czwartek, 20 marca 2014

M.C. Beaton „Agatha Raisin i koszmarni turyści”

Ach, piękne wakacje na malowniczym Cyprze! Słoneczna pogoda, błękit nieba, plaże, a dla bardziej aktywnych - zabytki do zwiedzania. Byłoby jak w raju, gdyby tylko nie ci turyści: hałaśliwi, pretensjonalni, budzący nawet u spokojnych ludzi mordercze instynkty... Agatha, w myśl zasady: gdzie się ruszy - tam trup, ponownie trafia w sam środek kryminalnych wydarzeń. Teoretycznie ma u swego boku dzielnego mężczyznę do pomocy (ba! nawet dwóch - teoretycznie...), w praktyce: sama musi mierzyć się nie tylko z mordercą (czyhającym także na jej życie), męczącymi turystami, obezwładniającą, upalną pogodą, ale i przeraźliwą samotnością. Czy wyjdzie z tego cało?

◊◊◊

1. Przód okładki zaprojektowanej przez
RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego.
Głupie pytanie, pewnie że wyjdzie cało, w końcu są kolejne tomy (ech, mam ich jeszcze „po horyzont”... - co to za podupadłe morale?! Twardym trzeba być, a nie miatkim! ;)). Agatha na końcu tej opowieści jest tak samo cała i zdrowa, jak na początku. Przynajmniej na ciele, bo jej duch zdecydowanie zostaje nadwyrężony. Biedna ma naprawdę pecha, bo wyjazd na Cypr okazuje się zaprzeczeniem idealnych wakacji i jej marzeń o pojednaniu z „wyśnionym kochankiem”. Przy okazji: nie polecam tej książki na wakacyjny wypad na plażę, bo pomimo tematyki, klimat ma raczej depresyjny. „Studium samotności” to może zbyt szumne określenie, ale na skalę tej książkowej serii, w ramach tego, co proponuje nam autorka, to uważam, że to całkiem trafne określenie (translation: nie spodziewajcie się wielowymiarowej, pogłębionej analizy samotności, ani filozoficznych dywagacji na temat potrzeby bliskości, bo dostaniecie tylko jedną, osamotnioną „Rodzynkę”). Jeżeli jest w tej książce coś, co mi się podoba, to jest to nastrój kojarzący się z ciężkim powietrzem tuż przed burzą. Już same niewypowiedziane żale, zawieszone między Agathą i Jamesem, budują duszną atmosferę (przypominam, że Agatha przyjechała na Cypr za Jamesem Laceyem, po tym, jak on uciekł z Carsely po ich niedoszłym ślubie - patrz „Agatha Raisin i śmiertelny ślub”). Do tego dochodzi nieprzyjemne iskrzenie między szóstką dziwnych turystów z Anglii. Zbierające się ładunki elektryczne znajdują swoje ujście w niespodziewanym wyładowaniu - zbrodni popełnionej w trakcie zabawy w dyskotece. Zamieszana w morderstwo Agatha nie może opuścić wyspy. Z czasem, kiedy ponawiają się ataki na jej życie, Cypr staje się dla Raisin niczym ciasna klatka, po której niespokojnie kręci się w kółko. I choć pomruki burzy przetaczają się coraz częściej (a pioruny trafiają coraz celniej), ożywczy deszcz nie nadchodzi...

2. Przykładowa strona „Agathy Raisin
i koszmarnych turystów”.
Im bardziej wczytuję się w tę serię, tym mocniej dziwię się postępowaniu Agathy względem Jamesa. I nie rozumiem, jak można zakochać się w kimś takim, jak on. Chociaż to akurat od rozumu nie zależy, więc raczej powinnam stwierdzić: nie rozumiem, jak można chcieć być z kimś takim, jak Lacey. Czy Agatha dobrze się przy nim czuje, jako kobieta i przyjaciółka? Daje on jej tę czułość i ciepło, których ona jest tak spragniona? James jest na tyle zmysłowy i seksowny, żeby „Rodzynka” mogła zupełnie stracić dla niego swoje własne zmysły? Nie, nie i nie. Zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że Agatha tak bardzo boi się skonfrontować z myślą, iż nie ma nikogo, kogo mogłaby kochać, że ugania się za kimś tak nieodpowiednim jak James. I nawet jeśli on faktycznie należy do tych ludzi, którzy potrzebują trochę więcej czasu, aby poradzić sobie z własnymi emocjami oraz nauczyć się okazywać uczucia, to resztki mojej wyrozumiałości straciłam przy następującym telefonicznym dialogu A. & J.:
- Jak mogłeś mnie zostawić w takich tarapatach? - dodała z rozżaleniem na zakończenie.
- Zawsze wierzyłem, że poradzisz sobie w każdej sytuacji, Agatho. Poza tym doszedłem do wniosku, że lepiej ścigać przestępcę, który niszczy życie tysiącom ludzi, sprzedając narkotyki niż zabójcę jednej osoby.
- Ale mnie opuściłeś, wiedząc, że dwa razy mnie napadnięto. Mimo to wyjechałeś bez słowa.
- Masz racje, źle postąpiłem - przyznał ze skruchą. - Wrócę za kilka dni i złożę wyjaśnienia na policji.
- Och, Jamesie - westchnęła Agatha. Natychmiast mu wybaczyła.” (s. 223). Przyznacie, że to „urocze”: James znika bez słowa - bo wierzy w Agathę (nigdy jej tego nie powiedział!), woli ratować świat (wyobraźnia go ponosi...) niż być wsparciem dla kobiety, którą chciał poślubić. Zresztą, co się dziwić jego postępowaniu, skoro ona wybacza mu ot tak, chociaż facet nawet nie wysilił się na porządne przeprosiny? Śledzenie trudnej, toksycznej wręcz, relacji sprawia, że w moim odczuciu książka ta daleka jest od lekkiej i optymistycznej, wakacyjnej obyczajówki. A w powieści pojawiają się jeszcze inni mężczyźni, którzy oczarowują „Rodzynkę” (czytaj: zabawiają się jej kosztem, a w przypadku Charlesa - na jej koszt), co pogłębia tylko wrażenie duszności i klaustrofobii. Gdzież ta ożywcza burza?!

3. Tył okładki zaprojektowanej przez
RJ PROJEKT Roberta Jasińskiego.
Nie jest to przypadek, że informacje o wątku kryminalnym w „Agacie Raisin i koszmarnych turystach” zostawiłam na koniec wpisu. To trochę jak przy opisie składu produktu na jego opakowaniu, gdzie poszczególne składniki zaczyna się wymieniać od tego, którego jest najwięcej. Na niektórych herbatach „malinowych” (= o smaku malinowym) widnieje coś w stylu: hibiskus, jabłko, aromat, owoc maliny (5%). W tej książce wątku kryminalnego jest nieco więcej niż 5%, ale jest to i tak wartość na tyle mała, że możemy mówić raczej o powieści o smaku kryminału, niż powieści kryminalnej. Zaczyna się nieźle, pojawia się grupka dziwnych turystów, obserwujemy relacje między nimi - to wszystko dzieje się jednak jakby w tle, na dalszym planie. A im bliżej finału i znalezienia mordercy, tym robi się... absurdalniej. Obserwowałam wręcz z chorą fascynacją, jak ponosi autorkę wyobraźnia. Co ciekawe, w jakiś przedziwny sposób, głupie zachowanie mordercy oraz Agathy, pasuje do upalnego, dusznego nastroju całej opowieści. W sensie, że wygląda to, jak majaki przegrzanego na słońcu umysłu ;) Muszę przyznać, że pomysł na samą opowieść nie jest zły, nawet pojawiają się obiecujące elementy jak np. tajemnicze problemy Mustafy, znajomego Jamesa. Ciekawie zapowiadają się postacie inspektora śledczego Nyalla Pamira oraz Bilala - sympatycznego mężczyzny, który Agacie kojarzy się  z Billem Wongiem. Powraca nawet Charles Fraith, baronet poznany przez Raisin przy okazji jednej ze spraw („Agatha Raisin i zmordowani piechurzy”). Niestety, drzemiący w tych elementach potencjał nie zostaje przez M.C. Beaton w pełni wykorzystany.

Jest jeszcze jedna rzecz, która składa się na ten duszny, nużący nastrój opowieści: rozdziały są wyjątkowo długie - jak na tę serię i jak na książkę niewielkiej objętości (np. rozdział VI ma 51 stron, cała książka - 240). Nie zwróciłam uwagi, jak było w poprzednich tomach serii, ale przy „Agacie Raisin i koszmarnych turystach” taki podział treści mi trochę przeszkadzał. Jakby spowalniał akcję i dłużyło mi się przez to doczytywanie do końca rozdziału (nie lubię przerywać czytania w jego trakcie). Na plus mogę zaliczyć krótkie wstawki „z przewodnika” na temat miejsc, zabytków na Cyprze, które napotyka na swej drodze Agatha. Czasami są one tak wkomponowane, że któraś z postaci czyta przewodnik i wypada to całkiem naturalnie np. kiedy robi to Charles: „Jaka długa historia! (...) I tak dalej. Nudy na pudy! Do ósmego wieku Salamis pozostało największym centrum handlowym. Urosło do rangi najznaczniejszego miasta na Cyprze. Bito tu nawet własną monetę. Podbili go Persowie, a dwa wieki później Aleksander Wielki. Oblężone po jego śmierci. Czy chwytasz cokolwiek z tego nudziarstwa, Agatho? Uważaj na ciężarówkę [Raisin prowadziła samochód]. Ponownie rozkwitło w czasach bizantyjskich. Zburzone przez trzęsienie ziemi i falę tsunami. (...) Resztę sama sobie przeczytaj.” (s. 170-171).  To miły akcent, nadaje wakacyjnego charakteru i odrobinę przybliża czytelnikowi miejsce akcji, czyli Cypr. Książka dostaje ode mnie ocenę 3/5 - bardziej za potencjał niż za realizację pomysłu. Wydanie, w moich oczach, wypada nieco lepiej od treści, stąd ocena 4/5. Podoba mi się ten słoneczny odcień żółtego, fajnie wycieniowany, co nadaje okładce „świetlistości” (patrz zdjęcie nr 1. i 3.). Grafika też jest dobrze dobrana.


autor: M.C. Beaton
tytuł: Agatha Raisin i koszmarni turyści
tytuł oryginalny: Agatha Raisin and the Terrible Tourist
tłumaczenie: Monika Łesyszak
seria: Seria kryminałów (tom 6)
wydawca: Wydawnictwo Edipresse Polska SA
projekt okładki: RJ PROJEKT Robert Jasiński
oprawa: miękka
wymiary: 17,8 × 11 × 1,7 cm
liczba stron: 240
waga: 178 g
cena: 13,99 zł
moja ocena treści: 3/5
moja ocena wydania: 4/5

PS Ostatnie zdanie z tej książki - dla miłośników tychże: „Potem [James] zatrzasnął drzwi z taką siłą, że obudził psa na farmie na wzgórzu, który zaczął wściekle ujadać.” (s. 236). To mi się akurat wydaje ciekawe, co też mogło aż tak wyprowadzić z równowagi Laceya, że stać go było na tak ekspresyjne zachowanie. Oczywiście ja wiem, co. I oczywiście Wam nie powiem :P No i po co ta nadąsana mina? Krokusiki na zgodę?:


Na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego z opisaną tu książką, ale przecież są one w kolorze okładki! Cóż za głębokie nawiązanie, wiem ;) A może to okładka jest w kolorze krokusów? Tak swoją drogą: czy na Cyprze rosną krokusy? Hmm...

4 komentarze:

  1. Jedna Agata i dwóch facetów na wspólnych wakacjach? Hoho, całkiem ciekawie się ta książka zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i ciekawie, acz finalnie wypada to raczej depresyjnie - piękny przykład na to, że czasem dwóch facetów, to o dwóch za dużo ;)

      Usuń
  2. Kiedyś miałam wielką ochotę zakupywać wszystkie książki tej serii.
    Po przeczytaniu pierwszej recenzji, która pojawiła się już, nawet nie wiem na jakim blogu, zaprzestałam z tym pomysłem. Wolę o niebo bardziej być pewna wydanych pieniędzy - z kryminałów chętnie czytuję Agatę (lecz nie bohaterkę, lecz sama autorkę) Christie! Polecam Ci ją!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agathy Christie przeczytałam swego czasu chyba wszystkie książki (nawet romanse), a to za sprawą koleżanki mojej mamy, która je zbierała i mi je uprzejmie pożyczała - bardzo miło wspominam te kryminały (uwielbiam Herculesa!). A co do Agathy Raisin to przyznam, że pomimo iż w większości to średnie książki, to w jakiś sposób i tak je lubię - mnie samą to dziwi :) To chyba taki mój dystansowacz i czasoumilacz :) I wydaje mi się, że stosunek ceny do jakości też nie jest zły, na pewno bym nie kupowała tych książek gdyby kosztowały drugie tyle.

      Usuń