środa, 28 maja 2014

Iwona Taida Drózd „Aisha i wąż. Baśnie arabskie”

Moja fascynacja baśniami narodziła się jeszcze w czasach przedczytelniczych, kiedy byłam małą K. (a nawet „k” ;)), potrzebującą tłumacza w kontaktach z książkami, kogoś kto już tajemną sztukę składania liter posiadł. Od tego czasu, w baśniach urzeka mnie niezmiennie połączenie barwnej, fantastycznej formy tych opowieści z zawartym w nich morałem, mądrością. Poza tym, jest to rodzaj historii, który w ciekawy sposób przybliża symbole kultury, elementy wspólne dla pokoleń zamieszkujących dany region. Baśnie to możliwość przyjrzenia się swoim własnym korzeniom kulturowym, ale także sposób na poznanie z tej perspektywy innych zakątków świata. Zbiór „Aisha i wąż. Baśnie arabskie” zabiera nas w podróż na Bliski Wschód, a dokładnie na Półwysep Arabski, nad Zatokę Perską. Podróż niezwykłą, czy banalną? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w tym wpisie. Zapraszam do czytania ^_^
 
◊◊◊
 
1. Na okładce wykorzystano ilustrację z
baśni „Dlaczego kury nie potrafią fruwać”
(patrz też zdjęcie nr 16.).
Pierwsze, co rzuca mi się w oczy przy „Aishy i wężu” to jej... waga. Duża (według wagi kuchennej - 791 g) i nieproporcjonalna do niewielkiego formatu książki (19,8 × 17,6 × 2,4 cm). Niby drobiazg, ale sprawiał, że wygodne ułożenie się z książką do czytania wymagało trochę akrobacji. Dla mnie to minus - jak wszystko, co rozprasza mnie przy lekturze. Rozumiem, że twarda okładka i kartki z porządnego papieru swoje ważą - ale czy naprawdę ładny wygląd musi być kosztem wygody czytania? Wspomniany format książki wydaje mi się, jak na zbiór baśni, nietypowy. Początkowo zastanawiałam się, czy piękne ilustracje Ufuk Kobaş Smink nie wyglądałyby lepiej na większych stronach, ale z czasem doszłam do wniosku, że przy obecnej wielkości „Aishy i węża” też się dobrze prezentują. Jest bowiem coś urzekającego w formie tej książki i jej kształcie zbliżonym do kwadratu. Wygląda poręcznie (no bo ta waga...) - przynajmniej, kiedy czyta się samemu. Nie wiem na ile jest poręczna, gdy ma się rozbrykane dziecko przy boku (ewentualnie rozkojarzonego dorosłego ;)), więc chętnie usłyszę o Waszych doświadczeniach związanych z czytaniem „Aishy i węża” we dwoje :)
 
2. Ilustracja do baśni „Jak lis zyskał złą sławę”
(patrz też zdjęcie nr 18.).
Lis to cwaniak w każdym zakątku świata ;)
No dobrze, siedzimy już wygodnie z książką przygotowaną do czytania. Tak wiem, ilustracje są bardzo ładne, ale o nich troszkę później, obiecuję :) Skupmy się przez chwilę na treści. „Aisha i wąż” zawiera dwadzieścia cztery baśnie, słowniczek z trudniejszymi pojęciami i znaczeniem imion, posłowie i parę słów o autorce i ilustratorce (skrupulatnie dodam, że także spis treści, podziękowania i przeuroczą dedykację: „Mikołajowi, źrenicy mojego oka i Jackowi, duszy mojej duszy” (s. 5) ^_^). Iwona Taida Drózd, jak tłumaczy w posłowiu, od prawie ćwierć wieku mieszka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i właśnie tam gromadziła opowieści do tego zbioru. Bardzo podoba mi się to, że zbierała je bezpośrednio - od znajomych, ich krewnych, którzy opowiadali jej baśnie przekazywane z pokolenia na pokolenie w ich rodzinach. Daje to uczucie bycia blisko źródła i poczucie, że te baśnie nie są tylko reliktem przeszłości (choć, jak pewnie wszędzie, zwyczaj opowiadania ich zanika (zanikł?) także na Bliskim Wschodzie). Pani Drózd w zbiorze umieściła te historie, które podobały się jej najbardziej, co jednak niewiele mówi czytelnikowi o kluczu ich doboru (autorka nie zdradza, co dokładnie w baśniach lubi, co szczególnie przykuwa jej uwagę), ani o tym, na ile są reprezentatywne dla rejonu, z którego pochodzą. Trzeba jednak przyznać, że są różnorodne i wydaje mi się, że dają jakieś pojęcie o motywach pojawiających się w baśniach arabskich.
 
3. „Zły wilk”, czyli lampart z „Jak koziołek
Tahr naprawił swój błąd”.
Lektura „Aishy i węża” to dobry sposób na przybliżenie (zwłaszcza najmłodszym) stylistyki Bliskiego Wschodu, świetny pretekst do opowiedzenia o odmiennej kulturze i religii. Przedstawione baśnie łączą elementy znane z nowymi: ludzie mają podobne do naszych problemy (wydaje mi się, że mimo upływu lat, w baśniach można odnaleźć wciąż aktualne wątki, lub ewentualnie nadać im nowe znaczenie), ale m.in. ubierają się inaczej, inne rzeczy jedzą oraz znajdują się w innym otoczeniu - przy czym krajobraz jest nie tylko pustynny. To, co mnie zaskoczyło, to pojawienie się motywów morskich i poławiaczy pereł! Jakoś wcześniej nie zauważyłam, że Półwysep Arabski ma długą linię brzegową... W świecie zwierząt też występują znane-nieznane detale: na kozy poluje nie wilk, a lampart, lisy to nie „nasze” rudzielce, tylko ich pustynni krewni, a w przypadku psów pojawia się saluki - chart pustynny (ponoć najstarsza rasa psa na świecie). Z przyjemnością zanurzałam się w te barwne szczegóły, cieszyłam się po prostu jak dziecko :)
 
4. Ilustracja do baśni „Ojcowskie rady
(patrz też zdjęcia nr 6., 15. i 22.).
Zraniony paluszek najlepiej opatrzyć
świeżym, baranim łojem...
A skoro przy temacie dzieci jesteśmy, to wydaje mi się, że to one są głównie odbiorcami tego zbioru (co dla mnie wcale nie jest takie oczywiste, bo nie traktuję baśni jako opowiastek tylko dla najmłodszych). Przemawia za tym fakt, że poszczególne historie są dość krótkie i morał jest w nich mocno zaakcentowany. Do tej długości (krótkości raczej) mam trochę żalu i nawet nie chodzi mi tu o faktyczną ilość użytych przez autorkę słów, co o pozbawienie baśni bajania. Nie ma snucia opowieści ani budowania napięcia narracją. Dostajemy jakby wyciągniętą esencję, najważniejsze wydarzenia z podkreślonymi detalami charakterystycznymi dla kultury Półwyspu Arabskiego. I owszem, jest to ciekawe, ale w moim odczuciu bardziej przypomina bajeczki niż baśnie. Może takie było założenie (to ukierunkowanie na młodszych czytelników), ale uważam, że książka by zyskała, gdyby była bardziej taką, do której się dorasta, niż taką, z której się wyrasta. Dodam, że o tym, iż pani Drózd umie zajmująco bajać, świadczy bardzo fajne posłowie przez nią napisane. Więc mogło być tak pięknie... Lubię jak baśnie zawierają jakieś przesłanie, jednak czytając „Aishę i węża” miałam momentami wrażenie, że nacisk na morał jest zbyt duży, że po prostu wszystko MUSI prowadzić do przyswojenia jakiejś nauki. Nie wiem, czy nie przesadzam, ale trąciło to chwilami natrętnym moralizatorstwem i brakowało mi odrobiny oddechu, dystansu. Pewna powaga może być związana ze specyfiką tych baśni arabskich, bowiem jak tłumaczy autorka, one nigdy „(...) nie podważają niepowtarzalności i unikalności Allacha. Przedstawione w nich jest absolutne oddanie i posłuszeństwo Bogu oraz wiara, że nic bez jego postanowienia nie może się wydarzyć. (...) Ponadto opowieści te w prosty i zrozumiały dla każdego sposób objaśniają różne skomplikowane zjawiska natury - a objaśnienia te są uznane i całkowicie akceptowane przez muzułmanów.” (s. 304-305). Jest to dla mnie bardzo interesujące ze względów poznawczych, ale jednocześnie sprawia, że zwykłe cieszenie się tymi baśniami wydaje się być wręcz niestosowne. Jako plus, w przesłaniu tych opowieści, mogę zaliczyć to, że „te złe” postacie dostają szansę na zmianę. To nie kara jest dla nich końcem, ale zrozumienie swojego błędu i rozpoczęcie pracy nad tym, aby być lepszym człowiekiem. Pozytywne i po prostu świetne przesłanie.
  
5. Hasło brzmi: Phoolan, Phoolan, sunehri sona bal!
Naszyjnik Phoolan i kwadrat w narożniku ilustracji są złocone.
Jest w tej książce coś, co zapewne przypadnie do gustu także starszym czytelnikom: możliwość wyłapywania podobieństw do „naszych”, europejskich baśni. Uważam co prawda, że autorka zbyt daleko idzie w wyciąganiu wniosków, bowiem stwierdza, że źródłem tych baśni jest Bliski Wschód, a na tereny Europy dotarły one wraz z kupieckimi karawanami. Nie podaje jednak, poza podobieństwem motywów, żadnych dowodów na taki kierunek rozprzestrzeniania się opowieści. Nie zamierzam się kłócić, kto był pierwszy, ale z tego, że w dwóch grupach występują podobne baśnie, można co najwyżej wyciągnąć wniosek, że grupy te miały styczność (po uprzednim odrzuceniu hipotezy, że możliwe jest niezależne wytworzenie się podobnych wątków w dwóch odseparowanych społecznościach). Przepływ inspiracji prawdopodobnie był obustronny, a Beduini nie tylko rozwozili wraz z towarami swoje opowieści, ale i z podróży przywozili nowe baśnie. Możliwe, że przykładem tego ostatniego jest „Phoolan i maharadża” (patrz zdjęcie nr 5.), w której tytułowa dziewczyna zostaje uwięziona w wieży, a jej długie włosy robią za drabinkę do tej wieży. Dodam: włosy koloru blond (!). Oprócz nawiązań do historii Kopciuszka, czy księcia zaklętego w żabę (tu: w węża), udało mi się wychwycić też inne podobieństwa np. baśń „Abbas”, o dziecku podmienionym na dżinna przypomina mi analogiczną opowieść, choć z bardziej swojskimi krasnoludkami zamiast dżinnów. „Warda” (patrz zdjęcia nr 7. 8. i 19.) i dziewczyna uwięziona w skórze charta przywodzą mi na myśl „Królewnę Fokę” (szkocką baśń ze zbioru „Bajarka opowiada”). Natomiast „Jak wielbłąd dał nauczkę lisowi” (patrz zdjęcia nr 13. i 14.) wyzwala w mej pamięci wspomnienie historyjki o leniwym pasikoniku i pracowitej mrówce.
  
6. Ilustracja do „Ojcowskich rad”
(patrz też zdjęcia nr 4., 15. i 22.) - baśni,
która zagrała na mojej „cholerycznej żyłce” ;)
Baśnie w „Aishy i wężu” są pozbawione drastycznych scen znanych choćby z opowieści zebranych przez braci Grimm - żadnego ucinania paluszków, aby wbić stópkę w pantofelek, ani takich tam. Są za to elementy regionalne, które wymagałyby wyjaśnienia, w przypadku czytania baśni dziecku, z których najbardziej drastyczny jest chyba wątek zabójstwa niezamężnej kobiety, która jest w ciąży, po to, aby hańba nie okryła całej rodziny. Do zabójstwa nie dochodzi (ciąży jako takiej też nie ma), ale i tak jest to mało przyjemny fragment „Czterech czerwonych jajek”. W zbiorze znalazłam trzy baśnie, których morał i przesłanie mi się nie podobają. „Ojcowskie rady” (patrz zdjęcie nr 4., 6., 15. i 22.) poza obrażającą mnie sugestią, że kobiety nie potrafią dotrzymywać sekretów (wypraszam sobie, nigdy paplą ani plotkarą nie byłam!), są wręcz ksenofobiczne poprzez sugerowanie, że tylko rodzinie można ufać, a obcy na pewno cię zdradzi. Ograniczone zaufanie wobec nieznajomych - w porządku, ale nie przemawia do mnie wizja rodziny, którą ma jednoczyć niechęć wobec innych, strach przed ludźmi z zewnątrz. Uważam, że ta baśń jest pełna szkodliwych stereotypów i fałszywych przekonań na temat rzeczywistości, ponieważ nie każdy obcy musi się okazać złym człowiekiem oraz nie każdemu krewnemu można bezwzględnie zaufać (i nie każda kobieta zdradza cudze sekrety!) - dla mnie to zbyt duże uproszczenie i uogólnienie. Zastrzeżenia mam także do baśni „Brzydal Saber” - jak można sugerować, że ludzie brzydcy mają w społeczeństwie pełnić rolę straszaka na niegrzeczne dzieci?! Saber był pracowity i miły, ale niestety urodą nie grzeszył. Był też samotny i chciał mieć przyjaciół. Początkowo myślałam, że inni go docenią, bo wykaże się swoimi zaletami, a puenta będzie taka, że nie można oceniać innych tylko po wyglądzie. Naiwna byłam! Saber zyskuje akceptację (trudno tu mówić o przyjaźni...) ludzi, bo okazuje się, że świetnie straszy nieposłuszne dzieci - i to np. grożąc im, że je utopi! To wszystko jest dla mnie jakoś mało wychowawcze i smutne... Nie rozumiem też przesłania „Skąd się wzięły owce”. W tej opowieści, kozy, które chciały lepszego jedzenia (zamiast twardych liści i suchych gałązek), wspięły się na szczyt góry, gdzie rosły smaczne roślinki. Zostały ukarane i zamienione w owce (zostały obarczone ciężką wełną). Puenta tej baśni brzmi: „Każdy powinien cieszyć się z tego, co ma (...). Kto zazdrości innym tego, co przeznaczył im Allah [kozy niby zazdrościły szczytów gór sokołom], poniesie karę i zamiast oczekiwanych zysków, będzie miał straty.” (s.266). Zazdrość, zachłanność są złe; rozumiem nawet ideę pokornego znoszenia cierpienia i przeciwności losu, ale te kozy tylko chciały lepszego jedzenia niż suche badyle, które miały do dyspozycji - czy chęć poprawienia warunków bytowych to aż taka zbrodnia?! Jeżeli chęć zmiany kształtu naszego życia na lepsze jest zła i wbrew woli Boga, to chyba wszystkie te zmiany negatywnych bohaterów baśni zawartych w „Aishy i wężu” też powinny być potraktowane jako niewłaściwe - bo może chcąc być lepszymi ludźmi sprzeciwiają się swojemu powołaniu i przeznaczeniu? To trochę takie pytanie z przymrużeniem oka i pewnie łatwe do obalenia jakimś stwierdzeniem typu „nikt nie jest powołany do bycia złym, a stawanie się lepszym jest obowiązkiem człowieka”, ale i tak uważam, że „Skąd się wzięły owce” ma dziwne i wątpliwe przesłanie.
  
Czas na obrazki (a raczej: na więcej obrazków, ponieważ powyżej mieliście już okazję zobaczyć kilka) ^_^ Ilustracje do tej książki wykonała malarka i graficzka tureckiego pochodzenia - Ufuk Kobaş Smink. Przyznam, że bardzo mi się podobają, są barwne, oddają ducha baśni i klimat Bliskiego Wschodu. I nie są infantylno-kiczowatymi potworkami, którzy niektórzy pakują do książeczek dla dzieci! Podoba mi się też wykorzystanie przez ilustratorkę techniki kolażu. Niektóre obrazki zostały wzbogacone o złocenia - zazwyczaj w ten sposób podkreślono jakiś detal, a chyba tylko dwa „kapią złotem” - jednym z nich jest ilustracja do „Wardy” (patrz też zdjęcie nr 19.):
 
7. Po lewej stronie jest syn szejka z, jakkolwiek dziwnie to brzmi, swoją żoną na smyczy. Baśń „Warda”.
 
Na tym zdjęciu widać, który element jest złocony:
  
8. Czyżby stąpali po złocistym piasku? Baśń „Warda”.
 
Akcentowanie złoceniem pojedynczych szczegółów wydaje mi się dobrym rozwiązaniem, ponieważ daje elegancki efekt, bez uczucia przesady. Jednym z moich ulubionych przykładów tego akcentowania jest złota sieć na ilustracji do „Podwodnego świata” (patrz też zdjęcie nr 23.):
  
9. Rybki z „Podwodnego świata”.
  
10. Piękna, choć niebezpieczna złota sieć. Uciekaj rybko!
Baśń „Podwodny świat”.
 
Podoba mi się też złociste słońce, wokół którego tańczą (jeszcze białe) flamingi w baśni tłumaczącej skąd się wziął ich słynny róż, czyli „Dlaczego flamingi są różowe”:
  
11. Tańcz flamingu, tańcz. Rycz maleńka rycz.
Baśń „Dlaczego flamingi są różowe”.
 
12. Słońce, w promieniach którego wygrzewały się ptaki w
opowieści tłumaczącej „Dlaczego flamingi są różowe”.
 
Oprócz dużych ilustracji - na całą stronę (od dwóch do czterech na każdą baśń) - w książce „Aisha i wąż” można znaleźć też obrazki mniejszego formatu (zwane przeze mnie „połówkami”, bo mniej więcej tyle zajmują miejsca na kartce). Uroczy jest m.in. pustynny lisek z „Jak wielbłąd dał nauczkę lisowi”, choć przyznam, że nie jestem pewna, czy to na prawo to jego ogon, czy może (w rytm kankana) zwierz prostuje (że niby taki wykop robi) tylną, lewą łapę ;D
 
13. Lisek cwaniak stał się przykładnym obywatelem.
Takie rzeczy chyba tylko w baśniach się zdarzają?
A konkretnie w „Jak wielbłąd dał nauczkę lisowi”.
 
14. O, tutaj też się coś błyszczy!
Piasek? Kłoda? Poduszka? Grzęda? Pojęcia nie mam...
Baśń „Jak wielbłąd dał nauczkę lisowi”.
 
W książce można spotkać jeszcze inne kompozycje tekstu i obrazu. Te strony z parą wielbłądów to ciekawy przykład dominacji tego ostatniego nad skromnym słowem:
 
15. Kolejna ilustracja z „Ojcowskich rad” (patrz też zdjęcie nr 4.,6. i 22.).
Turkusowy wielbłąd wygląda ślicznie, baśniowo i trochę jak fatamorgana :)
 
Przy okazji kolejnego zdjęcia zawartości zbioru baśni „Aisha i wąż”, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na jeszcze jedną rzecz. Zauważcie, jak zaplanowano układ tekstu (za łamanie komputerowe odpowiedzialna jest Iwona Rybczyńska, więc zakładam, że to ona odpowiada za taki wygląd stron):
 
16. Kura-nielot i fantazyjne ptaki bujające w przestworzach dla kontrastu jej przyziemności,
czyli oprawa opowieści „Dlaczego kury nie potrafią fruwać” (patrz też zdjęcie nr 1.).
 
Na powyższym zdjęciu tekst wygląda jeszcze nieźle, głównie dlatego, że jest obok ilustracji i ładnie przylega do opływowego kształtu kurzej piersi ;) A co się stanie, kiedy zabierzemy ze strony obrazki?
  
17. Fragment „Brzydala Sabera”. Ten ładny inaczej.
Jak na dłoni widać, że tekst nie jest wyjustowany. Prawy brzeg wygląda po prostu niechlujnie, co kontrastuje ze starannym wydaniem całej książki. Może to i kolejny drobiazg, którego się idiotycznie czepiam, ale naprawdę przeszkadzało mi to podczas zagłębiania się w świat baśni. Wzrok mi się haczył o te strzępy i psuło mi to płynność czytania, co z kolei przeradzało się w bulgocząca wewnątrz mnie irytację. Zastanawiałam się, czy brak justowania to może celowy zabieg, ale nie potrafię powiedzieć czemu miałby służyć. Taki swobodny układ tekstu ma może sens w przypadku tych stron, gdzie treść przepleciona jest małymi obrazkami (patrz poniżej), ale w innych przypadkach wygląda to po prostu nieestetycznie (dobrze widać to na zdjęciu obok, a także na fotografii nr 7.).
  
18. Przykładowe strony baśni „Jak lis zyskał złą sławę” (patrz też zdjęcie nr 2.).
 
19. Przykładowe strony baśni „Warda” (patrz też zdjęcia nr 7. i 8.).
To coś na misce to chyba daktyle (miodowe ciasteczka?), choć ja początkowo myślałam, że pączki ;)
 
Właśnie zauważyłam, że powyższe zdjęcie to dla mnie okazja do wspomnienia o jeszcze jednym irytującym drobiazgu. W tekście na stronie 145 można zauważyć imię „Khalif”. Ze słowniczka na końcu książki dowiadujemy się nie tylko tego, że znaczenie tego imienia brzmi „następca”, ale także iż jego transkrypcja polska brzmi „Chalif”. Ponoć „W książce pisownia imion bohaterów baśni jest taka, jakiej używa się w krajach Bliskiego Wschodu, a więc podana według transkrypcji angielskiej.” (s. 297). Nie mam podstaw, żeby podważać wiarygodność autorki, ale wydawało mi się, że językiem urzędowym w Zjednoczonych Emiratach Arabskich jest język arabski i takiż alfabet. Hmm..? Pisownia tych imion to naprawdę minimalna wada i bardziej mój prywatny foch, bo do szału mnie doprowadza, jak w Polsce nie stosuje się transkrypcji (np. nazwisk sportowców, artystów zza naszej wschodniej granicy) polskiej, tylko angielską. Rej to powinien w nas rzucać tymi gęsiami (i to faszerowanymi kamieniami), to może byśmy się nauczyli szacunku i dumy z ojczystego języka, która w moim odczuciu przejawia się także w takich szczegółach jak transkrypcja imion i nazwisk. Osobną kwestią jest chyba nie najlepszy układ pojęć i imion w słowniczkach - według kolejności występowania w książce. Czytając baśń ze środka zbioru, nie pamiętałam, czy dane słówko już było, więc i tak musiałam przejrzeć całą listę pojęć. Chociaż prawdę mówiąc, to często zwyczajnie nie chciało mi się przerzucać ciężkich stron, aby zerknąć do słowniczka...
 
Ech, czas zanurzyć się w chłodnych wodach oceanu dla ostudzenia emocji (choć woda na Bliskim Wschodzie może być mniej chłodząca niż nasz poczciwy Bałtyk ;)):
  
20. „Jak powstał ocean”? Oto jest pytanie!
 
No, pomogło :) Dorzucę więc jeszcze garść słodkich rysuneczków, wraz z buziakiem (takim posłanym z dłoni, więc nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo czego!) dla tych, co jakimś cudem doczytali do tego miejsca wpisu ;)
  
Portret arabskiego Quasimodo prezentuje się następująco:
  
21. Jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz. Dosłownie.
Obrazek z baśni „Brzydal Saber”.
 
Ilustratorka często wkleja (na swoich kolażach) zwierzętom ludzkie oczy, co daje ciekawy efekt. Ta owca zyskała przez to niezwykłą wymowność spojrzenia:
  
22. To znowu ilustracja z „Ojcowskich rad”
(patrz też zdjęcia nr 4., 6. i 15.).
Nie zdawałam sobie sprawy, że tyle zdjęć zrobiłam
tej nielubianej baśni...
 
Na ten wzorek u dołu strony zwróciłam uwagę, bo skojarzył mi się z pieczątkami z ziemniaków, które robiłam na plastyce w szkole podstawowej (choć akurat nie pamiętam, żebym rybki wycinała):
  
23. Rybia wataha z „Podwodnego świata”
(patrz też zdjęcia nr 9. i 10.).
 
A czyj to czub zerka na nas zza węgła?
  
24. Najskromniejsza ilustracja w całej książce,
ale i tak zapadła mi w pamięci :)
Baśń „Hind i kogut”.
 
Koguta, który na tej ilustracji puszy się wręcz jak paw, choć w sumie to sympatyczny zwierz:
  
25. Baśń „Hind i kogut”. To jest oczywiście kogut,
Hind to dziewczynka, której on pomaga.
 
26. Tył okładki „Aishy i węża”.
Książka „Aisha i wąż. Baśnie arabskie” dostaje ode mnie dwie oceny 4/5 - za treść i wydanie. Dobrze się bawiłam podczas jej czytania (choć tworzenie tego wpisu dało mi trochę w kość...), jednak różne, drobne zastrzeżenia sprawiły, że w moim odczuciu trochę jej brakuje do doskonałości. Kolejny tom z tej serii („Baśnie świata”), który czeka na przeczytanie to „Bezpowrotna góra. Baśnie japońskie” - mam nadzieję, że będzie mi się podobał co najmniej tak samo, jak wyprawa na Bliski Wschód z duetem Iwona Taida Drózd - Ufuk Kobaş Smink ^_^
 
Na trop tej książki i serii trafiłam za sprawą wpisu na blogu Poczytajki - dziękuję!
  
  
  
  
autor: Iwona Taida Drózd
tytuł: Aisha i wąż. Baśnie arabskie
seria: Baśnie świata
wydawca: Media Rodzina
ilustracje: Ufuk Kobaş Smink
oprawa: twarda
wymiary: 19,8 × 17,6 × 2,4 cm
liczba stron: 312
waga: 791 g
cena: 49,00 zł*
moja ocena treści: 4/5
moja ocena wydania: 4/5
 
* Jest to cena okładkowa, mi udało się dostać tę książkę za 36,66 zł :)

PS Przy notatkach na temat autorki i ilustratorki są ich portrety - podoba mi się to, że są namalowane, ponieważ dzięki temu pasują do szaty graficznej książki:
  
27. Autorka „Aishy i węża”, Iwona Taida Drózd.
  
28. Ilustratorka „Aishy i węża”, Ufuk Kobaş Smink.
Inne jej prace można zobaczyć m.in. na:
 www.ufukkobas.com.

19 komentarzy:

  1. Łee, tylko 24 baśnie? Ja przeczytałem tysiąc z małym hakiem, również z tamtych rejonów świata. Jestem trochę zdziwiony właśnie tym, że te omawiane przez Ciebie bajeczki są takie ugrzecznione. 10o0 i 1 nocy były miejscami całkiem soczyste, np o tym rzeźniku, co podglądał niedźwiedzia zabawiającego się z jedną laską.
    Aha, i bardzo mi się podobało to zdanie, że się do jakiś książek się dorasta a nie wyrasta. Zapożyczę je sobie przy pierwszej okazji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, baśni dla dorosłych akurat nie miałam pod ręką - z drugiej strony, to nie wiem, czy chciałabym przed snem czytać o niedźwiedziu i jego zabawach, eee... grali w szachy?
      Pożyczalski się z Ciebie zrobił :) Tylko masz mi ładnie zacytować, że to ja Cię wspaniałomyślnie natchnęłam!

      Usuń
  2. Nie, nie w szachy ;) To nie była wersja dla zwyrodnialców, tylko taka normalna. Ja z dwojga złego wolałem już czytać o jurnym misiu, niż te okropne wymysły braci grimm. Teraz, dzięki Aiszy wiem, że Arabowie mają też wersję bajek dla dzieci. Zaraz, czy ta Aisza to aby nie ta z tej fantastycznej piosenki Piaska???
    Twój tekst zamieszczę z wsteczną datą, w ten sposób wszyscy wezmą mnie za jego autora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie było szachów to znaczy, że TO BYŁA wersja dla dzieci - z szachami to dopiero jest akcja w tej opowieści o zabawowym misiu :) Nie jestem pewna, co bardziej może przeorać psychikę: jurny miś, czy bracia G.?
      Chyba polska wariacja Piaska na temat piosenki o Aiszy.
      Mój tekst jest zbyt genialny, żeby ktoś uwierzył, że jest Twojego autorstwa, więc żadne fałszowania dat nie pomogą ;P

      Usuń
    2. Jedno dobre słowo Ci się powie a Ty od razu gwiazdorzysz o genialnych tekstach :p
      Ja też nie wiem, które baśnie mają gorszy wpływ na psychikę niewinnego dziecka, tak czy siak mi czytano obie :( Jeżeli kiedyś jeszcze raz będę młody, to będę chciał, żeby mi czytano Aiszę właśnie. Albo 'baśnie z wyspy lanka', o!

      Usuń
    3. No patrz, woda sodowa uderzyła mi do palmy, która mi odbiła ;P Od dziś już tylko "ą" i "ę" i nie zadaję się ze zwykłymi śmiertelnikami!
      Ooo, to mieszanka wybuchowa faktycznie, no aż mi się żal Ciebie zrobiło... Ale nigdy nie jest za późno, żeby sięgnąć po coś bardziej pozytywnego, po taką "Aiszę..." chociażby, by wykrzesać w sobie trochę uśmiechu dziecka :)
      Cóż to za tajemnicza wyspa?

      Usuń
    4. Co? Nie znasz 'baśni z wyspy lanka'? Nie rozmawiam z Tobą już więcej!
      Skoro aisza Ci się podoba, to po lance nie będziesz mogła wyjść z podziwu, jakie ładne są bajki na świecie i jakie są ilustracje i wszystko. Chociaż ostatni raz czytałem je chyba w tamtym tysiącleciu, więc moje poglądy mogą być nieco na wyrost.

      Usuń
    5. Zabawne, że początkowo słowo "Lanka" skojarzyło mi się z jakąś zamgloną, skandynawską wyspą ;) A okazało się, że chodzi o "dawny Cejlon", co do którego mam ogromny sentyment, bo to źródło pysznej herbaty :) Mam nadzieję, dorwę tę książkę w swoje łapki!

      Usuń
    6. To właśnie tam jest lanka :)
      Widząc Twoje zamiłowanie do bajek, zwłaszcza tych ilustrowanych, to raczej Ci się podoba :)

      Usuń
  3. Świetna recenzja :) A te bajki wydają się całkiem ciekawe i takie egzotyczne. Ten morał "Ojcowskich rad" i tej baśni o kozach rzeczywiście taki niezbyt, a z tym brzydalem... Może sens miał być taki, że nawet jeśli wyglądasz jak Quasimodo, możesz się do czegoś przydać? xd

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ten egzotyczny klimat Bliskiego Wschodu sprawia, że nawet znane opowieści (jak o Kopciuszku, czy Roszpunce) czyta się z przyjemnością. Może o to chodziło z brzydalem Saberem, ale i tak jakoś mi go szkoda, wzrusza mnie biedaczek po prostu.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam wszelkiego rodzaju baśnie. Przede mną baśnie arabskie, afrykańskie i latynoamerykańskie:) Piękne ilustracje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe i różnorodne wyprawy Ci się szykują :) Za mną dopiero baśnie arabskie, ale gdzieś tam mam w planach zwiedzenie z baśniami całego świata (a przynajmniej wszystkich kontynentów) :)

      Usuń
  6. Piękne ilustracje. Chciałabym przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że piękne. I piękny przykład na to, że w książce z baśniami mogą być artystyczne ilustracje, a nie tylko "cosie" kopiujące styl amerykańskich kreskówek.

      Usuń
  7. Uwielbiam baśnie, legendy i mity. W zeszłym roku miałam fantastyczny urlop - choć wcale nie musiałam daleko jeździć. Ale.. podążałam tropem "Mazurskich Opowieści" - to ksiażka Jadwigi Tressenberg, która na podstawie rozmów z mieszkańcami swojej i okolicznych miejscowości spisała legendy z nimi związane. A potem okoliczne gminy zrobiły z tego szlak rowerowy: można jeździć odwiedzać punkty, w których stoją rzeźby przedstawiające danego bohatera oraz tablica ze skróconą wersją legendy. Naprawdę była to świetna przygoda. Jak chcesz więcej info to daj znać - recenzję książki i relacje z podroży zamieściłam u siebie na blogu. / Pozdrawiam
    Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten "baśniowy" szlak rowerowy to fajny pomysł - aż zaczęłam kombinować, jak przełożyć sobie to na moje tereny (Kujawy), gdzieś widziałam nawet książkę z zebranymi kujawskimi baśniami, więc może uda mi się to jakoś rozpracować ^_^

      Usuń