no i ten nacisk na bogactwa materialne zaczął mnie w pewnym momencie nużyć. Poza tymi drobiazgami, książka mi się podobała, więc szczerze polecam ją dalej - mi przepisał ją doktór Enigmiś, za co ładnie dziękuję (no mój drogi, zbierasz plusy ;)) ^_^ Mam wrażenie, że „Baśnie z wyspy Lanka” są niesłusznie zapomniane (egzemplarz, który wypożyczyłam z biblioteki, zamiast na półce był w magazynie), a stanowią ciekawą alternatywę dla (lub uzupełnienie) popularnych baśni Andersena czy braci Grimm i zabierają czytelnika w barwną podróż na egzotyczną, rajską wyspę. Wydanie oceniłam także na 4/5. Podobają mi się ilustracje, których autorem jest Marián Čapka, zwłaszcza te na całą stronę są efektowne - pełne szczegółów i kolorów; dobrym pomysłem jest też ich układ: centralny obrazek otoczony ramką z mniejszych rysuneczków. Jako mała K. pewnie godzinami wyszukiwałabym detale na tych ilustracjach ^_^ Zabrakło mi czegoś pomiędzy obrazkami na całą stronę, a tymi małymi na początku każdej baśni - czegoś, co złagodziłoby ten kontrast wielkości. Książka swoje waży (1023 g), ale co ciekawe była dużo wygodniejsza w trzymaniu od nieco lżejszej „Bezpowrotnej Góry” (900 g). Doszłam do wniosku, że ważna jest nie tylko sama waga, ale i rozmiar książki, czyli rozkład ciężaru (dla porównania: „Baśnie z wyspy Lanka” mają wymiary 28,4 × 20,4 × 2,4 cm, a „Bezpowrotna Góra” 19,8 × 17,6 × 3,4 cm). Irytującym drobiazgiem okazał się brak numerów stron w spisie treści na początku książki - czytelnik został poinformowany o kolejności baśni, ale jeśli chce przeczytać konkretną opowieść, to musi ją sobie wymacać ;)
     
    
autor: Elena Chmelová
tytuł: Baśnie z wyspy Lanka
tłumaczenie: Andrzej Czcibor-Piotrowski
wydawca: Wydawnictwo Interpress
miejsce i rok wydania: Warszawa 1991 (wydanie II)
ilustracje: Marián Čapka
układ graficzny (czy to obejmuje projekt okładki?): Eva Kovačevičová-Fudała
oprawa: twarda
wymiary: 28,4 × 20,4 × 2,4 cm
liczba stron: 232
waga: 1023 g*
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 4/5
    
* Wraz z owijaczem.
    
PS Jedno ze słów w słowniczku przykuło moją uwagę (piąte od góry):
    
  
Dagoba, dagoba... jakbym już gdzieś to słyszała... W końcu załapałam :) A Wy już wiecie, gdzie spotkaliście się z tym wyrazem? Podpowiedź: miejsce zamieszkania pewnego zielonego karła o bardzo elfich uszach ;P

2 komentarze:

  1. Uwielbiam baśnie i bardzo chętnie je czytam :) O tych jeszcze nie słyszałam, ale te piękne ilustracje strasznie mi się podobają :) Jeśli wpadnę na nie w bibliotece to z pewnością wypożyczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto ich poszukać :) A może raczej "znaleźć", bo tak mi się słowa (bodajże Picassa) przypomniały: "Ja nie szukam, ja znajduję" ;)

      Usuń