wtorek, 16 grudnia 2014

8 najbardziej zakurzonych książek w mojej biblioteczce

Wpis ten postanowiłam poświęcić książkom, które najdłużej czekają na to, aż je przeczytam. Kiedy zabierałam się za przeglądanie półek, w celu znalezienia tych rekordzistek, myślałam, że będzie gorzej. Okazało się jednak, iż wcale nie mam dużej ilości nieprzeczytanych książek - zwłaszcza jeżeli chodzi o te dawno kupione. Przyznam, że pokrzepiło mnie to odkrycie :) Najwięcej nietkniętych tytułów to nabytki z ostatnich dwóch lat, co w moim odczuciu nie jest dużą zaległością, i są to 44 (co za liczba! ;P) pozycje - nie jest to ilość, która jakoś szczególnie przygniatałaby mnie swym ogromem. Wróćmy jednak do tematu (i do dłużej oczekujących na przeczytanie tytułów): jakie książki trafiły do grupy najbardziej zakurzonych, skąd je mam i czy ich los jest przesądzony? Zestawienie czas zacząć!
   
◊◊◊
   
Wszystkie książki z poniższej listy trafiły w moje ręce, ponieważ chciałam je przeczytać, czyli nie są to przypadkowe zakupy, ani prezenty. Jednocześnie, za każdym razem, kiedy już daną książkę miałam, to nagle okazywało się, że mój zapał do jej czytania drastycznie malał. W zasadzie to: gasł zupełnie. Powody były różne - postanowiłam się im przyjrzeć, przy okazji wyszukiwania najbardziej zakurzonych książek na moich półkach. Kto wie, może uda mi się wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski, dotyczące powiększania księgozbioru, na przyszłość?
   
Mam zwyczaj pisania w książkach daty ich zakupu lub otrzymania (choć trudno mi teraz ustalić, w którym momencie zaczęłam to praktykować), więc w większości przypadków jestem w stanie dokładnie ustalić nie tylko, jak długo mam daną książkę, ale też np. z jakiej okazji była prezentem. Hm... Właśnie sobie uświadomiłam, że w związku z tym, książki z mojej biblioteczki opowiadają jeszcze jedną historię - moją. Nie jest ona może zbyt czytelna dla postronnych obserwatorów, ale dla mnie każdy jej element jest wyraźny i ważny. Życie nie tyle w książkach, co książkami zapisane ^_^
   
◊◊◊
   
1. Mario Puzo „Ojciec Chrzestny”.
Mam kilka książek z serii „Kolekcja Gazety Wyborczej” i w zasadzie to one wszystkie czekają na przeczytanie; od razu skusiłam się tylko na „Imię róży” Umberto Eco, a po latach udało mi się zmierzyć z „Kronikami marsjańskimi” Raya Bradbury'ego. „Ojciec Chrzestny” występuje tu jako symbol tej zapomnianej przeze mnie gromadki, ponieważ kiedyś ta książka wydawała mi się niesamowicie intrygująca i chyba to z powodu jej zakupu - jeżeli chodzi o tę serię - cieszyłam się najbardziej. Skąd więc zaległości? Wydaje mi się, że wówczas kierowałam się myśleniem typu „klasyka, warto znać, wypadałoby kojarzyć, fajnie byłoby to kiedyś przeczytać” i ważne jest to „kiedyś” tzn. niekoniecznie wtedy zależało mi na przeczytaniu tej klasyki tak od razu. Poza tym, wokół „Ojca...” była pewna aura niezwykłości - zarówno jeśli chodzi o książkę, jak i film - co dodatkowo podsycało moją ciekawość i wpłynęło na to, że skusiłam się na zakup (tudzież: naciągnęłam rodziców - akurat nie pamiętam, kto płacił ;)). Nauczyłam się od tego czasu, żeby nie rzucać się na tytuły, które „kiedyś chciałabym przeczytać”, bo naprawdę nie muszą mi one zalegać na półkach (a od „kiedyś” do „nigdy” jest bardzo krótka droga) i to po części zasługa tego nieszczęsnego „Ojca...”, więc przynajmniej taki z niego pożytek. Obecnie niespecjalnie mam ochotę na tę powieść, ale skoro „Kroniki marsjańskie” przetarły szlak i zrobiły na mnie dobre wrażenie, to może warto przemóc się także co do pozostałych zachomikowanych tomów „Kolekcji Gazety Wyborczej”?
„Ojciec Chrzestny” jakoś uniknął podpisania, więc miałam pewien problem z ustaleniem, kiedy ta książka zasiliła moją biblioteczkę. Na podstawie tego, co znalazłam w Internecie, postanowiłam przyjąć, że był to 8 lutego 2005 roku (chyba wtedy ta powieść pojawiła się w kioskach), czyli dzieło Maria Puzo kurzy się u mnie już 9 lat i 10 miesięcy!
    
2. Carlos Ruiz Zafón „Cień wiatru”.
Książka ta była prezentem na Gwiazdkę, ale od razu zaznaczę, że dostałam ją na swoje własne życzenie. Do dziś się zastanawiam, co mnie podkusiło... Trochę czasu już minęło, więc trudno mi teraz odtworzyć moje ówczesne motywy, ale mam wrażenie, że to była po prostu krótka fascynacja, chwilowe zauroczenie. Zbliżały się święta, zostałam poproszona o jakieś typy, padło na „Cień wiatru”, bo... Był wtedy popularny i chciałam wyrobić sobie własne zdanie na jego temat? Zainteresował mnie opis fabuły? Wydaje mi się, że ta książka miała coś, co uznałam za intrygujące - chciałabym tylko pamiętać co to było! Nie mam uprzedzeń co do historii zawartej w tej powieści, ponieważ skutecznie unikałam opisów i recenzji (żeby się nimi nie sugerować). Odrobinę może zniechęca mnie popularność książki, bo tyle razy natrafiłam na nią w różnych miejscach, że mi się nieco opatrzyła. W przeciągu ostatniego roku były takie momenty, że chciałam się zmierzyć z powieścią Zafona, ale za każdym razem czułam tak dużą niechęć, iż nie miałam sumienia zmuszać się do czytania. W tym przypadku naprawdę zastanawiam się, czy po prostu nie pozbyć się tej książki bez zaglądania do niej. Powstrzymuje mnie tylko myśl, że skoro już mam „Cień wiatru”, to może jednak skorzystać z tej okazji, a „wyrzucić” zawsze zdążę. Argument ten ma jednak coraz słabszą moc oddziaływania, bo miejsce na moich półkach staje się towarem deficytowym...
„Cień wiatru” kurzy się u mnie od 24 grudnia 2005 roku, czyli prawie 9 lat! przeczytałam 26 kwietnia 2015 roku, czyli po 9 latach i 4 miesiącach od otrzymania.
    
3. Ismail Kadare „Pałac Snów”.
Mała zmyłka (ha ha), bo ta książka już się nie kurzy! Postanowiłam ją jednak umieścić w tym zestawieniu, ponieważ długo czekała na swoją kolej, a jak ją przeczytałam, to doszłam do wniosku, że mi się podoba i chcę więcej (zdążyłam zaopatrzyć się w kolejną książkę Ismaila Kadarego, a następną już Gwiazdor ładnie pakuje ;)); „Pałac Snów” stał się dla mnie dowodem na to, że czasem warto dać szansę zapomnianej książce, że jej lektura może być początkiem obiecującej znajomości. Hm... Chyba też dlatego mam opory przed pozbyciem się „Cienia wiatru” - przez ten namacalny przykład tego, że nie ma co się bać warstewki kurzu ;)
„Pałac Snów” kupiłam 16 września 2006 roku, a przeczytałam 13 lutego 2014 roku, czyli 7 lat i 5 miesięcy później!
    
4. Henning Mankell „Mężczyzna, który się uśmiechał.”
Kolejny prezent pod choinkę z listy moich życzeń, które okazały się chwilowymi fascynacjami (trafne wytypowanie prezentu dla siebie bywa trudniejsze niż mogłoby się to wydawać...). Czytałam książki Aleksandry Marininej z tej serii i postanowiłam urozmaicić sobie kryminalne podróże, więc sięgnęłam po „Piątą kobietę” Henninga Mankella. Książka podobała mi się, co wpłynęło na to, że zażyczyłam sobie kolejny tytuł tego autora, ale ostatecznie nawet do niego nie zajrzałam. Częściowo dlatego, że chyba wtedy przeszła mi akurat ochota na kryminały, a częściowo ponieważ te skandynawskie utwory, choć posiadające swój klimat, nie zafascynowały mnie aż tak bardzo. Dużo bardziej zaciekawiła mnie np. twórczość wspomnianej powyżej rosyjskiej pisarki Aleksandry Marininej. 
A może powinnam być złośliwa i powiedzieć, że mężczyzna Mankella nie dość uwodzicielsko się uśmiechał? Chociaż muszę przyznać, że obraz na okładce jest świetnie dobrany ;)
Szczęśliwą posiadaczką „Mężczyzny, który się uśmiechał” jestem od 24 grudnia 2007 roku, co sprawia, że kurz na książce kumuluje się już od 7 lat. 
    
5. Bill Pronzini „Pustkowie obcych”.
I kolejny prezent od Gwiazdora (istna plaga!), kolejna książka, którą bardzo chciałam przeczytać. Patrząc na to zestawienie, „Pustkowie obcych” ma jednak jedną z największych szans, że po nie, w nieodległej przyszłości, sięgnę. Dlaczego dotychczas zwlekałam? Powiedziałabym, że to typowy przykład książki (gatunku), na którą w danej chwili nie miałam nastroju. Zerknęłam do czytelniczego pamiętnika i na przełomie 2009 i 2010 roku czytałam powieści Jane Austen, trochę wracałam do utworów Lucy Maud Montgomery oraz emocjonowałam się kolejnymi przygodami dżentelmena-włamywacza, czyli Arsena Lupina (autorstwa Maurica Leblanca). Kryminał słabo pasował do tego zestawienia, a później jakoś o nim zapomniałam. Pamiętam, że książka Pronziniego zwróciła moją uwagę ciekawym sposobem opowiedzenia całej historii i klimatem odludnego, małego miasteczka. Muszę przyznać, że nadal mnie to intryguje, dlatego wspomniałam o dużych szansach tej książki na odkurzenie.
A kurz pokrywa „Pustkowie obcych” od 24 grudnia 2009 roku, czyli 5 lat, co nie brzmi już tak strasznie jak np. 9 lat i 10 miesięcy w przypadku „Ojca chrzestnego”.
    
6. Charles Darwin „O powstawaniu gatunków”.
Książka kupiona pod wpływem impulsu - ponieważ pewnego razu przypadkiem zobaczyłam ją wśród kioskowych kolekcji - ale wpisująca się w moje ówczesne zainteresowania. Praca pierwszych badaczy, zwłaszcza przyrodników, wydawała mi się zawsze bardzo fascynująca (kiedyś bardziej, obecnie już spokojniej do tego tematu podchodzę), stąd chyba moja sympatia do postaci Charlesa Darwina. Chęć przeczytania „O powstawaniu gatunków” pojawiła się u mnie po dowiedzeniu się, że ponoć Darwin wcale nie stwierdził iż człowiek pochodzi od małpy - postanowiłam to sprawdzić. Jednak moja ciekawość zmalała, zanim zdążyłam zacząć czytać książkę... i tak trwa to do dzisiaj. Obecnie chyba więcej emocji wzbudza we mnie informacja jakoby Charles Darwin popełnił plagiat, a teoria naturalnej selekcji wcale nie jest aż tak bardzo jego autorską teorią, jak to się dotąd wydawało - co też wpłynęło negatywnie na moje postrzeganie tego naukowca i chyba na pewne zobojętnienie wobec jego pracy.
„O powstawaniu gatunków” zbiera kurz od 3 lutego 2010 roku, czyli 4 lata i 10 miesięcy. He he, ciekawe czy jak pokurzy się dłużej to ewoluuje? ;)
   
7. John M. Oldham i Lois B. Morris „Twój psychologiczny autoportret”.
Przyznam, że do tej książki jestem bardzo pozytywnie nastawiona. Na jej trop trafiłam w jednym z numerów „Stylów i Charakterów”. W tej książce znajduje się test pomagający naszkicować swój psychologiczny autoportret i omówienie, bodajże czternastu, grup cech osobowości. Przemawia do mnie zwłaszcza fakt, że wynik testu nie etykietkuje nas i nie wtłacza w jedną z tych grup, ale pokazuje udział poszczególnych cech w naszej osobowości. Dla mnie jest to ważne, bo nie lubię uogólnień, a inne testy, z którymi się spotkałam, skupiały się na dopasowaniu człowieka do np. jednego z czterech typów (tworzenie typów mieszanych to tylko dowód na niedoskonałość danego systemu). Poza tym, dla dalszego rozwoju przydatna jest informacja nie tylko o tym, jakie cechy mamy i możemy wykorzystywać, ale też czego nam brakuje i nad czym moglibyśmy popracować. Dlaczego nie przeczytałam książki? Kupiłam ją w okresie, kiedy silnie odczuwałam potrzebę posiadania stabilnego poczucia kim jestem. Zwlekałam z lekturą głównie chyba dlatego, że bałam się iż ówczesne zawirowania i emocje zaburzą wyniki testu, chociaż nie wiem, czy to w ogóle jest możliwe. Ostatnio doszłam do wniosku, że powinnam sobie zrobić prezent na kolejne urodziny i wykonać test z tej książki - bo to będą takie ładne, okrągłe urodziny :)
„Twój psychologiczny autoportret” kupiłam 24 marca 2011 roku, więc drobinki kurzu osiadają na nim 3 lata i 9 miesięcy.
   
8. Maria Rodziewiczówna „Lato leśnych ludzi”.
W porównaniu z innymi tytułami z tego zestawienia jest to prawdziwa świeżynka, ale powieść Marii Rodziewiczówny trafiła na tę listę nie dlatego, że się bardzo zakurzyła, ale że się bardzo zakurzy. Swego czasu zbierałam serię książek Rodziewiczówny (tom widoczny na zdjęciu właśnie z niej pochodzi), przy czym kolejne czytałam praktycznie na bieżąco, czyli zaraz po zakupieniu. Kolekcję doczytałam w taki sposób do tomu 15 („Lato leśnych ludzi” ma numer 16!) i doszłam do wniosku, że muszę odpocząć od prozy tej autorki, ponieważ jej pozytywistyczna twórczość zaczyna... wpędzać mnie w depresję. Przytłaczać po prostu. Potrzebowałam czegoś bardziej pogodnego. Podejrzewam, że „Lato...” mogłoby się właśnie takie okazać, a do tego wpisać - za sprawą odniesień do przyrody - w moje zainteresowania, ale co ja poradzę na to, że się panną R. zwyczajnie przejadłam? I raczej potrzebuję dłuższego odpoczynku. Należy też wziąć pod uwagę, że powrót do tej serii będzie się prawdopodobnie wiązał z zaczęciem czytania ponownie od tomu 1 - tytuły w tej serii to odrębne powieści, ale lubię porządek i pewnie będę chciała czytać i opisywać książki na blogu po kolei (tak, jak się w tej kolekcji ukazywały - z małym bzikiem nikt jeszcze nie wygrał ;P) - oczywiście, o ile w tej odległej przyszłości będę jeszcze prowadziła bloga.
„Lato leśnych ludzi” kupiłam 19 marca 2013 roku, czyli 1 rok i 9 miesięcy temu. Kurz nawet nie zdążył się zacząć odkładać na tej książce ;)
     
◊◊◊
    
Początkowo wpis ten planowałam stworzyć pod koniec sierpnia, miałam już nawet wszystko przygotowane, ale priorytetem było spisanie komentarzy na temat przeczytanych książek. O tym zestawieniu przypomniałam sobie na początku grudnia (co za ironia, lekko zakurzony temat na kurzącym się ostatnio blogu!), kiedy to uświadomiłam sobie, że mam (dosłownie) 2 cm wolnego miejsca na półkach, a żeby upchnąć książki zamówione na Gwiazdkę będę potrzebowała 20 cm! Różnica tylko pozornie wynosi zero... Ostatnie 1,5 roku - 2 lata były komfortowe jeśli chodzi o przechowywanie mojej powiększającej się, czytelniczej kolekcji, ale niestety to już przeszłość. Z jednej strony nadal będę stosowała metodę (w miarę) racjonalnych zakupów, ale zrozumiałam, że potrzebuję też innych działań, np. powinnam przyjrzeć się zbiorowi książek i pozbyć się tytułów, na których mi aż tak bardzo nie zależy (co prawda mam kawałek wolnej ściany, gdzie zmieszczą się dwie półki, ale zostawiam tę opcję na czarniejszą godzinę ;)). Myślałam, że książek w ogóle nieczytanych będę miała więcej i przejrzenie ich załatwi sprawę, ale okazało się, że nie tylko im będę musiała się przyjrzeć. Ech, łatwo nie będzie... I trochę szkoda mi ruszać moje pięknie ułożone półki... Jednak wizja wolnego miejsca działa na mnie jak marchewka na kiju, a poza tym reorganizacja półek kojarzy mi się z łamigłówką (a ja lubię zagadki ^_^), więc w sumie cieszę się na te zmiany :)
     
PS Macie w swoich biblioteczkach jakieś książki-rekordzistki, które długo czekają (lub czekały) na przeczytanie? A może znacie któryś z wymienionych powyżej tytułów i moglibyście podzielić się swoimi wrażeniami z lektury?

20 komentarzy:

  1. Z wyżej wymienionych czytałam tylko "Cień Wiatru", którego lektura zabrała mi trochę więcej czasu, jednak tę książkę wspominam bardzo dobrze. Bardziej preferuję jednak kolejny tom - "Grę Anioła". Genialna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego lektura "Cienia..." zabrała Ci więcej czasu? I w sumie dobrze wiedzieć, że jakby co, to są kolejne książki autora godne uwagi :) Z ciekawości zapytam jeszcze: "Gra Anioła" nawiązuje do "Cienia wiatru" fabułą, czy to osobna historia?

      Usuń
    2. W zasadzie to początkowo wydawała mi się nudna, czytałam ją bardziej z przymusu, byle dokończyć. Na szczęście końcówka mile mnie zaskoczyła i to głównie dzięki niej całkiem dobrze wspominam"Cień Wiatru" oraz sięgnęłam po kolejne książki tego autora. Odnośnie "Gry Anioła" i 3-tomu - "Więźnia Nieba". Są to różne historie, jednak ta sama Barcelona, ten sam Cmentarz Zapomnianych Książek i niektórzy bohaterowie, którzy łączą obie książki cienkimi nitkami. Ostatnia część mówi o rzeczach dziejących się między "Grą..." a "Cieniem...", ogólnie idealne dopełnienie na koniec, wszystko można sobie poukładać i zaspokoić ciekawość :) Trochę się rozpisałam, proszę mi wybaczyć mój fanatyzm. :D

      Usuń
    3. Akurat mi rozpisywanie się zupełnie nie przeszkadza, bo sama mam do niego skłonności ;) I dziękuję za wytłumaczenie sprawy z tymi książkami :)

      Usuń
  2. Ja czytałam tylko "Ojca chrzestnego" - to naprawdę dobra lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj też mam kilka takich baardzo zakurzonych książek... ale co, jak nowe ciągle napływają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wracasz do tych starszych, czy nowe mają pierwszeństwo jeśli chodzi o czytanie?

      Usuń
  4. Polecam jednak przeczytać "Cień wiatru" - genialna książka! Choć jak już mówiła Natalia P, "Gra Anioła jest ciekawsza! Mam nadzieję, że się jeszcze do Zafóna zabierzesz i Ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam się czuć, jak ostatnia osoba na świecie, która "Cienia wiatru" jeszcze nie czytała ;)

      Usuń
  5. Oj, u mnie tez się parę kurzy;) a "cień wiatru" przeczytaj, bo to wartościowa książka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam się już na "Cień..." psychicznie nastawiać (w sensie, że pozytywnie nastawiać), więc kto wie, może 2015 będzie rokiem wiatru? :)

      Usuń
  6. Cień wiatru leży sobie na pólce i czeka na swoją kolej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, czyli nie tylko u mnie czeka on na swoją "chwilę prawdy". Czy u Ciebie w tle też tłum skanduje "daj mu szansę, daj mu szansę!"? ;)

      Usuń
  7. Haha, a ja mam więcej nieprzeczytanych książek od Ciebie :D
    I na dodatek zawsze w tytułach pomijam słowo 'najbardziej' ;)
    A cień wiatru to akurat książka, której never ever nie przeczytam, choćby w niej recepta na szczęście była zawarta i numery totka na przyszły tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że mówisz o tych stosach romansów z wampirami, które chomikujesz pod łóżkiem na czarną godzinę? No cóż, jak nie będę miała co czytać, to wiem komu dom plądrować :)
      Yyyy... tego to nie załapałam :/
      Masz jakiś sensowny powód, czy to tylko bezsensowne uprzedzenia? (I tak, w tym momencie zaczęłam się zastanawiać, jak by Cię tu wmanewrować w czytanie "Cienia wiatru" :D)

      Usuń
  8. No bo napisałaś 'najbardziej zakurzone'; skoro te są najbardziej, to są też inne, mniej zakurzone, czyli ogólnie masz więcej niż 8 książek nieprzeczytanych. Ja nie przeczytawszy tego 'najbardziej' założyłem, że masz równo 8 nieprzeczytanych i dlatego tak pewnie się chwaliłem, że ja więcej nie przeczytałem :)
    A niechęć do zafrona nie jest subiektywna - taka niechęć jest nie do przezwyciężenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jest ich więcej niż 8, chociaż jakoś dokładnie nie mam ochoty liczyć ile. I nie myśl sobie, że się tak łatwo wywiniesz od plądrowania! ;)
      To się dowiedziałam! Zupełnie jak w przypadku "dlaczego moja data urodzin jest dziwna". Nie rozumiem tylko, dlaczego w ogóle poruszasz jakąś kwestię, skoro i tak nie zamierzasz zdradzać szczegółów?

      Usuń
  9. Nie lubię zafrona bo, zdaje mi się że jego fanem był jakiś laluś co miał czelność chodzić z dziewczyną, która mi się podobała. Jest jednak sprawiedliwość na świecie, on jest teraz łysy i gruby a dziewczyna jeszcze grubsza i bardziej łysa :)

    OdpowiedzUsuń