środa, 16 lipca 2014

M.C. Beaton „Agatha Raisin i miłość z piekła rodem”

Czasami tak bardzo skupiamy się na osiągnięciu celu, że zupełnie zapominamy o poświęceniu chwili uwagi na zastanowienie się nad tym, czego tak naprawdę pragniemy i potrzebujemy do szczęścia. Poślubienie ukochanego mężczyzny okazało się dla Agathy Raisin początkiem prawdziwych problemów i to podwójnych, bo małżeńskie kłopoty splotły się ze sprawą morderstwa pewnej kobiety. Kochanki męża Agathy. Czy porywcza Raisin skłonna byłaby do tak drastycznego kroku? Kto komu będzie groził pistoletem, a kto komu nożyczkami? I kto będzie szukał wyciszenia w... klasztorze (!)? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w „Agacie Raisin i miłości z piekła rodem”.
  
◊◊
  
1. Przód okładki zaprojektowanej
przez RJ PROJEKT
Roberta Jasińskiego.
W jakiś sposób książka ta wpisuje mi się w refleksje zainicjowane przez poprzednią przeczytaną powieść, czyli  „Wielkiego Gatsby'ego”. Nie, nie oszalałam, nie odważę się stwierdzić, że M.C. Beaton literacko dorasta do poziomu F. Scotta Fitzgeralda ;) To dwie książki z dwóch różnych światów, ale pojawiają się w nich podobne wątki: miłości i zdobywania ukochanej osoby, wierności i zdrady. Możemy też obserwować do czego zdolni są ludzie, aby osiągnąć zamierzony cel. Poza tym, w obydwu tych książkach postacie miotają się próbując dosięgnąć prawdziwej miłości i nie widzą, że tylko gonią za pewnym złudnym wyobrażeniem tego uczucia. „Agatha Raisin i miłość z piekła rodem” rozpoczyna się od opisu kryzysu w małżeństwie Agathy i Jamesa Laceya, który pojawia się tuż po powrocie z podróży poślubnej. Znając poprzednie dziesięć tomów, mogę stwierdzić, że mnie to nie dziwi (choć przy pierwszym czytaniu, 18 grudnia 2012 roku, jednak zaskoczona byłam takim rozwojem tej relacji, więc to taka nie do końca oczywista oczywistość). Muszę przyznać, że wątek uczuciowy jest nawet ciekawie poprowadzony, choć drażniło mnie sprowadzenie związku i zdrady do takich banalnych tłumaczeń typu: zdradziłem, bo „(...) podejrzewałem cię o romans. Poza tym przerażała mnie perspektywa śmierci, świadomość, że choroba zżera mój mózg.” (s. 267). E tam, dorabianie ideologii do czegoś, co jest zwykłym tchórzostwem, które na dodatek nie budzi mojej empatii. Przyczyny małżeńskich problemów niby są sensownie wytłumaczone (obydwoje naiwnie wierzyli, że druga osoba zmieni się według ich woli po ślubie), ale zabrakło mi podstawowego stwierdzenia, że Agatha i James błąd popełnili przed ślubem, kiedy nie skonfrontowali ze sobą swoich wyobrażeń o wspólnym życiu. Para emerytów zachowująca się jak para podlotków to za dużo jak na moją cierpliwość, zwłaszcza że jest ona nadwyrężona męczącymi mnie ostatnio upałami :/
  
2. Przykładowa strona „Agathy
Raisin i miłości z piekła rodem”.
Wątek kryminalny też ma ciekawe momenty. Główna bohaterka wyjątkowo naturalnie wplątuje się w całą sprawę - chęć wykrycia mordercy kochanki męża wiążę się z tym, że ów niewierny znika w tajemniczych okolicznościach i Raisin chce go odnaleźć, aby mu wygarnąć co o nim myśli ;) Biednej „Rodzynce” na odsiecz przybywa znudzony Charles Fraith i razem zgłębiają przeszłość ofiary, Melissy Sheppard, w celu wytypowania sprawcy. Było to całkiem fajne, bo rozmowy z kolejnymi, byłymi mężami Melissy, czy innymi ludźmi, którzy ją znali, odkrywają inne oblicze pozornie perfekcyjnej i pełnej ciepła pani domu. Gdzieś tam po drodze pojawia się m.in. motyw fanatyka porcelanowych lalek, a pewnym momencie podejrzane są aż trzy osoby (wszystkie z wiarygodnym motywem), więc książkę czytało mi się bez większych zgrzytów, chociaż jednocześnie - bez zachwytów. Na to ostatnie wpłynął sposób stworzenia przez autorkę postaci mordercy: rozczarowuje jego niekonsekwencja, bo z jednej strony jest on na tyle sprytny, aby wziąć odkurzacz i zatrzeć po sobie ślady na miejscu zbrodni, a z drugiej razi amatorszczyzną kiedy nie odbezpiecza pistoletu podczas celowania do potencjalnej ofiary. Tłumaczenie pewnych zachowań (i częściowo tej niekonsekwencji) zaburzeniami psychicznymi też nie rozwiązuje sprawy, bo to takie pójście na łatwiznę w konstruowaniu fabuły (o powielaniu stereotypu osoby chorej psychicznie nie wspominając). Mam wrażenie, że M.C. Beaton zbyt często brak logiki swoich opowieści zrzuca na karb zaburzeń psychicznych postaci morderców, czy ofiar. Tak jakby ludzie zdrowi nie popełniali zbrodni (w afekcie/z premedytacji/dla pieniędzy/z zazdrości... i pewnie jeszcze parę motywów by się znalazło).
  
3. Tył okładki zaprojektowanej
przez RJ PROJEKT
Roberta Jasińskiego.
Z drobiazgów, to zwróciłam uwagę np. na fragment poświęcony nazwisku Agathy: „Występowanie pod niezmienionym nazwiskiem [po ślubie z Jamesem] dawało jej złudzenie, że obroniła ostatni bastion niezależności. Nie zdawała sobie sprawy, że używanie nazwiska zmarłego męża [Jimmy'ego Raisina], którym gardziła z całego serca, nie czyni z niej bynajmniej kobiety wyzwolonej.” (s. 9) - „logika” Agathy w pełnej krasie ;) Poza tym, dowiadujemy się w końcu, dlaczego Raisin nie lubi, jak Charles mówi do nie „Aggie”: „Nie cierpię tego zdrobnienia. Za każdym razem, kiedy je słyszę, wyobrażam sobie siebie stojącą w drzwiach szeregowego domku na osiedlu górniczym w jakimś mieście na północy z lokówkami na głowie, w szlafroku, bamboszach i papierosem w ustach.” (s. 134). A Wy macie jakieś nielubiane zdrobnienia swoich imion? Chętnie je poznam - obiecuję nie wykorzystywać ich przeciwko Wam ;) Pod koniec „Agathy Raisin i miłości z piekła rodem”, Bill pyta Agathę, czy nie myślała o założeniu agencji detektywistycznej. Zdradzę, że to nastąpi, ale jeszcze trzeba troszeczkę poczekać...
  
Ten tom miał być początkowo ostatnim wydanym przez Edipresse Polska SA, ale (co głosi hasło nadrukowane na okładce - patrz zdjęcie nr 1.) wydawnictwo zdecydowało się serię kontynuować - do 23 tomu (potem jeszcze ukazała się najnowsza, 24 książka). Po pierwszym przeczytaniu „Agathy Raisin i miłości z piekła rodem” podjęłam decyzję o dalszym śledzeniu przygód „Rodzynki”, a słowa zapisane w czytelniczym pamiętniku 18 grudnia 2012 roku tłumaczą dobitnie moje motywacje: „Czy chcę przeczytać kolejne tomy? Pomimo, że powieści są często średnie, ewentualnie dobre i pomimo wszystkich moich zastrzeżeń do nich - tak, głównie dlatego, ze nie mam i nie znam nic w podobnym stylu, a czuję, że mam w sobie zapotrzebowanie na tego typu lekturę. Coś z naszych czasów, z wątkiem kryminalnym, miłosnym, nieco zabawne, nieco wzruszające, może i proste, ale sprawiające przyjemność, nie przytłaczające, ale pomagające miło spędzić czas, pogodne.”. Główna bohaterka powróci (w „Agacie Raisin i zemście topielicy”), ale chwilowo nie potrafię powiedzieć dokładnie kiedy, bo mam ochotę zrobić sobie małą przerwę w śledzeniu jej perypetii. W ogóle mam ostatnio kryzys czytelniczy, zwany przeze mnie „fazą pinball”, czyli odbijam się od półek z książkami jak kulka w grach typu pinball, coś bym poczytała, ale na nic nie mam ochoty... Może nowe nabytki mnie natchną? O nich słów kilka już wkrótce :)
  
  
autor: M.C. Beaton
tytuł: Agatha Raisin i miłość z piekła rodem
tytuł oryginalny: Agatha Raisin and the Love From The Hell
tłumaczenie: Monika Łesyszak
seria: Seria kryminałów (tom 11)
wydawca: Wydawnictwo Edipresse Polska SA
projekt okładki: RJ PROJEKT Robert Jasiński
oprawa: miękka
wymiary: 17,8 × 11 × 1,9 cm
liczba stron: 272
waga: 198 g
cena: 13,99 zł
moja ocena treści: 3/5
moja ocena wydania: 3/5
  
PS Na koniec spróbujcie odgadnąć, kogo zobaczyła Raisin po upadku z muru okalającego klasztor:
Usiłował odtworzyć w pamięci obraz Agathy, ale nie pamiętał zbyt dobrze, jak wygląda.
Nagle coś łupnęło od strony grządki pomarańczowego tymianku za kamienną ławką, na której siedział. Skoczył ze strachu na równe nogi i obejrzał się za siebie.
Agatha Raisin leżała wśród połamanych roślin. Zaczerwieniona i spocona wstała.
Popatrzyła na postać w habicie i spytała słabym głosem: (...)?” (s. 253-254).

14 komentarzy:

  1. Dorasta to Fitzgeralda??? : O

    OdpowiedzUsuń
  2. Fitzgerald jest genialny, jeżeli ta autorka też to muszę przeczytać
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Scarlett i Kara: szsz... trzask... trzask... Mamy chyba jakieś zakłócenia w komunikacji ;) Pisząc "Nie, nie oszalałam, nie odważę się stwierdzić, że M.C. Beaton literacko dorasta do poziomu F. Scotta Fitzgeralda ;) To dwie książki z dwóch różnych światów (...)" miałam na myśli, że Beaton nijak ma się do Fitzgeralda i że NIE dorasta literacko do jego poziomu. A ta ";)" w tym cytacie oznacza, że sam pomysł, aby ich porównywać jest absurdalny. szsz... trzask... szsz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to bym sobie porównał fitzgerlda do emsi biton, ale jeszcze żadnej jej książki nie przeczytałem :) Chociaż, z drugiej strony, czy to aż taka przeszkoda ;) ?
    Nie przyszło Ci do głowy, że faza pinballowa może być wywołana właśnie przez kiepskawy poziom naszej rodzyneczki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taką Ci tu ściągę co do książek Beaton serwuję, że bez problemu zrobiłbyś pełną analizę porównawczą jej twórczości i dorobku Fitzy'ego ;)
      Kiepskawy (co za eufemizm!) poziom naszej Rodzyneczki pełni raczej rolę przysłowiowego gwoździa do trumny. Faza pinballowa jest odzwierciedleniem raczej mojego kiepskawego (o, znowu ten eufemizm!) nastroju.

      Usuń
  5. Kiepskawy nastrój? A czemuż to on? Słyszałem, o depresji jesiennej, ale żeby letnia...
    Zrobię tak jak mówisz z porównaniem, ale za jakiś czas; teraz ef skot musi odstać swoje w kolejce, bo dopiero co go zaszczyciłem recenzją. Ej, a Ty tak o nim w poście wspominasz, że chyba zrobił na Tobie wrażenie, co?

    A Rajsin przy klasztorze zobaczyła Michała Wołodyjowskiego, bo pamiętam nawet taką scenę z filmu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "ef skot musi odstać swoje w kolejce, bo dopiero co go zaszczyciłem recenzją" - dopiero co? To chyba bardzo względne pojęcie...

      Usuń
  6. Nie, nie, to bardzo dokładne pojęcie :) Nim dostanie ficgeralt drugą turę to jeszcze wielu wcale nie gorszych pisarzy ma zaklepaną kolejkę (jak przesunąłem tołstoja, to się wkurzył na mnie!)
    Czy utrafiłem z tym klasztorem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to Ci się menażeria rozbrykała! Swoją drogą nie boisz się, że fakt iż nie potrafisz zapanować nad takim Tołstojem fatalnie wpłynie na Twój wizerunek nieustraszonego herosa? ;)
      Jak cholera :) Ale kiedy to Michałek był w klasztorze, bo nie kojarzę?

      Usuń
  7. Le menagerie! Zabraknie na chwilę bata nad nimi i dziady myślą, że im wszystko wolno! Jutro połamię kilka kończyn i będzie spokój :)
    Michaś był w filmie w klasztorze, chyba u psów pańskich, bo na biało odziany, dopiero zagłoba go wyciągnął podstępem. Czy to nie odyseuszowo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Odyseja" dopiero przede mną, więc ostatnie pytanie uznam za retoryczne.
      A swoją drogą, to "Odyseję" mam z tej samej serii co "Draculę" i "Raj utracony" - czyżby kolejny znak?! ;)

      Usuń
  8. To już nie znak, panno K., to pewność ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niedługo zabieram się za kolejną część.Czytając tą, jestem wstanie odgadnąć, że Agata ujrzała James'a ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he, muszę przyznać, że mi się ten motyw klasztorny spodobał ;) Biednej Agacie los rzuca ciągle kłody pod nogi - ale za to całość jest (z punktu widzenia czytelnika) zabawna :)

      Usuń